wtorek, 7 czerwca 2016

2016: Podsumowanie maja, czyli jak nie urok to…


Zdjęcie z górki robione kartoflem.


Najpierw żale.

Bardzo lubię czytać. Wśród moich znajomych jednak nie ma ani jednej osoby, która by czytała. Jedna koleżanka czyta erotyk już drugi rok, inna czytała kiedyś, ale teraz to już nie ma czasu, a inni wcale nie czytają. Sposób w jaki o tym swoim nieczytaniu mówią ociera się o dumę. Zazwyczaj, każdy ktoś jest pierwszy raz u mnie w domu napomina o książkach, bo faktycznie są one w każdym pokoju i rzucają się w oczy. Szybko jednak temat jest zmieniany, bo co kogo jakieś książki obchodzą. Ja ze swojej strony nikogo nie potępiam, nie próbuję „nawrócić” na czytanie, bo uważam, że każdy ma prawo do podejmowania własnych wyborów (nawet jeśli są one tak  niewłaściwe, jak te o nieczytaniu).  Rzadko jednak kiedy jestem gromiona za to, że czytam i ile czytam.

Ostatnio jednak tak było, zostało mi to ostro wypomniane, uznane za szkodzące, zabierające cenny czas, który mogłabym spędzić na… sprzątaniu. Srsly. I zostało mi to wypomniane w bardzo poważnym tonie przez jedną z najbliższych mi osób. Oczywiście, uznałam to za kompletnie idiotyczną uwagę, ale zrodziło też myśl, że w tych wszystkich śmiesznych obrazkach z tmblra o rozpadzie związku ze względu na książki coś jest. Bo jeśli ktoś nie jest w stanie zrozumieć mojej pasji i jej uszanować to czy jest w stanie szanować mnie? I czy warto robić takiej osobie miejsce w swoim życiu? 

Im jestem starsza tym mniej we mnie tolerancji na bullshit, na idiotyzm ludzi, a więcej ochoty na niezależność i spełnianie siebie. Nawet jeśli to spełnianie siebie realizowane jest poprzez czytanie sześciuset stron o srebrnowłosych matkach smoków czy zbieraniu superbohaterskich gadżetów.  Pójdę na kompromis, bo zazwyczaj unikam konfliktów najdłużej jak mogę, ale nie taki, który będzie mnie nie tylko ograniczał, ale i zmieniał w sposób, który amputuje część mojej osobowości. Taka jestem, więc albo bierzesz mnie całą, albo wcale. Ale za to ja zrobię to samo dla Ciebie. 

Koniec żalów, czas na prywatę, podsumowanie miesiąca i book haul.

grób C.S. Lewisa

Kiedy wraz z nieśmiałym i powolnym nadejściem wiosny wizja chorób, które nękały zarówno mnie jak i małą Mimi od jesieni oddaliła się z zadowoleniem snułam plany kolejnych lektur, postów, cyklów, itp. Ha. Ha. Ha. Najpierw spaliła mi się ładowarka do laptopa. Okazało się, że do takich antycznych okazów jak mój (ma dziesięć lat, włączenie go trwa dobre pięć minut, a samo wrzucenie tekstu na bloga około czterdziestu!) ładowarki są, ale drogie i muszą przylecieć z jakiegoś odległego zakątka Ziemi (czyt. Hongkong). A jak już ta ładowarka przyszła i nawet zadziałała to… skończył mi się Internet. Tak, mili państwo, jak Internet mam z limitem, innego mieć niestety nie mogę, a w tym miesiącu przypadkowo żeśmy zużyli wszystko w dziesięć dni. 

Jest jednak i dobra strona tych wszystkich wypadków, bo nie dość, że ćwiczę stoicki spokój to jeszcze sporo poczytałam w międzyczasie. Sporo, jak na tak piękną pogodę, której nam się trafił tydzień, w czasie, której większość czasu spędzałam na dworze z dziecięciem. Za to ostatni tydzień maja był paskudny, zimny, dżdżysty i wietrzny.

Za wybudowaniem tej wieży kryje się bardzo tragiczna historia.


Poczytane:

1)      ‘Z przygód krasnala Hałabały’ Lucyna Krzemieniecka – hit małej Mami
2)      „Radca stanu” Boris Akunin
3)      „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” Leslye Walton
4)      ‘The Perks of Being a Wallflower’ Stephen Chbosky – skusiłam się w bibliotece i było warto!
5)      ‘Daredevil: The Man Without Fear’ Frank Miller - serduszkuje
6)      ‘A Dance With dragons 1: Dreams And Dust’ George RR Martin – strasznie długo mi zabrało przeczytanie pierwszych stu stron. Resztę połknęłam w kilka dni.
7)      ‘Geek Girl. Model Misfit’ Holly Smale
8)      ’31 Songs’ Nick Hornby

Całkiem jestem zadowolona z wyniku. Najlepszą książką była powieść Chbosky’ego, ale tą przy której najlepiej się bawiłam było ’31 Songs’.

Co ja poradzę, że spacer skoncentrował się wokół starego cmentarza?
Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie kupiła. Trzymałam się świetnie, aż do ostatnich dni maja, kiedy to trafiłam na naprawdę świetne książki w pobliskim charity shopie.

Zakupione:                                                                                  
                                                             
1)      ‘The Goldfinch’ Donna Tartt – to już mój trzeci egzemplarz tej książki. Mam jeden w świetnym stanie w miękkiej okładce, jeden w twardej z nieco złachaną obwolutą i ten najnowszy nabytek – twarda okładka i prawie, że idealna obwoluta. Wiem, że muszę się pozbyć przynajmniej jednego, ale ciężko mi.
2)      ‘Geek Girl’ Holly Smale – widziałam książki z tej serii na IG i postanowiłam spróbować. Ta jest drugą częścią, ale czytać można bez znajomości pierwszej. Takie czytadło przy grillu.
3)      ‘The Buried Giant’ Kazuo Ishiguro – mojej znajomości z tym autorem ciąg dalszy. Jeszcze nieprzeczytane, ale na pewno długo na półce nie będzie czekać na moją uwagę.
4)      ‘Heidi Grows Up’ Charles Tritten – podobno Heidi to była moja ukochana książka w dzieciństwie, choć kompletnie tego nie pamiętam. Zamierzam przeczytać pierwszą część z Mimi, a tą kontynuację napisaną przez tłumacza autorki już przeczytam sama.
5)      ‘High-Rise’ JG Ballard – z tym autorem raczej się nie lubimy, ale biorąc pod uwagę, że bardzo, bardzo, ale to BARDZO chcę zobaczyć tegoroczną ekranizację powieści o tym samym tytule postanowiłam przeczytać powieść. Już zaczęłam i musze przyznać, że chyba będzie dobrze.
6)      ‘Ulysses’ James Joyce – o tak, tego akurat autora bardzo lubię. „Ulissesa” czytam sobie w czerwcu co dwa lata, ale jeszcze nigdy nie czytałam go w oryginale (shame on me!). Jak tylko pokończę zaczęte już książki biorę się za ‘Ulyssesa’ i już się cieszę na tę przygodę.
7)      ‘Dubliners’ James Joyce – skusiło mnie całkiem zgrabne wydanie folio. A mam jedynie jakieś wymiąchane wydanie Penguina tych opowiadań, więc teraz można czytać w stylu glamour.
8)      ’31 Songs’ Nick Hornby – kolejny autor, którego czytam wszystko. Ten zbiór łączy dwie rzeczy bardzo dla mnie ważne, czyli muzykę i książki, więc jest bardzo dobrze.

I tyle. Osiem książek, z czego nieprzeczytanych mam jedynie dwie i pół co mnie cieszy, bo w dalszym ciągu te prawie trzysta nieruszonych książek patrzy na mnie złym wzrokiem z półek.

Tekstów mam pełno i jak nic się więcej nie zepsuje (odpukać!) to będzie moc postów. Plus obiecany już w kwietniu tydzień z Daredevilem planowany na ostatni tydzień czerwca. Zamierzam się ostro wziąć za bloga, nawet jeśli czytają go jedynie trzy osoby. Przynajmniej mam coś swojego. 

I niech wreszcie przyjdzie to lato!

Pozdrawiam,
Kura Mania.

8 komentarzy:

  1. U nas jest już letnia pogoda i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej, bo czerwiec zawsze jakiś ciężki psychicznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tez zrobilo sie lato, a ja probuje sie relaksowac z dzieckiem na piknikach i w parkach. Nie warto sie denerwować ;-)

      Usuń
  2. Liczysz mnie w tych 3 osobach? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, no to może z cztery osoby tu zagladaja :-D

      Usuń
  3. Ja jestem i czekam na każdy kolejny wpis:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też zaglądam regularnie :)
    Jestem ciekaw, czy spodoba się Tobie nowy Ishiguro. To powieść całkowicie odmienna od wcześniejszych. Mądra, wymagająca. Wyjątkowa !
    pozdrawiam
    tommy z samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zmeczę Narcopolis to sie biorę za Ishiguro, bo sie nie moge doczekac 😃

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!