Plany na luty mam ambitne. Dlaczego? Bo tak! Bo w styczniu
przeczytałam drastycznie mało książek, bom blokadę miała. Nic mnie nie
ciekawiło, nic nie bawiło, od książki odrzucało. Napoczęłam stos książek, a
skończyłam ze trzy. Resztę dokończę (lub nie) w lutym.
Styczeń stał pod znakiem książek dla dzieci. Naczytałam się
ich od groma i ciut ciut (czyli w sumie
z tym czytaniem nie było tak źle. Chociaż niektóre z książeczek miały po
dwa zdania. Lub jedno. Więc ekhm). Poczyniłam ambitne zakupy książeczek dla Mimi.
Sobie kupiłam jedną (hurra!). Jak na razie nie zamierzam kupować więcej, bo w
marcu prawdopodobnie polecę do Polski to sobie coś smakowitego zakupię. Można
powiedzieć, że wyszłam na zero, bo jedną książkę sprzedałam.
Luty zgodnie z zasadami GRY W KOLORY jest miesiącem czarno
okładkowym. Książek tych mam tyle:
I jeszcze kilka co się na zdjęcie nie załapały, czyli m.in. Candy, na które ostrzę zęby. Proust czeka na przeczytanie już z rok, więc na pewno się za niego wezmę w lutym. Mankell to też pozycja obowiązkowa. Chcę
przeczytać jak najwięcej, bo lubię jak mi książki z półek „do przeczytania”
migrują na te „już przeczytane”.
Jeśli chodzi o wyzwanie KLUCZNIK 2015 to hasła na luty to:
1. Więcej niż jeden autor
2. Wydana w roku 2014
3. Love story
Będę się musiała nagimnastykować, żeby jakoś zaliczyć każde hasło.
Niestety, niestety, moce biblioteki miejskiej są mroczne i
podstępne. Poszłam. Się skusiłam na stos książek. Jak zwykle. Dlatego staram
się omijać bibliotekę szerokim łukiem, ale dziecię kocha ten przybytek kultury
i zabawy, więc mnie siłą zaciągnęła (no dobra, dziecię ma dopiero dwa lata i
cztery miesiące, więc pewno za bardzo się nie opierałam, że mnie tam zaciągnąć
dała radę). Okazało się, że jest ona czytelniczką wybredną, gust ma wyrobiony i
ciężko jej było coś znaleźć odpowiedniego. Na wszystkie moje próby odpowiadała
„Nie cię”. Dopiero przy książeczce o biedronce Erica Carle’a (który jest teraz
na topie u Mimi) odpowiedziała „Mimi cie”. No to jak chce to pakujemy. Razem z
kilkoma innymi przemyconymi przez podstępna matkę (ile razy dziennie można
czytać ‘The Very Hungry Caterpillar’ na przemian z ‘Rosie’s Walk’ – opinie
wkrótce!).
Widzę jednak, że zbaczam z tematu. Zakupy na luty dla Mimi
już zrobiłam – trzy książeczki. O numerach, ze słoniem i Heniem. Teksty jak
tylko książeczki dojdą, a to może potrwać. Jednak wolę kupować na eBayu niż
Amazonie, bo szybka wysyłka na tym drugim jest zbyt droga jak dla mnie.
Oprócz tego zamierzamy z Mimi dalej eksplorować bibliotekę.
Ostatnią razą udało się nam znaleźć senną salkę z książkami o książkach i do
nauki języków przeróżnych. Ja wyszarpałam trzy sztuki z tej pierwszej
kategorii, a Mimi książkę do nauki pendżabi. Później Mimi odkryła ciemną salę
komputerową z bladymi ludźmi. Kto wie co jeszcze odkryjemy przy kolejnych
wizytach? Szczególnie, że teraz wszystko w bibliotece poprzestawiali i nic nie
mogę znaleźć.
W lutym powinnam się trochę zmobilizować i przeczytać ze dwie pozycje z mojego stosu wstydu, czyli z wyzwania 12 KSIĄŻEK NA 2015. W styczniu poległam.
Pozmieniam też trochę rzeczy na blogu. Prawdopodobnie będzie ukazywać się więcej tekstów o książkach dla dzieci. Dlatego, więc jako współautorkę dodam małą Mimi, bo gdyby nie ona tych tekstów nie byłoby. Dalej mam potężne plany co do bloga, ale czasu brak. Mimo, że jestem stay-at-home-mum.
Po za tym, mam też swoje osobiste wyzwanie dotyczące życia
prywatnego. Styczeń był miesiącem zapoczątkowania zdrowego odżywiania i diety
(tak, tak, tak banalnie, ale trzymam się i chudnę – a mam z czego. Kura jest
nie tylko z kulturą, ale i dużą ilością nadprogramowych kilogramów). Luty
będzie pod znakiem radosnej twórczości ludowej, czyli zaczynam robić pomponowy
dywanik dla Mimi, odświeżam sobie robienie na drutach i będziemy szaleć z Mimi.
Brokaty, kleje i farby zakupione. Oczywiście, będziemy robić twórczość
nawiązującą do książek (znaczy się, wiele wersji pewnej bardzo głodnej
gąsienicy).
Staram się patrzeć optymistycznie na luty, mimo, że zawsze
mnie bardzo przygnębia. Pocieszam się wielką ilością wspaniałych lektur, które
na mnie czekają na wyciągnięcie ręki.
A wiecie, że marchewka wygrała wojnę trojańską?
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Wczoraj byłyśmy w bibliotece. Mimi wybrała dla siebie kolejne książeczki. I to tyle, że zabrakło jej miejsca na karcie (a może wypożyczyć dwadzieścia sztuk). Dobrze, że ja mogłam na swoją wziąć parę sztuk. Obłęd. A na dodatek przyszły kolejne dwie książeczki zamówione przez Amazona. I jedną kupiłyśmy w funciaku. Chamskie wydanie, ale urzekło dziecięce serduszko Mimi. Wychowałam bukowego potwora!
M.
PS. Wczoraj byłyśmy w bibliotece. Mimi wybrała dla siebie kolejne książeczki. I to tyle, że zabrakło jej miejsca na karcie (a może wypożyczyć dwadzieścia sztuk). Dobrze, że ja mogłam na swoją wziąć parę sztuk. Obłęd. A na dodatek przyszły kolejne dwie książeczki zamówione przez Amazona. I jedną kupiłyśmy w funciaku. Chamskie wydanie, ale urzekło dziecięce serduszko Mimi. Wychowałam bukowego potwora!
M.
Hejo. Odezwij się Kulturalna, bo obiecane "Mniammm" czeka na Ciebie i Maleństwo:)
OdpowiedzUsuńCzekam na kontakt, żeby wysłać książeczkę.