czwartek, 26 listopada 2015

‘The Secret Adversary’ Agatha Christie („Tajemniczy przeciwnik”)




Akcja powieści rozgrywa sie tuż po pierwszej wojnie światowej, kiedy to bolszewicy zawiązują spisek, który ma na celu wywołanie strajku robotników, a na jego fali, wprowadzenie ogólnoświatowego komunizmu. Wielka Brytania, w której  ma miejsce akcja powieści, również zagrożona jest przewrotem. Kluczową rolę odrywa pewien ważny dokument , którego treść w razie ujawnienia mogłaby poważnie nadszarpnąć zaufanie społeczne i osłabić rząd brytyjski. Tajemniczy dokument znajduje się w posiadaniu pracownika brytyjskiego wywiadu. Niestety, statek, którym płynie szpieg zostaje zatopiony. Wiadomo jednak, że przed śmiercią szpieg oddał dokument niejakiej Jane Finn, amerykańskiej młodej dziewczynie. Niestety, ślad po pannie Finn ginie tuż po ocaleniu grupy ludzi z zatopionej „Luizjany”. Gdzie jest Amerykanka? Co się stało z dokumentem? I kto pierwszy odzyska tajemniczy pakunek – brytyjski wywiad czy szajka bolszewików?

Kilka lat po tych wydarzeniach panna Prudence Cowley, młoda i bardzo przedsiębiorcza dziewczyna o bystrym umyśle spotyka Tommy’ego Beresforda, przyjaciela z lat dziecięcych. Ponieważ obydwoje mają problemy finansowe związane z brakiem pracy postanawiają założyć spółkę młodych poszukiwaczy przygód. Przypadek sprawia, że błyskawicznie dostają propozycję pracy. To właśnie ta para świeżo upieczonych detektywów ma znaleźć pannę Finn i, jeśli to możliwe, odzyskać tajny dokument.
Bystra Tuppence i solidny Tommy zostają wplątani w niebezpieczną grę, w której stawką jest nie tylko stabilność brytyjskiego rządu, ale i ich własne życie. Na swojej drodze poznają nieoczekiwanych sojuszników, niebezpieczne kobiety, milionerów, wysoko postawionych urzędników oraz bezlitosnych bandytów. Czy, pomimo niedoświadczenia, ta niezwykła para poradzi sobie z międzynarodowym spiskiem? Czy znajdą zaginioną Amerykankę? Czy tajemniczy i morderczo niebezpieczny pan Brown okaże się jednak przeciwnikiem nie do pokonania?

‘The Secret Adversary’ to druga wydana przez Agathę Christie powieść, a pierwsza z udziałem młodej pary detektywów Tuppence i Tommy’ego. Poznajemy w niej Tuppence – młodą i bardzo niezależną córkę archidiakona, która nie tylko pali papierosy, ale i zakłada nogę na nogę oraz charakteryzuje się impulsywnością i dosyć niewyparzonym językiem. Jednym słowem jest utrapieniem dla starego ojca. Tommy za to jest niezbyt przystojnym młodym człowiekiem, troszkę może powolnym w myśleniu, ale twardo stąpającym po ziemi, którego nie jest łatwo oszukać. Połączenie tych dwóch tak różnych osobowości okazuje się strzałem w dziesiątkę, a ich uzupełniające się charaktery sprawiają, że świetnie do siebie pasują i dają wiele koloru powieści.

Sama intryga poprowadzona jest bardzo zgrabnie. Autorka nie pozwala czytelnikowi na chwilę wytchnienia mnożąc kolejne dramatyczne wydarzenia, dając wskazówki, ale trzymając w napięciu aż do samego końca. Niektóre postaci przedstawione są może zbyt naiwnie (jak np. Amerykanie jako nacja) i stereotypowo, ale główna para bohaterów sprawiła, że pomimo początkowych trudności z przyjemnością doczytałam powieść do końca. A, i jeszcze jeden mały minusik – mnożenie się coraz to nowych zbiegów okoliczności było dosyć irytujące.

A czym były te początkowe trudności o których wspomniałam? No cóż, ciężko mi było z początku wciągnąć się w język powieści tak charakterystyczny dla tamtych czasów (ciekawe jak wyszło to w polskim przekładzie). Jednak po pierwszych kilku rozdziałach przestałam zauważać już te wszystkie archaizmy i skupiłam się na szybko przyspieszającej akcji. 

Mimo tego, że powieść ta zirytowała mnie nie raz i nie dwa ciężko mi właściwie powiedzieć dlaczego. Coś było w tonie w jakim została napisana, w niewątpliwie błyskotliwych dialogach (może aż zbyt błyskotliwych?), w tym jak zbudowane są postaci, że na pewno nie stanie się ona jedną z moich ulubionych. Jednak i tak warto przeczytać, choćby po to, żeby zobaczyć jak zmieniał się warsztat pisarki.

Polecam fanom staroświeckich powieści szpiegowskich oraz  tym, którzy znają lady Agathę tylko z przygód Poirota i panny Marple.  

Pozdrawiam,
Kura Mania.

PS. Na goodreads przeczytałam, że słowne przekomarzanki między Tommym a Tuppence sprawiają, że Tony Stark i Pepper Pots byliby z nich dumni. Co oznacza, że nie tylko mi wszystko kojarzy się z Iron Manem. (Choć z powyższym się nie zgadzam).

M.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

wtorek, 24 listopada 2015

'The Black House' Peter May ("Czarny dom")




Detektyw inspector Fin Macleod jest na urlopie zmagając się z tragedią śmierci swojego małego synka. Jeszcze przed urlopem prowadził śledztwo dotyczące drastycznego morderstwa popełnionego w Edynburgu. Kiedy policyjny system HOLMES łączy tę zbrodnię z podobną popełnioną na wyspie Lewis z której pochodzi policjant, przełożony Macleoda postanawia włączyć go do śledztwa.

Niejako pod przymusem Macleod leci na rodzinną wsypę należącą do Hebryd Zewnętrznych, gdzie surowy smagany wiatrami i deszczami krajobraz rodzi równie surowych i twardych ludzi. Przed Macleodem stoi zadanie nie tylko rozwiązania zagadki śledztwa, ale i konfrontacja z dawnymi wspomnieniami i ludźmi, których miał nadzieję zostawić za sobą już na zawsze.

Czy policjant poradzi sobie z odkryciem mordercy, którym może być ktoś ze znanych mu dawnych współmieszkańców, ale i z ciągle jeszcze świeżą utratą dziecka, rozpadem małżeństwa oraz bolesnymi wspomnieniami? Czy nie będzie to za dużo jak na jednego człowieka?
Fin Macleod nie tylko będzie musiał obudzić demony  z przeszłości, ale i będzie musiał zatańczyć z nimi piekielny taniec, który odkryje przerażającą i bolesną prawdę.  

Po „Czarny dom” sięgnęłam dzięki rekomendacji tommyknockera z bloga samotnia1981.blox.pl. Nastawiłam się na typowy kryminał, trochę mroczny z racji umieszczenia akcji w klaustrofobicznej atmosferze małej społeczności żyjącej na niegościnnej wyspie, ale z raczej typową zagadką whodunnit. Nie byłam przygotowana na tak intensywną lekturę, w której wątek kryminalny jest jedynie pretekstem dopełniającym ten mówiący o mrocznej przeszłości mieszkańców małego miasteczka i samego Macleoda.
Towarzyszymy policjantowi w trakcie prowadzonego przez niego śledztwa i kolejnych wizyt u ludzi znanych mu z lat spędzonych na wyspie. Jednocześnie narracja poprzetykana jest wspomnieniami opowiadanymi  z perspektywy młodego Fina od najwcześniejszego dzieciństwa. Nie jest to życie łatwe i radosne. 

Odkrywamy kolejne tragedie towarzyszące głównemu bohaterowi – pierwsze upokorzenia związane z nieznajomością angielskiego (na wyspie mówi się po gaelicku), utratę rodziców, zimne lata spędzone z ciotką, pierwsze miłości, trudne przyjaźnie. I kolejne tragedie, kolejne śmierci. I kiedy uznałam, że wiem już wszystko, i, że razem z Finnem rozwikłałam zagadkę morderstwa okazało się, że zza tych wszystkich historii wystaje coś tak obrzydliwego i przerażającego, że aż ciężko było mi w to uwierzyć.

Na początku nie lubiłam Finna, taki niemiły i zgorzkniały. Ale powoli odkrywając jego przeszłość zaczęłam go lepiej rozumieć, pomimo tego, że czasem mnie irytował, drażnił i miałam ochotę nim potrząsnąć, aby zamiast skupiać się na sobie zaczął patrzeć na niektóre wydarzenia oczami swoich rozmówców.
Świetnie narysowane są sylwetki mieszkańców wyspy Lewis i ich styl życia. Twarde prawa twardych ludzi, których życie nie rozpieszcza. Skazani na porażkę tylko dlatego, że urodzili się akurat w takim miejscu. W miejscu, gdzie stare tradycje ciągle żyją. W miejscu, gdzie w niedziele huśtawki były zakluczone na łańcuch, bo niedziela jest dniem świętym. Z drugiej jednak strony, surowe prawa obowiązują wszystkich, a ich naruszenie wiąże się z wymierzeniem sprawiedliwości przez samą społeczność. Tak jak przed wiekami. I tak jak gaelicka tradycja dwutygodniowego wyjazdu starannie wybranej garstki mężczyzn na polowanie na wystającą ze wzburzonego morza niegościnną skałę tak i te stare prawa są niezmienne. 

Porażająco smutna, z mocną, gęstą atmosferą czegoś wrogiego czającego się za działaniami bohaterów to powieść o odkrywaniu samego siebie. O tym jak ważne jest pogodzenie się z własną przeszłością i o tym jak ciężko się od niej odciąć i zacząć nowe życie.

Nie nastawiaj się na typowy kryminał. Nastaw się na przenikliwe spojrzenie w głąb ludzkiej duszy z jej ułomnościami, niejasnymi motywami i rzadkimi jasnymi promykami nadziei. 

Polecam wszystkim, którzy nie boją się wiecznego pomruku oceanu w tle, surowej przyrody, niełatwego życia i konfrontacji z demonami przeszłości, po której nic nie będzie takie jak wcześniej oraz tym dla których wartości takie jak tradycja, honor i rodzina są ciągle żywe zarówno w sercu jak i działaniu.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Na pewno sięgnę po kolejne części opowiadające o Finu Macleodzie. Rozstałam się z nim w takim momencie jego życia, że z ciekawością czekam na to jak mu się dalej powiedzie (lub nie). 

M.

czwartek, 19 listopada 2015

'The Twits' Roald Dahl




Poznajcie Twitów. On, z wielką i bujną brodą, której nie myje NIGDY. Co sprawia, że można znaleźć w niej kawałki tostów, ogonki sardynek i inne resztki jedzenia jeśli ktoś miałby ochotę poszukać.  Jego małżonka jest nie lepsza. Nie dość, że ze szklanym okiem, które potrafi wrzucić do piwa męża, to jeszcze z paskudną twarzą, która odzwierciedlała jej paskudne myśli. Ponieważ cechą charakterystyczną tej odrażającej pary jest wredny charakter. 



Paskudna ta parka robi sobie złośliwe i okrutne żarty (tak jak wspomniane oko w piwie lub spaghetti z dżdżownicami) to jeszcze jest  niesympatyczna do swoich sąsiadów, dzieci, listonosza i w sumie całego swojego otoczenia. Nie przepuszczają nawet ptakom, które pan Twit łapie w przemyślny sposób i małpkom, które trzymają w wielkiej klatce w ogrodzie i które poddawane są codziennie bolesnej i męczącej tresurze.

Tak więc, są po prostu do cna wrednymi, okrutnymi, wypranymi z ludzkich uczuć potworami. Oczywiście, tak jak w większości opowieści  Roalda Dahla czeka ich zasłużona kara. Wymierzona w przewrotny sposób przez tych, którzy przez tą parkę byli doświadczani. I główną rolę w wymierzaniu sprawiedliwości będzie miało wiadro najmocniejszego na świecie kleju…

Jak zwykle przy czytaniu wszystkiego co napisał Dahl bawiłam się świetnie.  Wyraziste postaci, wartka akcja i morał to to co charakteryzuje większości jego opowieści. Przemyślana zemsta małpek i ptaków sprawia, że z uśmiechem słusznej satysfakcji witamy koniec Twitów. Fajne jest również to, że  autor zaznacza, że piękno nie polega na ładnej buzi, a na ładnych myślach i uczynkach, bo to one sprawiają, że osoba nawet o niezbyt przystojnej twarzy promieniuje wewnętrznym pięknem. No i znajdziemy tutaj również przedstawienie koszmaru małżeństwa bez miłości, ale z dużą ilością złośliwości. 

Transformacja pod wpływem brzydkich myśli

Nie jest to najlepsza książka Dahla, ale w jego bardzo charakterystycznym stylu i na pewno dostarczy dużo rozrywki każdemu czytelnikowi. Nie mogę się już doczekać, kiedy Mimi będzie na tyle duża, że spokojnie będę mogła jej czytać momentami drastyczne, ale zawsze pełne humoru powieści Roalda Dahla.
No i nie można zapomnieć o świetnych ilustracjach Quentina Blake, którego charakterystyczna kreska współtworzy nie tylko wszystkie powieści Dahla, ale i autorskie książki ilustratora. 


Polecam wszystkim miłośnikom lekkiego absurdu, fanom zwierząt oraz osobom, które lubią jak zło zostaje ukarane, a dobro triumfuje. O, i na przestrogę wszystkim o brzydkich, negatywnych myślach. 

Pozdrawiam,
Kura Mania.

wtorek, 17 listopada 2015

‘Red Queen’ Victoria Aveyard („Czerwona królowa”)


żródło

Czy jest sens zmieniać ustalony porządek? Nawet jeśli jest on krzywdzący dla jednej ze stron to przecież jest to porządek znany od setek lat, z tradycją, ugruntowany wieloma prawami wpojonymi ludziom od pokoleń.

W Królestwie Norty życie jest poukładane. Jeśli po skaleczeniu leci Ci z rany krew czerwona to urodziłeś się w ubóstwie i w nim umrzesz. Po drodze jeśli masz trochę szczęścia i talentu trafisz do kogoś na praktykę lub do fabryki produkując rzeczy, na które nie będzie Cię stać. Jeśli masz pecha to po skończeniu lat osiemnastu zostaniesz wcielony do wojska i wysłany na front, na niekończącą się wojnę z sąsiednim państwem, która trwa już ponad wiek. Mięso armatnie, niewolnik, sługa, śmieć, nikt. To Ty.

Jeśli się skaleczysz, a z rany popłynie srebrna krew… A, to już całkiem inna sprawa. To Ty będziesz panem i władcą. Będziesz ubierał się w piękne i delikatne szaty uszyte przez Czerwonych. Będziesz mieszkał w dostatnich domostwach z diamentowego szkła, w których służyć Ci będą Czerwoni. Będziesz też miał jakiś specjalny dar – niezwykłą siłę, telepatię, zdolność do panowania nad wodą, ogniem, metalem, światłem lub zdolność do leczenia siebie lub innych. Będziesz żyć w swoim wspaniałym świecie niczym w szklanej bance, nie zauważając nawet biedy i brudu, w którym przyszło żyć Czerwonym.

Mare Barrow jest jedną z Czerwonych. Jej bracia zostali wysłani na front, a młodsza siostra pracuje w mieście szyjąc i haftując dla Srebrnych. Jej ojciec po walce na froncie wrócił do domu na wózku inwalidzkim bez jednego płuca. Matka próbuje łączyć jakoś koniec z końcem, żeby żyło się chociaż trochę lepiej. Najlepszy przyjaciel Mare traci swojego mistrza i nagle okazuje się, że już niedługo trafi do wojska. Sama Mare zostanie wcielona do armii już w następnym roku.

Kiedy Mare spotyka niezwykłego chłopca w brudnym barze dla Czerwonych nie wie, że to spotkanie odmieni nie tylko jej życie, ale i życie setek ludzi w Norcie. Nagle z biednej wioski trafia do letniej rezydencji króla, a tam okazuje się przez przypadek, że Mare nie jest taką zwykłą dziewczyną. Nagle okazuje się, że jedna z Czerwonych ma dar, który przypisany był jedynie Srebrnym. Czy sprawi to, że zapomni o tym jaki kolor ma jej krew i zacznie korzystać z uroków wygodniejszego „srebrnego” życia? Czy jej serce zostanie dalej czerwone?

Pierwszoosobowa narracja, do której nie mogłam się z początku przyzwyczaić, sprawia, że czytelnik wie jedynie tyle ile wie główna bohaterka, czyli Mare Barrow. Sprawia to, że nie tylko nie wiedziałam co będzie dalej, ale i musiałam znosić jej narzekania i momentami męczące myśli. Z drugiej jednak strony taki sposób prowadzenia narracji sprawił, że z niecierpliwością czytałam co będzie dalej, no i ciągle była rozdarta co do prawdziwych intencji innych ważnych postaci.

Są to dwaj książęta. Jeden urodzony z pierwszej żony panującego króla jest urodzonym żołnierzem. Cal, nie znosi bezruchu, najlepiej czuje się na pierwszej linii frontu i uważa, że porządek panujący w królestwie jedynym możliwym. Jest takim idealnym księciem, chlubą swojego ojca. I tak jak i on ma dar panowania nad ogniem. Jest wrażliwy, ale i zawsze robi to co słuszne.

Jego przyrodni brat, Maven, urodzony jest z obecnie panującej królowej, która potrafi nie tylko czytać cudze myśli, ale i podporządkowywać sobie inne osoby. Maven dzielący dar panowania nad ogniem z Calem, zawsze w jego cieniu, czuje się tym mniej kochanym przez ojca, bardziej nieudanym synem. Jego zaletą jest dyplomacja. To właśnie on zbliża się do Mare odsłaniając swoją wrażliwszą stronę.
Mare jest rozdarta nie tylko  między swoim czerwonym pochodzeniem a srebrnymi zdolnościami, ale i między rodzącymi się uczuciem zarówno do Cala jak i Mavena. Oprócz tego musi uczestniczyć w niebezpiecznej grze, której zasad do końca nie pojmuje. Jeden błąd i straci życie nie tylko ona, ale i jej najbliżsi. 

‘Red Queen” jak zauważyła, wywołuje mieszane reakcje. Część z czytelników bardzo powieść polubiło, część uznało, że ta mieszanka znanych już wcześniej schematów nie wnosi nic nowego. Ja nie czytam YA prawie w ogóle, kompletnie nie znam się na dystopicznych historiach i nawet nie czytałam (ani nie oglądałam) The Hunger Games. Tak więc, jako totalnej świeżynce na tym polu podobało mi się bardzo. Ciekawy był świat, który stworzyła autorka, jak i sama historia. Jednak najbardziej trzymało mnie w napięciu niepewność kto jest sojusznikiem, a kto wrogiem. Szczególnie, że mottem powieści mogły by być słowa dosyć często  w niej powtarzane, czyli każdy może zdradzić każdego. 

Na minus muszę zaliczyć słabo poprowadzony wątek romansowy, który w końcu miał kluczowe znaczenie. Wydaje się on wymuszony, jakby na siłę dołączony do głównej osi powieści, czyli rewolucji Czerwonych. Sama autorka stwierdziła, że gdyby miała napisać ‘Red Queen” jeszcze raz to rozbudowałaby bardziej świat w niej przedstawiony, jak i głównych bohaterów. Bo w końcu ten trójkąt (czy właściwie to już kwadrat?) miłosny jest słaby jak herbata z czwartego moczenia, a przecież jak wspomniałam jest to jeden z ważniejszych wątków w powieści. No cóż, mam nadzieję, że autorka ogarnie sprawy romansowe w kolejnych częściach o wiele lepiej, bo kolejna książka tak kulejąca jest nie do przyjęcia.

Victoria Aveyard stworzyła świat i historię będącą mieszanką znanych historii nie tylko  nurtu fantasy YA, ale i klasycznych historii. Jest biedna dziewczyna, jest książę ( a nawet  dwóch), jest dystopia i rewolucja. Korzystając ze znanych schematów stworzyła dobrą historię, trzymająca w napięciu, może nie idealną, ale na przyzwoitym poziomie. Chętnie sięgnę po kolejną część.

Polecam wszystkim o niewygórowanych wymaganiach co do YA/fantasy, tych, którzy tak jak ja są miłośnikami opowieści o postaciach z nadludzkimi zdolnościami, jak i o lewicowo ukierunkowanych miłośników światów dystopicznych. A co.

Pozdrawiam,
Kura Mania.
 Druga część cyklu o tytule 'Glass Sword' będzie miała swoją premierę 9 lutego 2016 roku.

piątek, 13 listopada 2015

"Takeshi 2: Taniec Tygrysa" Maja Lidia Kossakowska




Ruszyła maszyna, po szynach ospale… ale zabrakło jej pary i w tak ospałym tempie dowlekła się do końca. Pierwszą część przygód Takeshiego (tutaj) wciągnęłam nosem zarywając noc. Przecudownie fantastyczny świat łączący wierzenia i tradycje japońskie z twardą rzeczywistością Ameryki Południowej sprawił, że zachwyciłam się tym co przedstawiła autorka. Dramatyczne zakończenie pierwszego tomu sprawiło, że gryzłam pazury oczekując części drugiej. A tu takie rozczarowanie.

Autorka pociągnęła wątki rozpoczęte w „Cieniu śmierci” dodając jednak do nich nowe, zbyt skomplikowane i mało przystające do głównej osi książki. Emm… tzn. jeśli jakakolwiek jest, bo naprawdę ciężko połapać się o czym jest ta seria. Na pewno o Takeshim i o jego przeznaczeniu, który zapewne ma odegrać ważną rolę w losach Wakumi, świata, który zasiedlony przed wiekami przez ziemskich osadników jest osobliwym połączeniem zmitologizowanych elementów współczesności, magii i całej mieszanki wierzeń. 

Mamy też mnóstwo pobocznych wątków, dodatkowych historii, wiele postaci o których ciężko zdecydować czy są pierwszo- czy drugoplanowe. Fajnie jest czytać o świecie bogatym w szczegóły i dopracowanym, ale niekoniecznie czytelnik musi poznawać historie każdej nowej postaci x lat w tył, szczególnie jeśli ich przeszłość nie ma żadnego wpływu (lub znikomy) na teraźniejszość.

Pomijając to rozproszenie wątków również język, którym napisana jest powieść zaczął mnie irytować. Ciągłe powtórzenia o zielonych oczach Takeshiego i tygrysiej naturze damy Funoko z pierwszego tomu  autorka zamieniła w ciągłe powtórzenia… prawie wszystkiego. Mniej więcej chodzi o sytuację, w której dana postać opuszcza pokój. Zamiast napisać, że postać wychodzi dostajemy coś w stylu: I wyszedł. Już go nie ma. Opuścił pokój. Yhym, bo za pierwszym razem nie ogarnęłam. Tak jak w tym fragmencie „Bo był tu. Właśnie tutaj, w komisariacie Alfreda. On sam, osobiście.”  Bardzo często natrafiałam na zbitki przymiotników, które zapewne miały uplastycznić mi opis, a sprawiały jedynie, że wydawał się on wymuszony (jak np. Ciosy wciąż układały się w precyzyjne, błyskawiczne i zabójcze sekwencje.) Nie jest to złe samo w sobie, ale taki zabieg powtarzany raz za razem bardzo męczy. Tak jak częste zaczynanie zdań od a, ale i bo (dobra, czepiam się, ale jakoś mi się to rzuciło w oczy). 

Autorka przedstawiła nam piękny i egzotycznie pociągający zbiór obrazków niewątpliwe namalowanych sprawnie, ale w tak wielkim natłoczeniu zbyt męczących i oszałamiających.  Może w trzeciej części nagle wszystko zaskoczy. Jednak po tak słabej części drugiej nie wiem czy będę miała chęć na część trzecią.
Wielka szkoda, że autorka nie utrzymała poziomu z pierwszej części, bo cykl o Takeshim zapowiadał się bardzo ciekawie i oryginalnie. No, szkoda. Szczególnie, że historia ciekawa, pomysł na nią świetny i przedstawienie świata również, ale akcja, którą wypełniony był tom pierwszy w tej części zwolniła i zaczęła ciągnąć się jak kisiel. 

Acha, a o czym w ogóle jest „Takeshi 2. Taniec tygrysa”? Ciężko powiedzieć. Mnogość wątków sprawiła, że ciężko streścić fabułę. Takeshiego uratował jego dawny przyjaciel z Zakonu i razem z domorosłą księżniczką, czyli córką wójta z Zimnej Wody wywiózł ich do swojego domu – tajemniczej bazy z równie tajemniczym pięknym Lalem. Wracamy również do Etsuke, adeptki Zakonu Rozerwanego Kręgu, która postać jednak niezbyt ewoluuje. Zresztą nawet powierzchowne streszczenie wątków z powieści zajęłoby za dużo miejsca, a na razie ciężko stwierdzić, które są tymi wiodącymi. Jeśli jednak chcesz poznać Takeshiego, niezwykłego wojownika, to zacznij od części pierwszej, a potem i tak zaczniesz czytać część drugą, bo się nie będziesz mógł oprzeć.  To czy ją dokończysz będzie zależało jedynie od Ciebie.

Polecam wszystkim, którzy dają szansę książkom, no i tym, którzy doczytują.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Zapraszam do przeczytania tekstu o „Takeshi. Cień śmierci”Mai Lidii Kossakowskiej.