środa, 22 lipca 2015

Philip Pullman na kurzej nóżce, czyli...


... kiedy jest dobry czas na poznawanie baśni lub jak to mała Mania uległa czarowi zgniłego amerykańskiego kapitalizmu.


Podobno, kiedy małym dziecięciem byłam rodzice czytali mi mnóstwo bajek.  Rano, w południe, a już przed snem to obowiązkowo wymuszałam na nich czytanie kolejnych historii, które znałam na pamięć, ale których nigdy nie było mi dosyć. Kompletnie tego nie pamiętam. Pomimo tego, że namiętnie czytałam „siama” zawsze mając na podorędziu stosik książeczek, czytać nauczyłam się dopiero w pierwszej klasie podstawówki. I wtedy rozwinęła się moja miłość do bajek. Ale nie były to zacne baśnie braci Grimm czy Andersena, czy chociażby legendy polskie czy lokalne, o nie! Ja kochałam serię Egmontu, w której zaprezentowane były bajki Disneya. Miałam ich sporą kolekcję i bardzo żałuję, że poszły gdzieś w świat. Dzięki nim poznałam klasyki takie jak „Król Lew” czy „Piękna i Bestia”, ale też i te trochę mniej znane jak mój ulubiony „Olivier i spółka” (dlatego zawsze chciałam mieć pomarańczowego kota!). Z Disneyem jest jak jest, każdy to wie. Bajki są ułagodzone, zlandrykowane dosyć i często odbiegają od pierwowzoru w sposób znaczący. Tak pokochałam te Disneyowskie wersje, że nigdy mnie nie pociągały baśnie, które wydawały się ponure, nudne i jakieś takie bez wyrazu. Mimo, że rodzinna biblioteczka zawierała świetne wydania klasycznych opowieści nie mogłam się do nich przekonać. Za to moja mama obcykana była we wszystkich takich opowieściach, bo w czasach swojego dziecięctwa i nastolęctwa się nimi zaczytywała. No cóż, i tak bywa.

Mija dwadzieścia lat. Duża już Mania sięga po pozycję Philipa Pullmana, znanego autora, którego książki kurzą się na Maniowej półce już … ekhm… trochę czasu (kiedyś na pewno przeczytam, obiecuję!), w której zamieszczonych jest pięćdziesiąt baśni braci Grimm w jego opracowaniu i opatrzonych notatkami. I Mania, już zbliżająca się do trzydziestki, wsiąkła na amen. 

Z wypiekami na twarzy POŻERAŁAM kolejne opowieści, nie chcąc opuszczać tego prostego świata pięknych dziewcząt, złych macoch, magicznych przedmiotów i niezwykłych zwierząt. I nagle okazało się, że dużą część historii zawartych w ‘Grimm Tales For Young And Old’ znam. Nie z oryginalnych baśni, ale z historii zekranizowanych przez wspomnianego Disneya (np. Snow White czy Cinderella), a w największej części z takich niemieckich ekranizacji, które często puszczane są na Pulsie, a które często przedstawiały te właśnie mniej znane opowieści. 

Jak już wspomniałam baśni jest pięćdziesiąt. Niektóre są króciutkie, zaledwie kilka stron, inne trochę dłuższe, ale wszystkie od razy wciągają czytelnika w niezwykły świat. Po każdej opowieści Pullman zamieszcza podstawowe o niej informacje takie jak typ opowieści, jej źródło, czyli gdzie ją przeczytali bracia Grimmowie lub od kogo ją usłyszeli oraz podobne historie, które można znaleźć w kulturze brytyjskiej, włoskiej czy rosyjskiej.  Dodatkowo, Pullman opatruje opowieści krótkim komentarzem, który czasem zaznacza, które fragmenty są warte uwagi, które są zupełnie niedorzeczne, ale również mówi o swoim zmianach w klasycznej wersji baśni. Dzięki właśnie tym komentarzom w charity shopie zwróciłam uwagę na pozycję Katharine M. Briggs zawierająca wycinek z jej czterotomowego dzieła o baśniach i legendach angielskich. No i oczywiście, musiał w jednym z komentarzy czekać na mnie mój wyrzut sumienia, czyli książka ‘From the Beast to Blonde’, która kupiłam lata temu i która tak czeka i czeka na swoją kolej, ale jakoś nie mogę przez nią przebrnąć. Komentarze jednak nie są sztywne i stricte naukowe, a są jakby taką ciekawostką, smaczkiem,  dla zaintrygowanego baśnią czytelnika.

Nie mam zamiaru pisać o cechach baśni, powtarzających się motywach czy morałach z nich wynikających, bo nie znam się na tym za bardzo. Zresztą Pullman we wstępie przedstawia nam cechy charakterystyczne baśni i kto chce niech się zapoznaje.

 Za to napiszę, które baśnie z tego zbioru ukochałam sobie.

Pierwsza z nich jest opowieść o niezwykłej lojalności, która bardzo cenię u ludzi, czyli ‘Faithful Johannes’ o słudze, którego lojalność kosztująca go życie, sprawiła, że został w końcu wynagrodzony. Inna króciutka historyjka, która bardzo przypadła mi do gustu to opowieść o kocie i myszy i ich zapasie tłuszczu schowanego na zimę, która kończy się źle, ale słowami, że tak to właśnie w życiu bywa. Inna historia, której wersję dziecięcą bardzo ukochała sobie moja Mimi (‘The Three By the Sea’), a która przypadła mi do gustu to ‘The Mouse, the Bird, and the Sausage’. Szczególnie kiełbaska ujęła moje serce. Wiele z nich miało smakowity dreszczyk makabry, jak w ‘Godfather Death’. Zresztą, krwawe zabójstwa  własnych dzieci, odcinanie głów, ćwiartowanie i inne tego typu rozrywki są w tych opowieściach na porządku dziennym. I jak ja mogłam myśleć, że baśnie są nudne?! Muszę też wspomnieć o moich ukochanym Czerwonym Kapturku, którego każdą wersję wielbię (ach, ten wilk!). 

Zresztą z tym moim podejściem do baśni to w ogóle dziwna sprawa była. Przecież ja swoją już świadomą podróż czytelniczą zaczęłam nie tylko od L. M. Montgomery, ale i od Stephena Kinga, którego kocham miłością wielką. No i zawsze interesowałam się fantasy, czytałam stosy książek tego typu, a przecież od fantasy do baśni nie jest tak daleko. Zresztą, już na studiach, najbardziej mnie interesowały książki, które nie będąc stricte fantasy, zawierały w sobie elementy supernatural (czyli i King, i Clive Barker, ale i też Szekspir, a co!). Tak, więc droga prowadząca mnie do baśni była iście z tej baśni wzięta – prowadziła przez ciemny las, z wieloma odnogami, kręta i z niebezpiecznymi istotami spotykanymi po drodze.
Teraz, jest nam już po drodze, wyszłam  z ciemnego lasu i za zasługi me zostanę obsypana klejnotami, czyli na półce czeka Andersen, w domu dwa tomy baśni braci Grimm, a co potem… ach, aż nie mogę się doczekać!

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Nie mogę się też doczekać, kiedy Mimi będzie na tyle duża, żebym mogła jej czytać lub opowiadać baśnie braci Grimm. Co z tego, że momentami krwawe, że momentami brutalne. Są to piękne opowieści warte opowiedzenia i poznania. A egzemplarz tych opracowanych przez Pullmana musi trafić na moją półkę (tak bardzo nie chcę go oddać tego, który czytałam do biblioteki).
M.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwani GRA W KOLORY.



2 komentarze:

  1. Baśnie Grimmów też lubię, ale te nie osłodzone są trochę przerażające (nowe pokolenia są też chyba mniej odporne na strachy:). Ostatnio podczas czytania Kopciuszka mój syn z przerażeniem powiedział, że już wystarczy, że on idzie spać i moocno się wtulił ze strachu przed paskudnymi siostrami Kopciuszka, którym kruki wydziobywały oczy, kiedy szły za Kopciszkiem do ślubu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezły hardcore miały kiedyś dzieci ;) Teraz jakieś słodko-pierdzące Disneye, a kiedyś obcinanie paluszków, mordowanie dzieci i wydziobywanie oczek :D

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!