niedziela, 21 grudnia 2014

'The Very Snowy Christmas' Diana Hendry & Jane Chapman





Była wigilia Bożego Narodzenia. Duża Mysz 
przygotowywała serowe ciastka, a Mała dekorowała domek na Święta. Razem postanowiły ubrać choinkę. Pozawieszały na gałązkach jagody jemioły, a na samym czubku Duża Mysz zatknęła gwiazdkę. Nagle Mała Myszka zauważyła, że brakuje im ostrokrzewu. Złapała wiaderko, owinęła szyję szalikiem i szybko pobiegła nad jezioro narwać gałązek. Kiedy dotarła na miejsce nagle z nieba zaczęły spadać jakieś puszyste, białe płatki. Myszka pomyślała, że to niebo spada jej na głowę, więc szybko zawróciła do domu. Niestety, w drodze powrotnej zobaczyła w zamarzniętym jeziorze odbicie jakiegoś strasznego potwora robiącego miny do Małej Myszki. Na dodatek na ziemi, na tym dziwnym białym czymś co spadło z nieba zobaczyła masę śladów małych stópek! To na pewno potwór z jeziora goni myszkę! Kiedy dotarła ona wreszcie do domu zobaczyła wielką Białą Mysz. Tego było już za wiele! Mała Myszka zawołała o pomoc i szybko powiedziała co strasznego jej się przydarzyło podczas wyprawy po ostrokrzew. Duża Mysz spokojnie wyjaśniła swojej towarzyszce, że nie ma czego się bać, a te dziwne białe płatki to śnieg. Odbicie w jeziorze to była twarz Myszki odbitej w lodzie, a wielka Biała Mysz to po prostu śniegowy bałwan. Już uspokojona, Mała Myszka, razem z koleżanką ulepiła kolejnego bałwana, a potem obydwie odpoczywały w fotelu przy buzującym w kominku ogniu grzejąc zmarznięte łapki.



Czy mogłabym znaleźć lepszą lekturę na zbliżające się Święta? Pewnie tak, ale dla małej dziewczynki Święta to choinka, kolorowe bombki i różne tajemnicze wypieki. W bibliotece zupełnie przypadkowo (jak zwykle) wpadła mi w ręce ta książeczka opowiadająca perypetie dwóch myszek. Trafiła w gust Mimi, ponieważ nie dość, że jej głównymi bohaterkami są myszki (a myszy są fajne) to jeszcze jest akcja i są emocje. Nie do końca ogarnęła ona kwestię śniegu, bo tutaj w Anglii pewnie go nie doświadczymy, a ostatni raz widziała go w Polsce w styczniu prawie rok temu. Wytłumaczyła sobie, że to co pada w książeczce to deszcz i tez była zadowolona. Za to na śniegową mysz mówi „pingu”, czyli chyba w tym roku nie uda mi się jej wytłumaczyć, że bałwan to bałwan, a pingwin to zupełnie inna para śniegowców. Zapiszę sobie tytuł i na przyszły rok będzie jak znalazł.



Dużym atutem jest mnogość szczegółów na kolorowych stronach książeczki. Spędziłyśmy sporo czasu na świetnej zabawie polegającej na wyszukiwaniu gwiazdek, kółek, itp. Ilustracje bardzo ładne, z realistycznymi kolorami naprawdę cieszą oko.


Pozdrawiam,
Kura Mania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!