poniedziałek, 22 grudnia 2014

„Grobowa cisza” Arnaldur Indridason









Czym jest kość? Mały, biały przedmiot, w niczym się niewyróżniający. Może żuć je dziecko, które ciągle się ślini, a ten mały przedmiot daje mu ulgę w ząbkowaniu. Jedynie przypadek w osobie studenta medycyny sprawia, że matka zwraca uwagę na tą małą białą rzecz, w której on rozpoznaje kość. I to ludzką. Kostka doprowadza do odnalezienia szkieletu na wzgórzu, na budowie nowego osiedla. Do prac przy odkopywaniu ludzkich zatrudnienie zostają archeolodzy z uniwersytetu, a że podchodzą do sprawy drobiazgowo to prace przeciągają się. 

Policjant Erlendur postanawia odkryć co kryje się za tajemniczym szkieletem. Mimo tego, że kości mają kilkadziesiąt lat on uparcie brnie w śledztwo do którego prowadzenia serca nie mają jego podwładni. Powolutku odkrywa fragmenty układanki, która składają się na tragiczną historię rodziny mieszkającej na wzgórzu w niewielkim domku przed ponad sześćdziesięcioma laty. 

Czytelnik poznaje równolegle historię kobiety z częściowo porażonym dzieckiem. Po śmierci ukochanego wiąże się z mężczyzną, który okazuje się despotycznym tyranem. Jej życie, jak i życie córki z poprzedniego związku i dwóch synów, których ma z obecnym mężem, naznacza przemoc domowa, zarówno psychiczna jak i fizyczna. Co wspólnego ma ta rodzina, żyjąca w latach czterdziestych z kośćmi znalezionymi na wzgórzu? Jak zakończy się historia brutala i jego ofiar?

Jednocześnie, Erlendur przeżywa straszną osobistą tragedię. Jego córka Eva Lind, narkomanka bez stałego adresu zamieszkania, dzwoni do ojca o pomoc. Niestety, połączenie się urywa, a Erlendur rusza tropem dilerów, podejrzanych klubów i islandzkich melin, aby odnaleźć brzemienną córkę w kałuży krwi niedaleko szpitala, w którym się urodziła. Czy Eva Lind wybudzi się ze śpiączki? Jak ułożą się relacje między ojcem a córką, które do tej pory naznaczone były traumą rozwodu rodziców Evy?

Ciężki temat historii opowiedzianej przez islandzkiego pisarza niezbyt pasuje do świątecznej atmosfery. Książkę jednak połknęłam w niecałe dwa dni. Łatwość z jaką pisze Indridason zderza się z okropieństwami przez które przechodzą członkowie dwóch pokaleczonych rodzin. Nie jest to kryminał  w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Wydaje się, że zagadka kryminalna stanowi jedynie pretekst do głębszej obyczajowej historii jednak książka trzyma w napięciu. Mimo, że już od początku możemy się domyślać zakończenia i tożsamości ofiary sprzed lat to zakończenie powieści w pewien sposób mnie zaskoczyło. 

Drastyczne opisy przemocy domowej, której doświadcza głównie żona mężczyzny nazywanego przez najstarszego syna Grimurem sprawiały, że skóra cierpła. Przecież mówimy, że takie kobiety są nierozsądne, powinny uciec od partnerów, nie narażać swoich dzieci i siebie na takie życie. Może i tak, obecnie nie powinno być to bardzo trudne. Jakże jednak często bywa i tak, że mężczyzna dla innych ludzi jest uosobieniem towarzyskości i dobrego humoru, a swoją drugą potworną stronę pokazuje jedynie w domu. Lub na zewnątrz słaby i posłuszny rozkazom innych wyżywa się na swojej rodzinie. Gdzie ma pójść kobieta, która nie ma nikogo? Która bez rodziny i własnych dochodów sama musi stawić czoło tyranowi? Autor pokazuje również jak zmienia się psychika ofiary, która po początkowych próbach ucieczki łamie się i jej jedynym celem jest uchronienie dzieci i skierowanie gniewu na siebie. Smutne i przerażające są jednak konsekwencje przemocy w rodzinie –życie jej członków już na zawsze będzie zaznaczone tragicznym piętnem. Wiem, że wydaje się, że zbyt wiele zdradziłam z fabuły, ale jestem pewna, że znajdziesz tę książkę w dalszym ciągu ciekawą, a jej zakończenie będzie jednak pewną niespodzianką.

Dodatkowym plusem jest tło historyczne przedstawianym wydarzeń, II wojna światowa, obozy Anglików i Amerykanów założone na Islandii. Nie wiem o tej wyspie za wiele i jest to moje pierwsze spotkanie z autorem tego pochodzenia. Mam jednak wielką ochotę na inne kryminały tego autora, bo prywatne życie Erlendura bardzo mnie zaintrygowało swoim smutkiem i w gruncie rzeczy wcale nie tak oryginalną historią. Jak potoczą się losy Erlendura i jego córki? Jak zażegnać tyle lat nienawiści sączonej jak jad w serca dzieci przez byłą żonę policjanta? Na pewno kiedyś wrócę do twórczości tego pisarza z wielką chęcią. 

Polecam wszystkim fanom dobrej powieści obyczajowej z kryminalnym wątkiem jak i tym, którzy chcieliby się dowiedzieć czy na Islandii bywa ciepło.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

4 komentarze:

  1. Arnaldura Indridasona przeczytałam w tym roku wszystko, co jest wydane po polsku. Czekam teraz na następne tytuły, a autor stał się zdecydowanie jednym z moich ulubionych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mam zamiar w przyszłym roku bliżej zapoznać się z tym panem, bo naprawdę ma w sobie coś jego twórczość.

      Usuń
  2. Całkiem sporo wątków jak na jedną książkę.
    Ja się czuję zaintrygowana. Ale okoliczności rozpoznania kości są obrzydliwe i przerażające...
    Lubię gdy w kryminałach przewija się wątek obyczajowy dotyczący życia detektywów czy agentów.

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!