Była wigilia Bożego Narodzenia. Duża Mysz
przygotowywała
serowe ciastka, a Mała dekorowała domek na Święta. Razem postanowiły ubrać
choinkę. Pozawieszały na gałązkach jagody jemioły, a na samym czubku Duża Mysz
zatknęła gwiazdkę. Nagle Mała Myszka zauważyła, że brakuje im ostrokrzewu.
Złapała wiaderko, owinęła szyję szalikiem i szybko pobiegła nad jezioro narwać
gałązek. Kiedy dotarła na miejsce nagle z nieba zaczęły spadać jakieś puszyste,
białe płatki. Myszka pomyślała, że to niebo spada jej na głowę, więc szybko
zawróciła do domu. Niestety, w drodze powrotnej zobaczyła w zamarzniętym
jeziorze odbicie jakiegoś strasznego potwora robiącego miny do Małej Myszki. Na
dodatek na ziemi, na tym dziwnym białym czymś co spadło z nieba zobaczyła masę
śladów małych stópek! To na pewno potwór z jeziora goni myszkę! Kiedy dotarła
ona wreszcie do domu zobaczyła wielką Białą Mysz. Tego było już za wiele! Mała
Myszka zawołała o pomoc i szybko powiedziała co strasznego jej się przydarzyło
podczas wyprawy po ostrokrzew. Duża Mysz spokojnie wyjaśniła swojej towarzyszce,
że nie ma czego się bać, a te dziwne białe płatki to śnieg. Odbicie w jeziorze
to była twarz Myszki odbitej w lodzie, a wielka Biała Mysz to po prostu śniegowy
bałwan. Już uspokojona, Mała Myszka, razem z koleżanką ulepiła kolejnego
bałwana, a potem obydwie odpoczywały w fotelu przy buzującym w kominku ogniu
grzejąc zmarznięte łapki.
Czy mogłabym znaleźć lepszą lekturę na zbliżające się
Święta? Pewnie tak, ale dla małej dziewczynki Święta to choinka, kolorowe bombki i różne tajemnicze wypieki. W bibliotece zupełnie przypadkowo (jak zwykle) wpadła mi w ręce ta
książeczka opowiadająca perypetie dwóch myszek. Trafiła w gust Mimi, ponieważ nie
dość, że jej głównymi bohaterkami są myszki (a myszy są fajne) to jeszcze jest
akcja i są emocje. Nie do końca ogarnęła ona kwestię śniegu, bo tutaj w Anglii pewnie
go nie doświadczymy, a ostatni raz widziała go w Polsce w styczniu prawie rok
temu. Wytłumaczyła sobie, że to co pada w książeczce to deszcz i tez była
zadowolona. Za to na śniegową mysz mówi „pingu”, czyli chyba w tym roku nie uda
mi się jej wytłumaczyć, że bałwan to bałwan, a pingwin to zupełnie inna para śniegowców.
Zapiszę sobie tytuł i na przyszły rok będzie jak znalazł.
Dużym atutem jest mnogość szczegółów na kolorowych stronach książeczki. Spędziłyśmy sporo czasu na świetnej zabawie polegającej na wyszukiwaniu gwiazdek, kółek, itp. Ilustracje bardzo ładne, z realistycznymi kolorami naprawdę cieszą oko.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!