Z okazji Walentynek chciałam wybrać dla Mimi książki
pasujące temat do tego święta. Można narzekać na komercje, kiczowate serduszka
i miśki, ale każda okazja na przypominanie o wadze uczuć jest dobra.
U nas w domu obchodzimy wszystkie święta. Polskie,
angielskie, czasem amerykańskie, czasem szwedzkie, a czasem międzynarodowe. W
miarę możliwości stroimy tematycznie dom i jest fajnie. Teraz w domu królują
girlandy z serduszek co jest podwójnie fajne – Mimi potrafi powiedzieć i „serce”
i „red” (po swojemu oczywista).
Sam Lloyd to bardzo znana autorka wielu nagradzanych
książeczek dla dzieci, a ‘A Love Story’ to pierwsza książka z serii o
naburmuszonym pomarańczowym kocurze.
Mała dziewczynka, Emily bardzo kocha swojego dużego rudego
kota, pana Pusskinsa. Wymyśla mu nowe gry i zabawy, rozczesuje mu futerko
mówiąc jak przystojny jest, a nawet czyta mu historyjki na dobranoc. Niestety,
kot tego nie docenia. Starania Emily go jedynie irytują, a on sam marzy o
ucieczce. I pewnego dnia ucieka do kociego gangu z którym przeraźliwie miauczy
po nocy, włazi do śmietników i robi te wszystkie rzeczy, których mu nie wolno.
Nagle jednak zaczyna padać deszcz, a wiatr robi się przeraźliwie zimny. Kot
czuje się bardzo smutny i opuszczony. Zaczyna tęsknić za bezpiecznym domem,
który teraz wcale nie wydaje mu się nudny. Przemierzając szare ulice natyka się
na garść ulotek z jego zdjęciem. Okazuje się, że to Emily go szuka! Mr. Pusskins dzwoni do domu
smutno miaucząc. Emily mówi mu, że zaraz po niego przyjedzie, ale kiedy kot
czeka żaden z samochodów się nie zatrzymuje. Kot czuje się coraz gorzej i jest
mu coraz smutniej. Nagle jednak widzi dobrze znany samochód! Jakże cudowny to widok
dla kocich oczu! Kolejne dni spędzają na tuleniu się, a wszystkie wspólne
zajęcia, które kiedyś wydawały się kotu tak nudne teraz są dla niego największa
przyjemnością. I Emily i kotek zdali sobie sprawę jak szczęśliwi są, że mają
siebie nawzajem.
Nasza przygoda z Mr Pusskinsem zaczęła sie od przypadkowo
wypożyczonej książeczki z biblioteki (bless the library!). Można powiedzieć, że była to miłość od
pierwszego spojrzenia. Oczywiście moja dwulatka nie rozumie wszystkiego z
historii o panu Pusskinsie, ale przejrzyste obrazki razem z moimi wyjaśnieniami
pomagają jej zrozumieć ogólna ideę. Również kolory bardzo się jej podobają.
Ilustracje są proste, ale zawierają pewne fajne szczegóły, których wyłapywanie
sprawia, że wiele czasu spędziłyśmy na jej czytaniu.
Ja ze swojej strony uwielbiam Mr. Pusskinsa za te jego wiecznie niezadowoloną
minę i przebogatą osobowość. Jest dumny, napuszony, zapatrzony w siebie, ale
również pełen uczucia, a w głębi serca jest to naprawdę dobry kotek. No i pomimo
tego, że treść jest przygodowa cała opowieść ma również morał – warto doceniać
to co się ma, nawet jeśli to jedynie drobne przyjemności.
Świetna lektura dla młodszych dzieci, ale również dla tych
nieco starszych, które odkryją głębszy sens tej historii.
Szykujcie się na kolejne teksty w duchu walentynkowym.
Pozdrawiamy,
Pozdrawiamy,
Kura Mania i mała Mimi.
Książkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania KLUCZNIK 2015 (love story).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!