środa, 11 lutego 2015

‘Mr Pusskins. A Love Story’ Sam Lloyd




Z okazji Walentynek chciałam wybrać dla Mimi książki pasujące temat do tego święta. Można narzekać na komercje, kiczowate serduszka i miśki, ale każda okazja na przypominanie o wadze uczuć jest dobra.
U nas w domu obchodzimy wszystkie święta. Polskie, angielskie, czasem amerykańskie, czasem szwedzkie, a czasem międzynarodowe. W miarę możliwości stroimy tematycznie dom i jest fajnie. Teraz w domu królują girlandy z serduszek co jest podwójnie fajne – Mimi potrafi powiedzieć i „serce” i „red” (po swojemu oczywista).

Sam Lloyd to bardzo znana autorka wielu nagradzanych książeczek dla dzieci, a ‘A Love Story’ to pierwsza książka z serii o naburmuszonym pomarańczowym kocurze.

 
Mała dziewczynka, Emily bardzo kocha swojego dużego rudego kota, pana Pusskinsa. Wymyśla mu nowe gry i zabawy, rozczesuje mu futerko mówiąc jak przystojny jest, a nawet czyta mu historyjki na dobranoc. Niestety, kot tego nie docenia. Starania Emily go jedynie irytują, a on sam marzy o ucieczce. I pewnego dnia ucieka do kociego gangu z którym przeraźliwie miauczy po nocy, włazi do śmietników i robi te wszystkie rzeczy, których mu nie wolno. Nagle jednak zaczyna padać deszcz, a wiatr robi się przeraźliwie zimny. Kot czuje się bardzo smutny i opuszczony. Zaczyna tęsknić za bezpiecznym domem, który teraz wcale nie wydaje mu się nudny. Przemierzając szare ulice natyka się na garść ulotek z jego zdjęciem. Okazuje się, że to  Emily go szuka! Mr. Pusskins dzwoni do domu smutno miaucząc. Emily mówi mu, że zaraz po niego przyjedzie, ale kiedy kot czeka żaden z samochodów się nie zatrzymuje. Kot czuje się coraz gorzej i jest mu coraz smutniej. Nagle jednak widzi  dobrze znany samochód! Jakże cudowny to widok dla kocich oczu! Kolejne dni spędzają na tuleniu się, a wszystkie wspólne zajęcia, które kiedyś wydawały się kotu tak nudne teraz są dla niego największa przyjemnością. I Emily i kotek zdali sobie sprawę jak szczęśliwi są, że mają siebie nawzajem.

 
Nasza przygoda z Mr Pusskinsem zaczęła sie od przypadkowo wypożyczonej książeczki z biblioteki (bless the library!).  Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego spojrzenia. Oczywiście moja dwulatka nie rozumie wszystkiego z historii o panu Pusskinsie, ale przejrzyste obrazki razem z moimi wyjaśnieniami pomagają jej zrozumieć ogólna ideę. Również kolory bardzo się jej podobają. Ilustracje są proste, ale zawierają pewne fajne szczegóły, których wyłapywanie sprawia, że wiele czasu spędziłyśmy na jej czytaniu. 




Ja ze swojej strony uwielbiam  Mr. Pusskinsa za te jego wiecznie niezadowoloną minę i przebogatą osobowość. Jest dumny, napuszony, zapatrzony w siebie, ale również pełen uczucia, a w głębi serca jest to naprawdę dobry kotek. No i pomimo tego, że treść jest przygodowa cała opowieść ma również morał – warto doceniać to co się ma, nawet jeśli to jedynie drobne przyjemności.




Świetna lektura dla młodszych dzieci, ale również dla tych nieco starszych, które odkryją głębszy sens tej historii.


Szykujcie się na kolejne teksty w duchu walentynkowym.

Pozdrawiamy,
Kura Mania i mała Mimi.


Książkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania KLUCZNIK 2015 (love story).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!