Książki czytam… nie, nie od zawsze, bo bardzo dobrze
pamiętam jak płakałam idąc do szkoły, że nie umiem czytać. Szybko jednak ten
brak nadrobiłam i zaczęłam korzystać nie tylko z domowej biblioteczki, ale i z
biblioteki szkolnej. I tak biblioteki wszelkich maści i rodzajów stały się dla
mnie miejscem ukochanym, pełnym tajemnic i o specyficznej atmosferze. Momentami
przerażającymi, zazwyczaj kojącymi.
Dwóch autorów ukształtowało mój gust literacki – L.M.
Montgomery i Stephen King. Tak, tak, taka właśnie mieszanka wybuchowa.
Montgomery wpoiła mi niepoprawny romantyzm, a King sprawił, że widzę
najczarniejsze zło nawet w odpływie umywalki.
Przechodziłam wiele faz w doborze lektur – horrory, książki
przygodowe i westerny, fantasy, które ukochałam sobie na długie lata. Zawsze
była przy mnie klasyka jako taki pewniak wysokiej jakości. W ostatnich latach
zaczęłam znajomość z kryminałami i teraz stanowią one wielką część czytanych
książek. Czasem też romansuję z powieścią szpiegowską, obyczajową, czy… ech…
romansem, ale to rzadziej.
Książki lubię kupować i po prostu je mieć na półkach. Swoje
zbiory dzielę między Polskę, gdzie znajdują się książki wspólne z mamą, te z
nastolęctwa i okresu studiów i Anglię, w której mieszkam od lat sześciu. Tutaj
książki mogę mierzyć w metrach, bo mam półki długaśne przy suficie.
Aktualnie ułożone są kolorystycznie. Szkoda, że nie mam jak
ich sfotografować, bo panoramiczne zdjęcia są poza moim zasięgiem. Oprócz tego,
mam wydzieloną półkę z kryminałami, seriami i cyklami oraz kącik poświęcony
mojemu małemu hobby w hobby, czyli studiach o fantasy i supernatural. Zresztą to
właśnie z tym tematem związana była moja praca dyplomowa (mam skończony
licencjat z filologii angielskiej. Bardzo oryginalnie.)
Bloga zaczęłam pisać, bo chciałam mieć coś tylko swojego. A nie, że chałupą się zajmować, dziecko ogarniać, rozmemłana w pieluchach siedzieć. Po dwóch latach prowadzenia Kury z Kulturą w dalszym ciągu nikt z moich znajomych, ani z rodziny nie wie, że bloguję. Niepokojące.
Oprócz czytania, czepiam się robienia na drutach czy na
szydełku, tudzież szyciu, ale z miernym skutkiem. Lubię piec. Niezbyt lubię
gotować. Bardzo lubię robić przetwory i nalewki. Mój ulubiony film to „Między
słowami”. Kiedyś byłam mega fanką Placebo i mam spora kolekcję ich płyt i
singli. Słuchałam dużo punku, rocka i metalu. Teraz śpiewam piosenki o
księżniczce Zosi razem z prawie trzyletnią córką. Nie pracuję zawodowo, nie
odkładam na emeryturę, na starość zęby w ścianę. Zbliżam się nieuchronnie do
trzydziestki. Chciałabym hodować kury. Jestem konkubiną.
Uff, wystarczy.
Jeśli masz ochotę pisz na mój pretensjonalny adres:
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Witaj Maniu, też uwielbiam "Między słowami", żaden film nie ma takiego klimatu, czuję te nastroje do żywego, jakby były moje. Piękny. Ale mój ulubiony film to "Caramel", taki babski do bólu.
OdpowiedzUsuńMoże "sprzedasz" przepis na ulubioną nalewkę?
Pozdrawiam - Baśka
O, właśnie "Karmel"! Kompletnie zapomniałam o tym filmie, a chętnie bym go sobie odświeżyła.
UsuńA przepisem na nalewkę chętnie się podzielę, ale to już bliżej jesieni :)