Moja prywatna, osobista choinka :) |
- Więc pan sądzi, że ktoś kłamie? – spytał Sugden.
- Mon Cher, każdy kłamie. Warto oddzielać niewinne łgarstwa od kłamstw
istotnych.
Boże Narodzenie to czas, który poświęcamy rodzinie i
przyjaciołom. Czas zgody i wybaczania, zapominania o tym co nas dzieli, aby
spędzić miło czas z bliskimi. Czasem nie widzimy się ze swoimi krewnymi wiele
miesięcy, a nawet lat, więc wspólne spotkanie jest miłą okazją do odnowienia
kontaktu. Czy jednak jest tak naprawdę?
Czy takie rodzinne zgromadzenie nie sprzyja uzewnętrznieniu wewnętrznych tarć,
odnowieniu starych niesnasek, a po pewnym czasie spędzonym razem z rodziną
marzymy o uwolnieniu się od krewnych i zaszyciu się we własnych czterech
ścianach lub ewentualnie natychmiastowym się ich pobyciu z domu.
Simeon Lee, starszy zgryźliwy pan, który za młodu złamał
wiele serc niewieścich, był bezlitosnym partnerem w biznesie, a swoją żonę
zdradzał wielokrotnie, postanowił zgromadzić całą swoją rodzinę na Święta. Do
swojego domostwa, w którym mieszka razem z zupełnie mu podporządkowanym synem
Alfredem i jego żoną Lydią zaprosił
trzech pozostałych synów –marzyciela Davida z żoną Hildą, który winą za śmierć
matki obarczył ojca i opuścił dom rodzinny tuż po jej śmierci w wieku lat szesnastu
oddając się malarstwu i nie utrzymując z ojcem kontaktów, dusigrosza George’a, robiącego polityczną karierę z Magdaleną,
jego o dwadzieścia lat młodszą żoną lubującą się w pięknych strojach. Jest też
syn marnotrawny, Harry, który wiele lat
wcześniej zdefraudował sporą sumę pieniędzy z firmy ojca i uciekł. Większość
członków rodziny uznała go za zmarłego, a jego nagłe pojawienie się było
prawdziwym dla nich szokiem. Kolejnym niespodziewanym gościem była wnuczka
Simeona, pół-Hiszpanka, Pilar Estrayados. Gościem spoza rodziny, również
niespodziewanym, jest Stephen Farr, syn dawnego partnera w interesach pana Lee,
jeszcze z Afryki Południowej, gdzie ten dorobił się majątku.
Staruszek miał ubaw widząc jak między jego synami odżyły
dawne animozje, szczególnie kiedy jego ulubienicą stała się Pilar. W dzień
Wigilii zwołał nieformalne zgromadzenie rodzinne na którym obraził prawie
wszystkich wyciągając stare brudy i wytykając ich wady. Mimo, że wydawało się, że nie może być
gorzej, pogorszyło to stosunki wewnątrzrodzinne jeszcze bardziej.
W domu oprócz rodziny jest jeszcze służba – Horbury, osobisty służący pana Lee i stary,
niedowidzący Tressilian, wieloletni lokaj, który pamięta jeszcze czasy młodości
Simeona.
W starym domu nie ma szczególnie świątecznej atmosfery –
wszyscy pokłóceni, Pilar i Stephen czują się nieswojo, a jedyną osobą, której w
miarę dopisuje humor jest złośliwy staruszek. Nagle wieczorną ciszę przerywa
straszny hałas przewracanych mebli i nieludzkie wycie dochodzące z piętra.
Okazuje się, że starszy pan leży z poderżniętym gardłem, a niewyobrażalne
ilości krwi pokrywają wszystkie meble w pokoju. Drzwi zamknięte były od środka,
a okno nie otwiera się szerzej niż na lufcik. Gdzie jest morderca? I kim on
jest? Wiele osób miało motyw, a sprawę komplikuje dodatkowo kradzież diamentów
zgłoszona policjantowi Sugdenowi przez staruszka kilka godzin przed jego
śmiercią.
Zbiegiem okoliczności Herkules Poirot przebywa z wizytą u
pułkownika pod którego nadzorem znajduje się okręg, w którym zamordowano
starszego pana. Jako nieformalny konsultant pomaga on w prowadzonym śledztwie,
a potem na prośbę Alberta rozwiązuje zagadkę.
W powieści tej mamy wszystko to co najlepsze w kryminałach
Agathy Christie – szczupłe grono zamieszanych w morderstwo osób, kilka
wskazówek, które dopiero pod koniec historii nabierają sensu, a rozwiązanie
zagadki możliwe jest dzięki bystremu umysłowi detektywa i jego nietypowemu
torowi myślenia. Świetnie się bawiłam typując kolejne osoby na mordercę i
próbując umieścić w całym obrazie kolejne ślady. Ach, nie spodziewałam się
takiego zakończenia zupełnie! Okazało się, że każdy ukrywa jakieś grzeszki, a
luźne podejście do mówienia prawdy dodatkowo zaciemniało obraz sprawy. W sumie,
konstrukcja opowieści jest dosyć podobna do wcześniej czytanego przeze mnie
„Morderstwo w Orient Expressie” (już niedługo na blogu), ale nie zmienia to
faktu, że jest to kawał porządnej lektury. Pewna teatralność tej powieści
(bohaterowie pojawiają się, wygłaszają krótkie kwestie i znów znikają) dodawała
jej jedynie smaku. Podobnie jest w „Dziesięciu Murzynkach” tej autorki. Atmosfera gęsta i napięta, stary dom o wielu
oknach i mrocznych pokojach, których ściany widziały zbyt wiele nieszczęścia
oraz rodzina od lat skłócona i zależna od pieniędzy i kaprysów starego Simeona.
Świetna książka!
Polecam wszystkim fanom klasycznych kryminałów, błyskotliwej
dedukcji jak i tym, którzy znudzeni są przesłodzonym obrazem Świąt Bożego
Narodzenia.
Wesołych Świąt!
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!