środa, 31 grudnia 2014

Ekspresowe podsumowanie: 2014

Zupełnie nie mam czasu na dłuższe podsumowanie, ale przejrzałam swoją listę książek, które przeczytałam w tym roku i zaskoczyło mnie jak wiele dobrych lektur się na niej znalazło.


Poznałam kilka nowych serii/autorów w tym roku. W styczniu zapoznałam się z krótkimi opowiadaniami w duchu L.M.Montgomery, czyli zbiorki różnych autorów o Sarze z Avonlea. Są one tak przyjemne, że na pewno dokupię resztę (kiedyś). Oprócz tego nawiązałam znajomość z M. C. Beaton, która niestety tak jak zachwyciła mnie lekką serią kryminałów o agacie Raisin tak rozczarowała mnie tą o Hamishu Macbecie, która jest mdła i bardzo niskiego lotu. Za to znajomość z Raymondem Chandlerem... mmm... sam miód i orzeszki! Uwielbiam! Na pewno w tym roku znów przeczytam coś tego autora, bo to sama przyjemność jest. Kolejnym odkryciem jest Ben Aaronovitch i jego książki o Peterze Grancie i Londynie z niesamowitą atmosferą tego wielokulturowego miasta. Na nowo zapoznałam się z Agathą Christie i chcę więcej i więcej jej kryminałów!

Najjaśniejszymi punktami w 2014 roku jeśli chodzi o pojedyncze książki były - "Służące" Kathryn Stockett (również film jest świetny), 'The Complete Maus' Speigelmana, który przeżywam do teraz, 'Twelve Bar Blues', do którego zabierałam się jak pies do jeża, ale warto było. 'Cyrk nocy' Morgensterna - cacuszko wypełnione magią. W Polsce przeczytałam "Solaris" Lema, którym sie zachwyciłam mimo tego, że nie przepadam za s-f. Również "Wojna światów" mimo pewnych dłużyzn zapadła mi w pamięć. O, i "Na zachodzie bez zmian" Remarque'a - przejmująca opowieść o wojnie widziana z perspektywy prostego żołnierza."Pokój z widokiem" czy "Rebeka" bardzo mi się podobały. Oczywiście 'Of Mice and Men' Steinbecka,  które mną poruszyło.

1.       ‘Mandate Days. British Lives in Palestine 1918-1948’ A.J. Shermana - tytuł mówi wszystko. Świetna książka, o problemie, o który zaledwie otarłam się w czasie studiów. 


j    Przeczytałam coś około 110 książek, więc wracam do formy. Niestety, wśród nich było tylko około 20 książek polskich pisarzy. W tym roku spróbuje to nadrobić mimo tego, że ciężko mi tu w Anglii znaleźć w miarę tanio książki polskich autorów. Sporo było książek z biblioteki, a po chwilowym braku czytnika, znów wracam do e-booków. Szczególnie, że klasyka jest za darmo, więc jest co czytać.

    Kończę, bo sprzątnie czeka.

    Zaczytanego Nowego Roku!
    Kura Mania





wtorek, 30 grudnia 2014

‘The Wind in the Willows’ Kenneth Grahame („O czym szumią wierzby”)





‘The Wind in the Willows’ jest już klasyczną pozycją jeśli chodzi o literaturę, nie tylko dziecięcą. Opowieść o przygodach sympatycznego Kreta, który porzuciwszy swoją norkę zamieszkał ze Szczurem w jego domku nad rzeką urzeka urokiem czytelników już od ponad stu lat. Bogata gama postaci takich jak poważny i szlachetny Borsuk lub nie słuchający nikogo, ciągle wpadający w kłopoty, Ropuch sprawia, że jest to świetna lektura nie tylko dla dzieci. Zresztą czego tutaj nie ma! Jest i cygański wagon, fascynacja sportowymi autami, walka o odzyskanie domu, jak i niebezpieczna podróż przez dziki las. Przygody zwierzątek dyktuje zmiana pór roku, ale wzbogacone są właśnie o te elementy typowe ludzkim perypetiom jak samochody czy kolej (albo na przykład wtrącenie Ropucha do londyńskiego więzienia).

Jednak pod płaszczykiem opowieści dla dzieci autor porusza wiele tematów, które... hmm… są bardzo brytyjskie.  Pokazuje na przykład jakie niebezpieczeństwa ze strony industrializacji czyhają na wiejskie życie, na spokój ziemiaństwa, można by rzec. Ropuch, nie jest zbytnio lubiany ze względu na swoje „rewolucyjne” poglądy na temat sportowych samochodów, jak i z powodu jego zamiłowania do awanturniczych podróży. Ta pewna stereotypowość  poglądów typowa dla Anglików tamtego okresu sprawia, że wszystkie te opowieść przesycone są staroświeckim urokiem jak i pewną nostalgią. Są to historie snute przy buzującym ogniu w kominku kiedy za oknem szaleje śnieżyca. Lub te, do których wracamy w leniwe letnie popołudnie, kiedy opite pszczoły sennie bzyczą, a my w półdrzemce bujamy się w hamaku.

Naprawdę chciałam pokochać tę książkę, bo czytałam tak wiele pochlebnych o niej opinii. Niestety, ciężko mi się ja czytało, momentami była po prostu nudna. Chyba najlepsze były historie poświęcone perypetiom Ropucha, bo tam była akcja. Pozostałe historyjki to takie niewinne opowiastki dla dzieci, choć nie wiem czy moja szalona Mimi będzie w przyszłości zafascynowana opowiadaniami o codziennych sprawach zwierząt  z nad rzeki. Cieszę się, że przeczytałam ‘The Wind…”, ale nie odnalazłam w niej spodziewanego uroku.

Trzeba jednak przyznać, ze wszystkie opowieści zebrane w książce są po prostu afirmacją radości i szczęścia, jak i pokazują siłę przyjaźni i lojalności. Pomimo tego, że Ropuch oszukał swoich przyjaciół i złamał dane im słowo to bez zastanowienia chcą oni mu pomóc kiedy napytał sobie biedy i przez pobyt w więzieniu stracił swoje domostwo. Również kiedy Szczur nabiera niezdrowej chętki na opuszczenie domu i wyruszenie w daleką drogę pod wpływem opowieści o podróżach napotkanego przypadkowo wędrowca to Kret pomaga mu w przezwyciężeniu fascynacji i roztacza nad nim opiekę. Jest to wielka siła tych historyjek – pokazują jak wielką rolę gra w życiu wierność i przyjaźń.

Warto również wspomnieć o cudnych ilustracjach stworzonych przez E.H. Sheparda, który również narysował klasycznego Kubusia Puchatka. 



Polecam wszystkim miłośnikom sportowych samochodów, brytyjskości i sielskiej wsi oraz fanom przygód rezolutnych zwierząt. Znad rzeki.

Pozdrawiam,
Kura Mania.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

'The Magic Finger' Roald Dahl




Masz czasem coś takiego, że jak się bardzo zdenerwujesz to po prostu coś tak w Tobie rośnie i rośnie i szuka ujścia, bo normalnie nie wytrzymiesz i wybuchniesz? Tak właśnie ma pewna ośmiolatka mieszkająca na farmie, która za sąsiadów ma państwa Greggsów. Z ich synami, Philipem, równolatkiem dziewczynki i Williamem, o trzy lata starszym chłopcem, bawi się od czasu do czasu. Jest jednak jedna rzecz, której dziewczynka nie znosi jeśli chodzi o sąsiadów. Chłopcy razem z ojcem POLUJĄ! I kiedy pewnego dnia ośmiolatka zobaczyła jak przynieśli z lasu przepięknego jelenia aż się w niej zagotowało. Wściekła się, potem wszystko przysłoniła czerwień i poszło! A musisz wiedzieć, że dziewczynka ma palec magiczny. Taki, który potrafi czarować i np. kiedy nauczycielka powie coś niemiłego dziewczynce to mogą wyrosnąć wrednej babie ogon i wąsy. W sumie, to tak właśnie było, jednego dnia w szkole. No i kiedy dziewczynka użyła swojego magicznego palca na rodzinę Greggsów wiedziała, że konsekwencje w najlepszym razie będą złe. Początkowo nic się nie stało, męska część rodziny poszła polować na kaczki (z wielkim sukcesem). Za to to co działo się następnego dnia rano już nie było takie fajne. Nie chcę za dużo zdradzić, ale wyobraź sobie, że miejsce Twoje i Twojej rodziny zajmuje rodzina ogromnych dzikich kaczek, a Ty sam, jak i Twoi rodzice i rodzeństwo zamiast rąk macie skrzydła, a wzrostu jesteście… kaczego. No właśnie, różowo nie jest.



Książka Dahla bawi do łez, ale przy tym przekazuje pewną ważną prawdę. W tym przypadku jest to sposób traktowania zwierząt przez ludzi i ich znieczulicy względem naszych braci mniejszych. W sposób dosadny, ale daleki od dydaktyzmu, przekazuje autor swoje zdanie na ten temat okraszając to typową dla niego magią. A wyobraź sobie co Ty mógłbyś zrobić mając właśnie taką wielką magiczną moc w palcu? Ach, fajnie by było. Akcja toczy się szybko, a niektóre momenty sprawiają, że włos się jeży. Czy rodzina Greggsów zostanie zestrzelona? Czy wrócą do swojej dawnej, pełnoludzkiej postaci? Nie ma to jak lekkie straszenie czytelnika. Prawdziwa, czarodziejska sensacja dla czytelnika w każdym wieku. Idealna na półgodzinną ucieczkę przed rzeczywistością.


Jak zwykle wielkim plusem są świetne ilustracje Quentina Blake, wieloletniego współpracownika Dahla i świetnego rysownika. Dodają one smaczku każdej książce.


Polecam miłośnikom zarówno zwierząt jak i polowań (zobaczcie co może się z Wami stać jak się nie zmienicie!), magii i kaczek.


Pozdrawiam,
Kura Mania.



Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY i nowego cyklu z Roaldem Dahlem w roli głównej (który powinien ukazywać się w ostatnią sobotę miesiąca, ale zamieszanie świąteczne sprawiło, że w tym miesiącu się publikacja obsunęła).

niedziela, 28 grudnia 2014

Byłam grzeczna w tym roku!

Czyli co Mikołaj przyniósł mi pod choinkę :D

Od zeszłego roku moja mama wprost się mnie pyta co bym chciała od Mikołaja. Ma to swoje zalety, bo oczywiście prosząc o książki, które BARDZO bym chciała, mam pewność, że je dostanę. W zeszłym roku poprosiłam o pięć pozycji, ale w tym roku ograniczyłam się do czterech książek polskich autorów. Ciężko było wybrać tylko kilka pozycji, ale po kilkudziesięciu minutach wypełnionych wzdychaniem i kreśleniem zdecydowałam się na te o to książki, które oczywiście dostałam od Mikołaja, bo byłam grzeczna bardzo:






"Turkusowe szale" Remigiusza Mroza znalazły się na mojej liście, ponieważ przeczytałam o nich na Wielkim Buku i zapragnęłam. Nowy Wroński to oczywisty wybór, bo na razie jest to mój ulubiony polski autor. O "Pochłaniaczu" naczytałam się wiele dobrego, więc postanowiłam przeczytać i wyrobić sobie zdanie. No, a "Takeshi" to ukłon w stronę starej pasji, fantastyki, bo ostatnio skupiłam się głównie na kryminałach.

Mikołaj widocznie uznał, że mała Mimi również była wyjątkowo grzeczna w tym roku (yhym) i przyniósł jej oprócz mnóstwa przeróżnych paczuszek z prezentami, cały stos książeczek. Oto one:





Niestety, o ile mogę się jakoś powstrzymać jeśli chodzi o kupowanie książek dla mnie to mam zero silnej woli w przypadku kupowania ich dla Mimi. Jak na razie "Drugie urodziny Prosiaczka" rządzą. No i angielska, przecudnej urody, książeczka o zoo. "Niegrzeczne owieczki" to co najmniej dwadzieścia minut zabawy w a kuku! "Bobo" rządzi również, szczególnie w przypadku historyjki o chorobie i wkładaniu czopka, kiedy mała chichocze, bo widać goły tyłek Bobo. Do Pomelo podchodzi ostrożnie, nie dziwię się, bo poetyckość niektórych opisów może nie trafiać do dwulatki. "Idzie zima" to bardziej prezent dla mnie niż dla Mimi, ale ilustracje się jej podobają. Niestety, "Różnimisie" w ogóle się Emilce nie podobają, nie chciała oglądnąć do końca, więc jak na razie czekają na lepsze czasy.

Jak widzisz mnóstwo dobra do czytania i późniejszego opisywania dostałyśmy od Mikołaja :D

Pozdrawiam,
Kura Mania.

piątek, 26 grudnia 2014

„Morderstwo w Orient Expressie” Agatha Christie



Pociąg przemierzający cały kontynent. Jeden wagon, a w nim czternaścioro pasażerów. Plus konduktor. Wśród podróżujących jest słynny belgijski detektyw Herkules Poirot. Jego współpasażer zza ściany, Samuel Ratchett, zostaje zamordowany tej nocy kiedy pociąg zatrzymuje się z powodu zamieci śnieżnej. Skład nie może ruszyć, ponieważ utknął w zaspach. Nikt nie może wyjść z pociągu, ale również przez najbliższe kilkanaście godzin nikt nie przyjdzie pasażerom z pomocą. Czy mordercą jest jeden z pasażerów? Czy może jest to osoba z zewnątrz, która chyłkiem wkradła się do pociągu? Gdzie jednak się schowała? Kim jest tajemnicza kobieta w czerwonym kimonie  w smoki widziana przez kilku pasażerów w noc kiedy zamordowano Ratchetta? Czy Poirot dzięki swojej niezwykłej inteligencji i zdolności dedukcji znajdzie odpowiedzi na te i inne pytania?



Cóż, to była za lektura! Książka zakupiona w lato, zgubiła mi się pomiędzy innymi. Pamiętałam, że ma czerwoną okładkę nie mogłam jednak jej znaleźć. Zmylił mnie czarny grzbiet powieści, ale na szczęście znalazłam ją. Gdzie była? Na półce książek do przeczytania na teraz. Hm, no comments. 

Wracając jednak do powieści – nie czytałam jej wcześniej, a ekranizację oglądałam jako dzieciak, więc nic
Wagon restauracyjny
z niej nie pamiętałam. Przed „Morderstwem…” przeczytałam jedynie kilka powieści Agathy Christie i muszę przyznać, że nie wszystkie z nich mnie zachwyciły. Niektóre wydawały mi się jedynie pretekstem do przedstawienia wymyślnego morderstwa, w którym to nie bohaterowie (płascy i jednowymiarowi), a skomplikowana zagadka wysunięta była na pierwszy plan. Tutaj jednak dostajemy pełnokrwiste postaci z którymi sympatyzujemy (lub wręcz przeciwnie), każda z własną, odrębną osobowością i zachowaniami dla niej charakterystycznymi. W pewnym jednak momencie kiedy Poirot odkrywa prawdę o pasażerach pociągu okazuje się, że to co o nich myśleliśmy to jedynie bujda na resorach. Muszę przyznać, że zwiodła mnie lady Agatha okrutnie. Pewnie dla tego to taka świetna historia. Atmosfera eleganckiego wagonu egzotycznego pociągu, przedziwna mieszanka kulturowo-klasowo-narodowościowa pasażerów w nim podróżujących i patowa sytuacja ugrzęźnięcia w śniegu sprawiła, że zarwałam dla tej opowieści noc (mimo, że prawie nigdy tego nie robię). Czułam wręcz lekki zaduch przegrzanych przedziałów, pod palcami wyczuwałam lakierowane drewno, a przed oczyma miałam przepiękne szaty podróżującej arystokracji przeplatającej się z codziennymi, lekko znoszonymi ubraniami „zwykłych” śmiertelników.

Kuszetka
Niezrównany mały Belg z wąsikiem i o niezwykłym umyśle sprawił, że wytężałam swoje, jakże mierne  w porównaniu z jego, siły umysłowe i starałam się znaleźć rozwiązanie zagadki śmierci Ratchetta. Niestety, moje typy zawiodły, a rozwiązanie które wydawało się niemożliwym okazało się prawdziwe. To jak Poirot dochodzi do rozwiązania zagadki tylko dzięki swojemu umysłowi i zdolności dedukcji to najmocniejsza strona tej książki, która dzięki temu należy już do klasyki i to nie tylko kryminału.

Polecam wszystkim fanom klasycznego kryminału, tym, którzy miłują sprawiedliwość ponad wszystko jak i fanom podróży pociągiem.

Pozdrawiam,

Kura Mania.


PS. Teraz żałuję, że nie zdecydowałam się na zakup kolejnych tomów i na skompletowanie całej serii. Mam pojedyncze tytuły Christie, ale jak pięknie by wyglądały wszystkie w ujednoliconej szacie graficznej. Ech. Mądra Kura po szkodzie.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

czwartek, 25 grudnia 2014

„Morderstwo w Boże Narodzenie” Agatha Christie


Moja prywatna, osobista choinka :)


- Więc pan sądzi, że ktoś kłamie? – spytał Sugden.
- Mon Cher, każdy kłamie. Warto oddzielać niewinne łgarstwa od kłamstw istotnych.

Boże Narodzenie to czas, który poświęcamy rodzinie i przyjaciołom. Czas zgody i wybaczania, zapominania o tym co nas dzieli, aby spędzić miło czas z bliskimi. Czasem nie widzimy się ze swoimi krewnymi wiele miesięcy, a nawet lat, więc wspólne spotkanie jest miłą okazją do odnowienia kontaktu.  Czy jednak jest tak naprawdę? Czy takie rodzinne zgromadzenie nie sprzyja uzewnętrznieniu wewnętrznych tarć, odnowieniu starych niesnasek, a po pewnym czasie spędzonym razem z rodziną marzymy o uwolnieniu się od krewnych i zaszyciu się we własnych czterech ścianach lub ewentualnie natychmiastowym się ich pobyciu z domu.

Simeon Lee, starszy zgryźliwy pan, który za młodu złamał wiele serc niewieścich, był bezlitosnym partnerem w biznesie, a swoją żonę zdradzał wielokrotnie, postanowił zgromadzić całą swoją rodzinę na Święta. Do swojego domostwa, w którym mieszka razem z zupełnie mu podporządkowanym synem Alfredem i jego żoną Lydią  zaprosił trzech pozostałych synów –marzyciela Davida z żoną Hildą, który winą za śmierć matki obarczył ojca i opuścił dom rodzinny tuż po jej śmierci w wieku lat szesnastu oddając się malarstwu i nie utrzymując z ojcem kontaktów, dusigrosza  George’a, robiącego polityczną karierę z Magdaleną, jego o dwadzieścia lat młodszą żoną lubującą się w pięknych strojach. Jest też syn marnotrawny,  Harry, który wiele lat wcześniej zdefraudował sporą sumę pieniędzy z firmy ojca i uciekł. Większość członków rodziny uznała go za zmarłego, a jego nagłe pojawienie się było prawdziwym dla nich szokiem. Kolejnym niespodziewanym gościem była wnuczka Simeona, pół-Hiszpanka, Pilar Estrayados. Gościem spoza rodziny, również niespodziewanym, jest Stephen Farr, syn dawnego partnera w interesach pana Lee, jeszcze z Afryki Południowej, gdzie ten dorobił się majątku. 

Staruszek miał ubaw widząc jak między jego synami odżyły dawne animozje, szczególnie kiedy jego ulubienicą stała się Pilar. W dzień Wigilii zwołał nieformalne zgromadzenie rodzinne na którym obraził prawie wszystkich wyciągając stare brudy i wytykając ich wady.  Mimo, że wydawało się, że nie może być gorzej, pogorszyło to stosunki wewnątrzrodzinne jeszcze bardziej. 

W domu oprócz rodziny jest jeszcze służba – Horbury,  osobisty służący pana Lee i stary, niedowidzący Tressilian, wieloletni lokaj, który pamięta jeszcze czasy młodości Simeona. 

W starym domu nie ma szczególnie świątecznej atmosfery – wszyscy pokłóceni, Pilar i Stephen czują się nieswojo, a jedyną osobą, której w miarę dopisuje humor jest złośliwy staruszek. Nagle wieczorną ciszę przerywa straszny hałas przewracanych mebli i nieludzkie wycie dochodzące z piętra. Okazuje się, że starszy pan leży z poderżniętym gardłem, a niewyobrażalne ilości krwi pokrywają wszystkie meble w pokoju. Drzwi zamknięte były od środka, a okno nie otwiera się szerzej niż na lufcik. Gdzie jest morderca? I kim on jest? Wiele osób miało motyw, a sprawę komplikuje dodatkowo kradzież diamentów zgłoszona policjantowi Sugdenowi przez staruszka kilka godzin przed jego śmiercią.

Zbiegiem okoliczności Herkules Poirot przebywa z wizytą u pułkownika pod którego nadzorem znajduje się okręg, w którym zamordowano starszego pana. Jako nieformalny konsultant pomaga on w prowadzonym śledztwie, a potem na prośbę Alberta rozwiązuje zagadkę. 

W powieści tej mamy wszystko to co najlepsze w kryminałach Agathy Christie – szczupłe grono zamieszanych w morderstwo osób, kilka wskazówek, które dopiero pod koniec historii nabierają sensu, a rozwiązanie zagadki możliwe jest dzięki bystremu umysłowi detektywa i jego nietypowemu torowi myślenia. Świetnie się bawiłam typując kolejne osoby na mordercę i próbując umieścić w całym obrazie kolejne ślady. Ach, nie spodziewałam się takiego zakończenia zupełnie! Okazało się, że każdy ukrywa jakieś grzeszki, a luźne podejście do mówienia prawdy dodatkowo zaciemniało obraz sprawy. W sumie, konstrukcja opowieści jest dosyć podobna do wcześniej czytanego przeze mnie „Morderstwo w Orient Expressie” (już niedługo na blogu), ale nie zmienia to faktu, że jest to kawał porządnej lektury. Pewna teatralność tej powieści (bohaterowie pojawiają się, wygłaszają krótkie kwestie i znów znikają) dodawała jej jedynie smaku. Podobnie jest w „Dziesięciu Murzynkach” tej autorki.  Atmosfera gęsta i napięta, stary dom o wielu oknach i mrocznych pokojach, których ściany widziały zbyt wiele nieszczęścia oraz rodzina od lat skłócona i zależna od pieniędzy i kaprysów starego Simeona. Świetna książka!

Polecam wszystkim fanom klasycznych kryminałów, błyskotliwej dedukcji jak i tym, którzy znudzeni są przesłodzonym obrazem Świąt Bożego Narodzenia.

Wesołych Świąt!

Kura Mania.