środa, 25 lutego 2015

‘Candy’ Kevin Brooks


Był sobie chłopak. Zwykły chłopak w czapce w gwiazdy, który grał na gitarze.

Była też dziewczyna. Piękna, ale skrywająca w sobie piekło. 

Spotkali się przypadkiem na jednym z londyńskich dworców. Poszli coś zjeść do MacDonalda. Przyszedł „znajomy” dziewczyny i wystraszył chłopaka na śmierć i sprawił, że dziewczyna sama wyglądała jak zjawa.

I tyle.

Niestety, chłopak już od pierwszego na dziewczynę spojrzenia był stracony. Każdy jej uśmiech, każdy dotyk jej palców na jego skórze i każde na nią spojrzenie pogrążało go coraz bardziej. Fajnie by było powiedzieć, że pogrążało go coraz bardziej w miłości, fascynacji, namiętności. Jednak, tak prawdę mówiąc, chłopak pogrążał się coraz bardziej w gównie. W szambie londyńskiego półświatka, gdzie zaprowadziła go fascynacja dziewczyną. W szambie, którego smród przykleił się do niego tak bardzo, że nawet jego rodzina była zagrożona.

On miał na imię Joe.

Ona nazywała się Candy.

Książkę kupiłam przez pomyłkę. Chodziło mi o inną powieść o takim samym tytule, ale jak już kupiłam  to tak czekała na mnie na „czarny” miesiąc (Gra w kolory). Początkowo byłam lekko znudzona. Nie czytam książek o nastoletnich miłościach. Po kilkunastu stronach byłam zaintrygowana przeczuwając najgorsze. W połowie zapomniałam o wszystkim i czytałam z rosnącym napięciem. 

Nie jest to książka o nastoletnim zauroczeniu, ale na pewno jest o pierwszej miłości Joego do dziewczyny, która jest zupełnie nieodpowiednia. Jest to miłość pełna obsesji, trochę szalona, na przekór wszystkiemu. Jednocześnie opowiada o uczuciu, które nie żąda odwzajemnienia, które pełne czułości nie szuka fizycznego kontaktu. Uczucie wszechogarniające, które dominuje nad życiem Joego, bo od momentu poznania Candy tylko ona się liczy. 

Tylko, że Joe jest porządnym facetem. Nie chce wykorzystać Candy tak jak wykorzystywali ją wszyscy faceci, którzy pojawili się w jej życiu przez ostatnie kilka lat. On jedynie chce tego co najlepsze dla niej, jednocześnie szanując ją sama i jej zdanie. Kiedy musi wybrać między nią a siostrą (a uwierzcie mi, że nie jest to żadna metafora) robi to co słuszne i wybiera starszą siostrę Ginę. Czy oznacza to, że zrezygnował ze swojej miłości? Nie, ale został postawiony w sytuacji, w której nie można było zachować się inaczej. 

A Candy? Jej historia mogłaby być historia każdej dziewczyny. Nie ważne czy ładnej czy brzydkiej, ale każdej, która szuka akceptacji i przez to staje się łatwą ofiarą zdolnego manipulatora. Wiem jak łatwo z tego uczucia euforii i poczucia kontroli można spaść na samo dno. Nie z własnego doświadczenia, ale znałam takie właśnie dziewczyny. Takie, które już upadły i nie mają siły na powstanie, ani nadziei na inne jutro. Takie, które już nawet nie zastanawiają się nad tym jak żyją.

Spotkałam nawet takiego człowieka jak Iggy, "znajomy" Candy. Z czarną pustką w oczach. Takiego, który samą swoją obecnością sprawia, że w panice nie możesz oddychać. 

Nie ma w tej powieści nadziei na dobrą przyszłość. Nie ma w niej za dużo radości, a ta, która jest jest zabarwiona lękiem. Są wykradzione chwile szczęścia. Takie malutkie, króciutkie, ale wiele znaczące. Jest wiele uczuć, niezrozumiałych, szalejących, przeciwstawnych. Momentami mierziło mnie to, bo ta książka pomimo tak mrocznej historii, którą opowiada, jest świetnym opisem uczuć nastolatka. Aż za świetnym momentami, bo ja nie lubię wracać do tego okresu. 

Pomimo mroku, strachu i niebezpieczeństwa, którym wypełniona jest powieść jest to historia o miłości. O miłości, w której początku zawiera się jej koniec. O miłości, która walczy o przetrwanie pomimo wszelkich przeciwieństw. O miłości, która tak naiwna i niewinna, nie miała szans na przetrwanie. A mimo to, Joe dalej kocha Candy. 

Jest to też opowieść o stosunkach rodzinnych. O nieobecnej matce, która nie chce mieć już dłużej nic wspólnego ze swoimi dziećmi. O ojcu, który robi to co uważa za słuszne, ale oddziela się murem od swoich dzieci. O rodzeństwie, które nie obwinia rodziców za nic wspierając się w ciężkich chwilach. 

Polecam wszystkim nie przekonanym do książek o młodzieży oraz tym, którzy na przekór wszystkiemu wierzą, że miłość zwycięża wszystko.

Pozdrawiam,
Kura Mania.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY (czarny) i KLUCZNIK 2015 (love story).

2 komentarze:

  1. Początek Twojej recenzji mnie zniechęcił.
    Pomyślałam nawet... "ludzie! Co to jest!!!???"
    Jednak im więcej kart odkrywałaś tym bardziej książka mnie intrygowała.
    Dlaczego ten związek z góry był skazany na porażkę? Jaki udział w tym wszystkim może mieć siostra bohatera... i kim jest Iggy???
    Czuję się zaciekawiona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek historii nie zachęca, ale jak do akcji włącza się Iggy robi się coraz ciekawiej...

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!