Pomimo tego, że Celaena Sardothien już uzyskała tytuł
Królewskiego Skrytobójcy i cieszy się względną wolnością to nie koniec jej
walki. Dziewczyna nie potrafi się zmusić do zabijania wyznaczonych przez króla
wrogów królestwa. Jak ktoś kto podobno przeciwstawia się tyranowi może
zasługiwać na śmierć? Dlatego Celaena oszukuje nie tylko króla, ale i
wszystkich na dworze. Finguje kolejne śmierci ryzykującym tym nie tylko swoje
życie, ale i życie swoich najbliższych przyjaciół – księżniczki Nehemii i
kapitana Westfalla, których przy najmniejszym błędzie skrytobójczyni król bez
mrugnięcia okiem skaże na śmierć.
Oprócz swojej „kariery” dziewczyna ma również inne problemy.
W dalszym ciągu w szklanym zamku kryje się coś mrocznego, coś co pochodzi z
pradawnych wieków przywołane potężnymi odwiecznymi czarami. Zadaniem Celaeny jest odkrycie źródła tego zła
i zniszczenie go.
Celaena jest rozdarta. Między żądaniami przyjaciół i króla,
między obowiązkiem a własną wolą, a co
najgorsze zostaje zmuszona do podjęcia decyzji – o co tak naprawdę warto
walczyć? Czy dziewczyna powinna myśleć jedynie o sobie wykonując rozkazy króla mając
w perspektywie odzyskanie pełni wolności za kilka lat? Czy jej obowiązkiem jest
raczej pomoc wyzwoleniu Erilei spod
rządów króla-tyrana? Czy może zamknąć oczy na nieszczęście prześladowanych
przez władcę niewinnych? Okazuje się, że odpowiedź wcale nie jest tak prosta
jak mogłaby się wydawać.
W drugiej części Szklanego Tronu Celaena pokazuje trochę
więcej mrocznej strony swojej osobowości nie skupiając się aż tak na
fatałaszkach i balach, jak to było w części pierwszej. Rozdarta między porywy
serca, obowiązek wobec króla, a przyjaźń Celaestia jednak nie staje się tą
brawurową, pewną siebie osobą, którą tak długo grała na dworze. Co z tego, że
budzi się w niej żądza mordu i ma wreszcie okazje pokazać swoje nabyte długim
treningiem umiejętności zabijania, jak w kluczowym momencie zamiast podjąć
odpowiedzialną decyzję ze wszystkimi jej konsekwencjami ona po prostu odwraca
się udając, że nic nie musi, że niczego oprócz swojej wolności nie chce wygrać.
Bardzo spodobała mi się intryga dotycząca spisku przeciwko
królowi, ale rola księżniczki Nehemii jako ostatecznego katalizatora zmian w
postrzeganiu świata i w podjętych decyzjach Celaestii wydaje mi się bardzo
naciągana i niepotrzebnie skomplikowana. Według mnie autorka lekko
przedobrzyła.
Mimo tego, że ciągle mi czegoś w postaci Celaestii brak to w
sumie podoba mi się to, że cały czas myślałam o skrytobójczyni jako o kimś z
pewnym przeznaczeniem, jako o osobie naznaczonej pewną ważną rolą do odegrania
w historii, a ona zachowuje się jako zwykła sierota wytrenowana przez mistrza
skrytobójstwa, której się pofarciło i ma szansę na wygranie swojej wolności.
Ciekawe czy w trzeciej części Celaena zwróci się ku swojemu dziedzictwu.
Acha, bo Celaestia odkrywając jakie to mroczne zło czai się
w czeluściach zamku dopuszcza do głosu również ważną część siebie ukrywaną
przez lata. Ważną, przerażającą i bardzo potężną. Jest to coś czego się
domyślałam, ale fajnie było wreszcie o tym przeczytać. No i może wreszcie dotrze do niej to, że własną przeszłość trzeba zaakceptować nawet jeśli nas ona uwiera, bo inaczej nie będzie się kompletnym (tak moje zdanie skromne jest).
Okazuje się też, że pewne drugoplanowe postaci odgrywają
ważne role w fabule, czego się w sumie nie spodziewałam. Rozwój postaci może i nie oszałamia, ale
jakiś jest, więc już czepiać się nie będę.
Końcowy twist sprawił, że z ciekawością sięgnęłam po trzecią
część, czyli ‘Heir of Fire’, którą już nadgryzłam.
Nie do końca jestem jednak przekonana, czy ta seria jest dla mnie.
Już nawet nie o to chodzi, że jestem starsza niż docelowa grupa czytelników do
których pisze Sarah J. Maas, bo wiek nie ma tutaj nic do tego, ale mi brakuje
jakiejś takiej epickości. Jak u Tolkiena. Albo dobrego rzemiosła, jak u George
R.R. Martina. Szklany Tron jest taki jakby zawieszony pomiędzy. Trochę to
fantasy, trochę dystopia, może i romans z elementami powieści przygodowej.
Gdyby nie ten cały hype dookoła serii i fakt, że trzy pierwsze części były w
TKMaxxie za pięć funtów to pewnie bym w życiu po nią nie sięgnęła. Niby są tu
zawarte wszystkie elementy, które lubię, ale i tak mija się to o włos z moim
gustem.
Jest to jednak dobra, rozrywkowa seria, którą polecam wszystkim
fanom dystopicznych fantasy z elementami romansu. Tak ogólnie, ale nie wiem co
mam powiedzieć. Nastolatkom też polecam. Szczególnie takim, którzy szukają
czegoś łatwego do czytania, ale wciągającego. Czyta się błyskawicznie. No i w
ogóle to taka szybka lektura jest jak się chce oderwania od tych bardziej
poważnych. Nie zachęcam zbytnio, nie?
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. I ciągle mnie to męczy jak to jest możliwe, że Celaena
miała takie długie włosy jak została zabrana z obozu pracy jak przy jej
przyjeździe ścięli je na krótko. Przecież włosy rosną średnio centymetr na
miesiąc, czyli po roku przy dobrych wiatrach miałaby włosy do ramion. A biorąc
pod uwagę, że była niedożywiona to i to byłby wyczyn. A tu nagle Celaena ma
długi warkocz i w ogóle. Boszejakjasieczepiam, wstyduniemam.
M.
Książkę przeczytałam w ramach
wyczytywania domowych zapasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!