poniedziałek, 1 czerwca 2015

Dzień Dziecka, czyli przegląd biblioteczki małej Mimi!



Wszystkim dzieciom, tym małym i tym dużym, życzymy wiele radości, miłości, dużo frajdy w odkrywaniu świata, mądrych dorosłych w otoczeniu oraz nadziei, planów i marzeń dla których warto żyć i których warto wyczekiwać. 

Dzisiaj z okazji Dnia Dziecka, kiedy to zazdrość mnie zżera jak patrzę na fejsbuk i widzę jak wiele w Polsce jest różnych propozycji kulturalno-rozrywkowych dla dzieci z tej okazji (w Wielkiej Brytanii nie obchodzi się Dnia Dziecka), postanowiłam podzielić się z Wami tym jak prezentuje się biblioteczka latorośli mej.

Główna biblioteczka Mimi
Oczywiście, Mimi często frustruje się tym, że nie ma miejsca na książeczki, które już tydzień po zainstalowaniu ikeowskich półeczek, się w nich nie mieściły. Teraz zajmują nie dość, że wspomniane półeczki, to i część „leżącego” regału. Jest też i specjalna półka wysoko pod sufitem, która przeznaczona jest na książki na „później”, które czekają aż Mimi podrośnie i się nimi zainteresuje.

Mimi robi wieczne porządki i przemeblowania na swoich książkowych półkach. Czasem zgarnia ich z dziesięć i wynosi do salonu do czytania. Czasem po prostu z tyłu upycha te, których nie lubi albo w ogóle wszystkie książki wyjmuje i układa z nich „duzią wiezie”. Wychodzę z założenia, że książki nie są objęte jakimś sacrum, więc często buduje z nich albo wspomnianą wieżę albo bazę, albo garaż na samochody. Nigdy nie było problemu jeśli chodzi o książek niszczenie, bo po prostu Mimi tego nie robi. Ostatni raz, kiedy zniszczyła książkę był kiedy ząbkowała jako małe bobo. Również „przejście” od kartonowych sztywniaków do zwykłych papierowych książek przeszło bezboleśnie i dosyć wcześnie. Teraz Mimi jest już wyrobioną czytelniczką, która ma swój nieoczywisty momentami gust. Cieszy mnie również to, że coraz częściej sama sięga po dobrze już znane sobie książki i dużo czasu spędza „czytając” je sama.
Część z książek jest jeszcze nieruszona, bo naprawdę sporo ich nawiozłam z Polski, a i w ostatnim czasie bardzo fajne pozycje znalazłam w charity shopach i na car boot sale.  


Jak pewnie zauważyliście książeczek Mimi ma dużo, ale przy okazji Dnia Dziecka zrobiłyśmy dziś rano top topów, czyli wybrałyśmy te najchętniej czytane i ukochane. Po prostu takie, w których przypadku Mimi zdolna jest do przekopania wszystkich półek i zrobienia mega sajgonu w pokoju tylko po to, by je odnaleźć. Kolejność przypadkowa. 

„Drugie urodziny Prosiaczka” – ukochana książeczka, o której pisałam tutaj.    
  
„Bobo” Osterwalder – ukochane historyjki nietypowego zwierzątka, których największa siła tkwi tym, że opowiadają o przeżyciach każdego dziecka.

‘Rosie’s Walk’ Pat Hutchins – angielska klasyka, która stała się hitem w naszym domu. Prościutka historyjka o spacerze kury nie zdającej sobie sprawy o tym, że poluje na nią lis.


Seria ‘Peep Inside…’ wydawnictwa Usborne – seria tak cudowna, że aż słów brak. Mnogość klapek, ograniczenie tekstu do minimum, czytelne przedstawienie tematu, któremu poświęcona jest dana książeczka sprawia, że jest to pozycja obowiązkowa w biblioteczce małego dziecka. Walory edukacyjne nie do przecenienia. Ilustracje pełne smaczków, kolorowe i realistyczne. Cudo!



„Kochane Zoo” Rod Campbell, czyli angielskie ‘Dear Zoo’ – książeczka prosta do bólu, z klapkami, po prostu klasyka!

‘Find That Freight’ z serii o lokomotywie Tomku – cóż, niezbadanymi ścieżkami wędrują gusta małej Mimi. Książek tej podobnych miała stosy, ale tej jednej jest wierna już bardzo długa.

‘1-2-3. The Most Amazing Hide and Seek Number Book’ – tytuł mówi wszystko. Książka na przykładzie zwierzątek przedstawia cyfry i numery od jednego do stu. Mimi liczy fantazyjnie z pewną dowolnością, ale stara się. A ta książka bardzo ją do tego zachęca.

„Mmmmm” – książka wygrana u Bibi. Nie wiem dlaczego, ale nie wspomniałam o tym, że nie dość, że wygrałam tą książkę na blogu made by bibi (gorąco polecam, warto zajrzeć!) to paczka zawierała jeszcze inne książeczki oraz miły liścik. Bardzo sympatycznie się zrobiło nam! Jeszcze raz dziękuję.


‘The Very Hungry Caterpillar’ Eric Carle – klasyka! Ukochana przez Mimi (przeze mnie też). Tyle gąsienic ile ja w życiu zrobiłam przez tą pozycję sprawia, że jestem gąsienicowy miszczu.



Pomelo! Badescu i Chaud – jak na razie obcykane mamy kolory, a do przeciwieństw jeszcze się nie zabrałyśmy na porządnie, są jedynie przekartkowane tak z grubsza. Różowy słonik i jego przyjaciele podbili nasze serce. Więcej tutaj.

Seria sztywniaków o Mr. Pusskinsie  Sam Lloyd– co tu dużo będę mówić – kochamy i uwielbiamy i też chcemy marmoladowego kocura! Więcej tu, tu i tutaj.

Wiecie teraz już co czytamy i kochamy i tekstów na temat jakich książek można się spodziewać w najbliższym czasie na blogu. 


Dzisiejszy Dzień Dziecka spędzimy na zaczytaniu i zapychaniu się lodami i ciastami, bo pogoda nie dopisuje. A Wy jak go spędzacie?

Pozdrawiamy,
Mała Mimi i kura Mania.


2 komentarze:

  1. Ekstra zestawienie:) Nawet lokomotywa Tomek jest. Moi chłopcy też ją lubią. A głodna gąsiennica i inne książki E. Carle to jedne z pierwszych, które mnie oczarowały, kiedy zaczynałam przygodę z dziecięcą książką. 100 lat z okazji Dnia Dziecka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! Nie wszystkie książki Carle'a są na takim wysokim poziomie, ale warto poznać je wszystkie choćby dla specyficznych ilustracji.
      Mimi może akurat za Tomkiem, aż tak nie przepada, ale namiętnie kocha pociągi i wszystko co z nimi związane, więc książeczka nawet czasem z nią śpi i potem o 3 w nocy słyszę trąbienie pociągów i odgłosy pracy dźwigu (książka jest z dźwiękami).

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!