wtorek, 2 grudnia 2014

'Fortunately, the Milk' Neil Gaiman ("Na szczęście mleko") - spojler!


Mama wyjechała w delegację zostawiając całą listę rzeczy do zapamiętania i zrobienia. Mimo pozornego zaczytania tata wszystko zapamiętał. Wszystko? Hmm… na odchodnym mama rzuciła, że trzeba by dokupić mleko, bo się kończy. No niestety, o mleku tata zapomniał. Nadszedł więc ten poranek kiedy dzieci nie mogą zjeść śniadania, bo nie mają mleka do ulubionych płatków. Nie to jednak jest najgorsze – syn uświadomił tacie, że brak mleka do płatków oznacza również brak mleka do herbaty (a milky tea podstawą życia Brytyjczyków jest, amen).  Tata więc wyrusza do sklepu na rogu zakupić brakujący artykuł. Dzieci czekają i czekają, czas się dłuży, ale tata w końcu wraca. I to z mlekiem. Kiedy syn twierdzi, że na pewno ojcu tak długo zeszło, bo się zagadał ze znajomym na ulicy ten zaprzecza i opowiada co mu się wydarzyło.

Po zakupie mleka usłyszał przedziwny odgłos dochodzący z nieba i kiedy spojrzał w górę zauważył wielki srebrny dysk wiszący nad Marshall Road. Następnie zostaje porwany przez kosmitów, którzy żądają oddania im we władanie Ziemi, ucieka wyjściem awaryjnym, które przenosi go na statek królowej piratów, potem zostaje uratowany przez stegozaura Profesora Stega, z którym przenosi się kilka razy w czasie, aby zabrać wielki szmaragd służący jako oko boga Sploda, potem aby go oddać, potem aby zabrać mleko, które mu wypadło, potem wpadają z wizytą do kraju wampirów, żeby wreszcie wrócić do właściwego czasu po to aby znów wpaść w ręce wrednych kosmitów –redekoratorów. Na szczęście dzięki kartonowi mleka udaje się im uratować (no i przy pomocy międzygalaktycznej policji). A i po drodze były gdzieś piranie i koniki pony z niemodnymi błękitnymi gwiazdkami. Historia zostaje przyjęta ze sceptyzmem przez dzieci. Chociaż w sumie najważniejsze jest to, że tata przyniósł mleko.

Kiedy polskie wydanie miało swoją premierę tęsknie wyczekiwałam swojego egzemplarza. Jednak zawsze jest tak, że jest coś około 18 756 innych książek do kupienia, więc powoli zapominałam o tej pozycji. Aż tu nagle krążąc po dziale dziecięcym w bibliotece w poszukiwaniu ukrywającej się latorośli wzrok mój padł na ‘Fortunately, the Milk…”, które zostało niezwłocznie wypożyczone, przyniesione do domu i przeczytane. I co? Hmm… Akcja płynie wartko, nie zwalnia nawet na chwilę, a kolejne szalone przygody ojca z mlekiem dają czytelnikowi dużo rozrywki. Gaiman jak zwykle puszcza oczko do czytelnika wtrącając humorystyczne fragmenty, które zrozumiałe będą pewnie dla starszego niż docelowy czytelnika. Zresztą tak to już jest z tym autorem, że ciężko zakwalifikować jego dzieła – historia niby dla dzieci, ale dla dorosłych również jak najbardziej. Dodatkowym atutem książeczki są interesujące rysunki Chrisa Riddella pełne smakowitych szczególików i narysowane z rozmachem.  Cieszę się, ze wreszcie przeczytałam tę książkę, ale dobrze się stało, że jej nie kupiłam. Jest śmieszna, pełna przygód i akurat na raz do schrupania, ale… No właśnie, czegoś mi w niej zabrakło. Chyba faktycznie skierowana jest do młodszego czytelnika, a ja bym chciała czegoś więcej tak jak w przypadku „Odda i Lodowych Olbrzymów” gdzie otrzymujemy przygodę połączoną z głębszą myślą. W przypadku ‘Fortunately…” akcja leci na łeb na szyję i myślę, że to plus niesamowita wyobraźnia autora stanowi o atrakcyjności tej książeczki. No i świetny pomysł na fabułę – jak zwykłe wyjście po mleko może zainspirować autora z wybujałą imaginacją. Kiedyś, jak mała Mimi podrośnie, podrzucę jej tą książeczkę, a jej awanturniczej naturze na pewno przypadnie do gustu.

Polecam fanom szybkiej akcji, czasoprzestrzennych podróży oraz tym, którzy wiedzą jak ważne jest mleko. Szczególnie rano.

Pozdrawiam,
Kura Mania.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

4 komentarze:

  1. Ja nie jestem fanką podróży w czasoprzestrzeni, ale moim szkolnym dzieciakom na pewno by się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, na pewno, dużo przygód i szybka akcja - prawdziwa przygodowka!

      Usuń
  2. Widzę, że w brytyjskim wydaniu była kolorowa wkładka z wulkanem! Moim chłopakom się podobało, a ja uwielbiam autora za jego cudowną wyobraźnię, poczucie humoru i dystans do siebie - tata na obrazku to wykapany Neil Gaiman. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nawet nie wiedziałam, ze w polskim wydaniu takiej wkładki nie bylo. No Gaiman wymiata. Zawsze jak jestem w bibliotece idę na dział młodzieżowy, bo a noz widelec będzie coś Gaimana czego jeszcze nie czytałam.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!