niedziela, 30 listopada 2014

'A Christmas Carol' Charles Dickens


Oh! But he was a tight-fisted hand at the grindstone, Scrooge! A squeezing, wrenching, grasping, clutching, covetous old sinner! Hard and sharp as flint, from which no steel had ever struck out generous fire; secret, and self-contained, and solitary as an oyster. The cold within him froze his old features, nipped his pointed noose, shrivelled his cheek, stiffened his gait; made his eyes red, his thin lips blue; and spoke out shrewdly in his gratin voice. A frosty rime was on his head, and on his eyebrows, and his wiry chin. He carried his own low temperature always about with him; he iced his office in the dog-days; and didn’t thaw it one degree at Christmas.

Brrrrr! Aż się zimno robi od samego opisu! A co dopiero mają powiedzieć jego pracownicy? Kilka mizernych węgielków nie dających nawet światełka, a co dopiero mówić o świetle. To wszystko na co można liczyć w biurze Ebenezera  Scrooge’a. No może oprócz złego słowa, wiecznego niezadowolenia pracodawcy i samych nieprzyjemności. Sam Scrooge, po śmierci współpracownika Marleya, prowadził swoją firmę żelazną ręką, ale również nie pobłażał sobie we własnym domu. Ciemno, bo ciemność jest tania, malutki ogienek, żadnych przyjemności. Kiedy w wigilijny wieczór, wyjątkowo ciemny, mglisty i nieprzyjemny, wraca on do swojego domostwa przeżywa wstrząs widząc w kołatce twarz zmarłego wspólnika. Nie będąc jednak słabego ducha i nie wierząc w przesądy poszedł (w ciemności!) do swoich pokojów. Tam jednak odwiedził go niespodziewany gość – duch zmarłego Marleya. Twarz jego straszliwa, a głowa obwiązana chustką, aby szczęka nie kłapała. Ciągnął za sobą kajdany i łańcuchy symbolizujące jego wszystkie złe uczynki, wszystkie zaniedbania i każde odwrócenie się plecami na potrzebujących.  Przestrzegł on Ebenezera, że jego też czeka taki los, że po śmierci będzie błąkał się jak tysiące innych potępionych dusz nie zaznając spokoju, miłości i dobra. Zapowiedział też, że odwiedzą Scrooge’a trzy duchy, które mają za zadanie coś mu pokazać. 
 
Pierwszy duch to duch minionych Bożych Narodzeń. Zabrał on Scrooge’a na wycieczkę w przeszłość pokazując mu jakim był kiedyś zanim zmieniły go chciwość i pieniądze. Pokazał samotnego chłopca wyczekującego na odwiedziny rodziny, młodego czeladnika, który bawił się wesoło na świątecznym przyjęciu marząc o pewnej pięknej pannie. Pokazał również jak chciwość rozdzieliła go z jego miłością, a miejsce pięknej kobiety zajął pieniądz. Nie były to miłe obrazy.

Kolejny duch to duch obecnego Bożego Narodzenia. Pokazał on swojemu podopiecznemu jak różni ludzie potrafią pomimo biedy i choroby odnaleźć w tym szczególnym okresie szczęście i spełnienia i jak bardzo mogą ich cieszyć drobne rzeczy, jak np. świetnie przygotowany pudding lub niewinne gry i zabawy. Ebenezer zobaczył swojego czeladnika z rodziną i małym Timem, drobnym chłopcem chodzącym o kulach, którego entuzjazm jest większy niż niejednego zdrowego człowieka. Zobaczył również co ominęło go kiedy odmówił przyjścia na świąteczny obiad do swojego siostrzeńca, syna ukochanej, zmarłej już siostry. Pod koniec wizyty ducha zauważył, że spod szaty zjawy wyglądają dwie istoty. Była to para dzieci, brzydkich i chorych, w poszarpanych odzieniu. Były to dzieci ludzkości. Chłopca imię to Ignorancja (w angielskim jest to rzeczownik męski), a dziewczynki Potrzeba. Mimo, że lekcja była dosyć przykra to do pełnej przemiany Scrooge’a potrzebował on jeszcze jednego ducha.

Tym duchem był duch przyszłych Bożych Narodzeń. Mroczny, w szacie zakrywającej całą postać, z niewidoczną twarzą. Milczący, komunikujący się jedynie gestem. Pokazał on fragmenty rozmów pewnych znanych Scrooge’owi ludzi, którzy mówili o śmierci pewnego człowieka. Odwiedzili zakazane rejony, w których kilkoro ludzi dobijało handlu rzeczami ściągniętymi z jakiegoś zmarłego i z jego łoża. Pokazał on rodzinę, która na wieść o śmierci tego samego mężczyzny ucieszyła się, bo jej dług zostanie przepisany na kogoś innego, a nikt nie może być aż tak nielitościwy jak  zmarły. Na końcu pokazał on staremu sknerze kim był zmarły – na zarośniętym, zaniedbanym nagrobku widniało „Ebenezer Scrooge”. Wstrząsnęło to starcem – czy aż tak zły był, że nikt po jego śmierci nie zapłakał? Że nie było nikogo kto by towarzyszył mu w ostatniej godzinie? 

Po przebudzeniu następnego dnia okazało się, że jest pierwszy dzień Świąt. Pełen nowego radosnego uczucia Scrooge zerwał się z łóżka jak szalony, a przepełniające go szczęście utrudniało mu ubranie się i ogolenie. Zawołał on przechodzącego chłopca, aby ten kupił największego indyka wiszącego w sklepie nieopodal i tak wszystko załatwił, że dostał go mały Tim. Szaleńcza radość poprowadziła go do wcześniej zaniedbywanego siostrzeńca, a tam spędził najlepszy czas w swoim życiu. Nie powróciło dawne skąpstwo, zgryźliwość i chytrość – Ebenezer postarał się, żeby każdy dzień był jak Gwiazdka, wypełniony dobrem i szczęściem.

Kto nie zna „Opowieści wigilijnej” ręka do góry! Nikt? Tak myślałam. W okolicy Świąt jesteśmy bombardowani przeróżnymi wersjami filmowymi tej klasycznej opowieści, jak również można znaleźć na stosy jej książkowe wersje (dla dzieci, nowoczesne, itp.). Co sprawiło, że jest ona tak uniwersalna, że trafia do każdego odbiorcy bez względu na wiek czy kulturę?

Myślę, że głównie jest to sprawa drastycznej przemiany głównego bohatera. Ebenezer Scrooge, wredny, chciwy, nieuprzejmy, staje się tak dobry, że jakby był choćby o drobinę lepszy to rzygałby tęcza jak jednorożec. Nie oszukujmy się, przemiana głównego bohatera jest iście bajkowa. No ale cóż, czy nie jest przez to tak przez czytelników na całym świecie lubiana? Chyba gdzieś tam w głębi mnie pod warstwą cynizmu żyje nadzieja, że ludzie są jednak dobrzy, że widząc swoje błędy zmieniają się na lepsze, a świat stanie się dobrym miejscem do życia. Dodatkowo, w czasie świątecznego sezonu łaknę tego ciepła i dobra, tej magicznej przemiany i łatwiej mi w nią uwierzyć. Dodatkowym smaczkiem jest obecność duchów. Mimo, że niektóre z nich wcale nie wydają się straszne to potrafią jednak  ukazać swoją mroczną stronę w taki sposób, że delikatne ciareczki przechodzą po plecach. Z drugiej jednak strony znajdziemy komfort w czytaniu tej historii, bo nie jest ona zbyt przerażająca, a szczęśliwego zakończenia możemy się spodziewać nawet nie znając jej zakończenia. Szczęście wypełniające książkę pomimo mrocznych wycieczek Scrooge’a jest wszechogarniające. Miło jest przyjrzeć się ludziom celebrującym Święta, które mimo, że czasem skromne lub wręcz biedne, są dla nich radością. Nawet ta pewna przesada w opisach Dickensa (jak np. w przypadku opisu monstrualnego indyka, który jest tak wielki, że nie byłby w stanie ustać na własnych nogach) jest mu wybaczona, bo w końcu magia Świąt działa.

Kiedy wicher za oknem wieje, temperatura spada poniżej zera, a śnieg ew. marznący deszcz zacina, szukam magii. W ‘A Christmas Carol’ ją znalazłam. Już niedługo, po ubraniu choinki podczas której będę słuchać Wham! I Mariah Carey do znudzenia, włączę sobie którąś z wersji „Opowieści wigilijnej” i pomimo tego, że świetnie znam jej treść, z wielką przyjemnością przeżyję historię Scrooge’a na nowo.

Polecam wszystkim tym, którzy nie wierzą w Święta, żeby się naprostowali, tym, którzy magię Świąt chłoną każdym calem swego ciała, jak i tym, dla których porządna opowieść to ta z duchami i śniegiem.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

 PS. Podobno to właśnie Dickensowi zawdzięczamy spopularyzowanie wyrażenia "Merry Christmas".

M.

 
Książkę przeczytałam z niesamowitą przyjemnością w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

2 komentarze:

  1. Mania, a wiesz, że ja dopiero tę historię znam od roku?
    Mam oczywiście na myśli wersję książkową, bo wersje animowane widziałam kilkukrotnie, ale sama przeczytałam książkę tylko raz... przy okazji jakiegoś wyzwania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam się, ze ja dopiero teraz przeczytałam książkę. I to też tylko dlatego, ze zachwyciła mnie okładka ;)

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!