piątek, 13 lutego 2015

„Czarna lista” Aleksandra Marinina



Ostatni sprawiedliwy, którego los rzucił do miasteczka, którym rządzi szara eminencja. Jednak wszyscy zainteresowani wiedzą, kim jest główny czarny charakter. Nasz szlachetny bohater zostaje rzucony w sam środek wydarzeń, a powodowany szlachetnymi pobudkami stawia czoła zmowie milczenia. 

Opowieść jak z klasycznego westernu, prawda?

Jednak główny bohater „Czarnej listy”, Władisław Stasow, policjant z Moskwy przebywający w nadmorskim kurorcie na wczasach z córką, nie jest postacią szlachetnego ostatniego sprawiedliwego. Jestem oschłym, emocjonalnie oziębłym egoistą, umiarkowanie leniwym i ostrożnym – tak o sobie mówi. Nie jest to do końca prawda, bo Stasow to po prostu najzupełniej zwykły człowiek, przyzwoity, dbający o swoje dobro, ale i próbujący walczyć o dobro ogólne. Ma już dosyć pracy w policji, irytuje go ona i męczy. Dlatego tuż po urlopie odchodzi z pracy. Afera, na której trop wpada podczas urlopu, ma być jego ostatnia sprawą. Zajmuje się nią nieoficjalnie, powodowany sympatia do młodego policjanta Siergieja Lisicyna, który zajmuje się tą sprawą z ramienia lokalnej policji. 

Powieść zaczyna się dosyć leniwie, wręcz urlopowo. Jakby mimochodem poznajemy kolejnych bohaterów, którzy odegrają swoja rolę w późniejszej akcji, jak i dowiadujemy się o niby banalnych, nic nie znaczących wydarzeniach, które miały miejsce w kurorcie. Dodatkowego smaczku kryminałowi dodaje fakt umiejscowienia jego akcji w czasie filmowego festiwalu, a część jego bohaterów to właśnie osoby związane z przemysłem kinowym. Była żona Stasowa, Rita o boskich nogach, jest krytykiem filmowym. Ofiara (ofiary? Nie chcę teraz zdradzać za wiele) to aktorka. Poznajemy artystyczne środowisko, w którym każdy z każdym, miłość zmienia się w nienawiść, a plotka rządzi wszystkim. 

Pomijając to, że Stasow angażuje się aktywnie w rozwiązanie sprawy zabójstwa, ma również swoje prywatne problemy. Dotyczące jego relacji z zamkniętą w sobie, wiecznie zaczytaną, ośmioletnią córką, zazdrosną byłą żoną, jak i nową znajomą, pulchną Tatianą, poznaną na wywczasie. 

Powieść napisana jest lekko, czyta się ją szybko, a wciąga jak diabli. Gdyby nie to, że sięgnęłam po nią przy okazji wyzwania GRA W KOLORY, to byłaby to idealna lektura na leżak, ew. pod gruszę. Fabuła ciekawie poprowadzona, ale nie przesadnie skomplikowana, bardzo wciągająca. Ważne jest również to, że w powieści jest wiele humorystycznych scenek, które dodają jej lekkości.

Bohaterowie są ciekawie skonstruowani. Nawet jeśli nie pamiętam tych wszystkich skomplikowanych nazwisk to w pamięć zapadają postacie nawet drugoplanowe. Wystarczyło jedynie kilka zdań, parę scenek, a łatwo było skojarzyć kto jest kim w powieści, jak również zapamiętać poszczególne charaktery.
Jak zwykle w powieściach Marininy realia życia współczesnej Rosji są świetnie opisane. Uczciwie przyznam się, że oprócz tego co widzę w codziennych informacjach nic nie wiem o Rosji, zawsze widzianej przez pryzmat komunistycznej przeszłości i politycznych wyczynów Putina. Dzięki powieściom tej rosyjskiej autorki dowiaduję się wielu wiadomości o życiu współczesnych Rosjan. Również praca rosyjskiej policji jest opisana drobiazgowo, ale ciekawie. Akurat w tej powieści nie mamy zbyt wielu o niej informacji, ponieważ Stasow przebywa na urlopie, ale w innych kryminałach, których bohaterką jest Kamieńska jest wiele ciekawych detali. 

Jedynym chyba minusem jest to co zawsze mnie razi w rosyjskich powieściach. Te nazwiska, otczestwa i makabryczne zdrobnienia. Władimir to i Dima, i Sława, i Władik. Trzeba jednak przyznać, że po kilkudziesięciu stronach przyzwyczaiłam się już do tego rosyjskiego kolorytu i nawet Iroczka mnie nie raziła.

„Czarna lista” była miłym zaskoczeniem. O ile kryminały Marininy nie są równe i wśród wielu, całkiem udanych, znajdują się niemiłe niespodzianki, to „Czarną listę” mogę z czystym sumieniem polecić każdemu. Jak na razie jest to najlepsza książka jaką czytałam w tym roku i na pewno długo będzie na czele takich właśnie kryminałów jakie lubię – lekkich, wciągających, mistrzowsko napisanych. Nawet pomimo faktu, że w sumie cała historia budzi we mnie bezsilną złość na taki, jak opisany  w powieści,  stan rzeczy.

Polecam fanom kryminałów, tym, którzy chcą dopiero zacząć swoją z nimi przygodę, jak i każdemu, kto szuka lekkiej, ale świetnie napisanej lektury na urlop.

Pozdrawiam,
Kura Mania.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.


PS. „Czarna lista” to kolejna książka, której okładka nijak ma się do treści. Wiem, że to temat-rzeka, ale ciągle mnie zadziwiają decyzje ludzi odpowiedzialnych za takie rzeczy.

PS2. Książkę przeczytałam w serii Polityki Zima z Kryminałem 2012. Zima i Lato z Kryminałem to moje ukochane serie Polityki i mam cichą nadzieję, że jednak będą kontynuowane w przyszłości.

M.

2 komentarze:

  1. Miałabym problemy z tymi wszystkimi zdrobnieniami. Już same imiona i nazwiska po rosyjsku trudne są do zapamiętania. Zbyt długo czytam każdą książkę i ciężko byłoby mi zapamiętać kto jest kim. Zamiast skupiać się na treści pewnie całą energię skierowałabym w zapamiętanie tych odmian imion.

    Z drugiej strony fajnie byłoby poczytać o współczesnej Rosji. Ostatnio mam jakiś zawias na książki obyczajowe, i nawet jeśli w moje ręce trafi jakiś kryminał, to doszukuję się w nim scen z życia wziętych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rosyjskie imiona i nazwiska plus otczestwa to jakas masakra jest. Czasem w przypadku książek tej autorki ginie się jeśli bohaterowie maja podobnie brzmiące nazwiska. Ale warto troszkę się pomęczyć,no ta akurat powiesc jest wyjatkowo przyjemna w czytaniu.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!