Joe Chip pracuje dla firmy zajmującej się ochroną firm i
osób prywatnych przed wrogą psychoinwigilacją. Zrzesza ona osoby o niezwykłych
zdolnościach parapsychologicznych, które jedynie dzięki swoim niecodziennym
możliwościom zwalczają niechciany wpływ psychiczny taki jak m.in. czytanie w
myślach. Sam Joe Chip nie ma takich zdolności, ale jest specem od ich
mierzenia.
Firma ta kierowana przez pana Runcitera dostaje niezwykle
intratne zlecenie, które wymaga wyjazdu na Księżyc. Pomijając niezwykle
intratną stronę finansową tego kontraktu daje on możliwość na rozbicie wrogiej
organizacji, która dokonuje agresywnych inwigilacji i jest największym
zagrożeniem dla firmy Runcitera, która walczy z nią już od dłuższego czasu.
Kiedy wybrana przez szefa ekipa wraz z nim samym i Joe Chipem
ląduje na bazie na Lunie po chwili dochodzi do wybuchu. Od tego momentu nic nie
jest już takie same. Nie wiadomo, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna
sen. A właściwie nie sen, ale stan pół-życia, czyli podtrzymywanie zmarłych w
stanie, który pozwala na kontaktowanie się z nimi od czasu do czasu.
Kto przeżył wybuch? Co oznaczają kolejne dziwaczne śmierci
członków załogi? Skąd biorą się wiadomości przesyłane pracownikom przez
Runcitera? I czym jest Ubik?
Im dalej w las, tym ciemniej – to mogłoby być motto tej
powieści. Kolejne zwroty akcji, kolejne opcje tłumaczące rzeczywistość , którą
zastał Joe Chip i reszta, kolejne rzeczywistości sprawiają, że nie mogłam się
oderwać od książki. Pomimo pozornego chaosu panującego w książce, który mógłby
powodować mętlik w głowie czytelnika, cała fabuła jest poprowadzona bardzo
jasno i w zaskakująco prosty sposób.
Czym jest życie? Lub raczej jak określić czy człowiek żyje
czy już umarł? Czy brak fizycznej aktywności jest równy ze śmiercią? Raczej
nie, bo jest jeszcze aktywność umysłowa. A jeżeli nie możemy jej sprawdzić,
jeżeli została ona nam wyrwana i zagrabiona, pomimo tego, że gdzieś tam jeszcze
istniejemy? Ile warte jest życie, które rozgrywa się jedynie na skomplikowanym
poziomie umysłowym niedostępnym dla zwykłych śmiertelników?
Oczekując historii z rodzaju science fiction dostałam powieść,
która zahacza o bardzo skomplikowane filozoficzne teorie. W świecie, gdzie
niemożliwe jest rozgraniczenie pomiędzy jawą a snem lub raczej, w którym to
jawa jest snem i to niekoniecznie śnionym przez nas trzeba odwołać się do
głębszych idei, bardziej uniwersalnych, które pomogą się w nim odnaleźć. Lub
nie.
Warto wspomnieć o postaci Joe Chipa, którego na początku
wcale nie polubiłam. Dobrze zarabiający, ale na skraju bankructwa, zaniedbany i
w ogóle jakiś taki pfe. W miarę rozwoju akcji, Joe zyskał w moich oczach.
Okazało się, że jest nie tylko o wiele bardziej inteligentny niż się to
wydawało na pierwszy rzut oka i całkiem zgrabnie łączył ze sobą podrzucane mu
wskazówki, ale i odważnie wychodził naprzeciw kolejnym trudnościom.
Fantastyczna opowieść, pełna grozy, ale i takiego zwykłego
heroizmu szarego człowieka, który wie co jest słuszne i stara się według tego
postępować. Powieść, która prowokuje do pytań i do rozmyślań. Wisienką na
torcie jest zupełnie nieoczekiwane zaskoczenie, które pozostawiło mnie w
głębokiej, czytelniczej satysfakcji. I to wszystko na jedynie trochę ponad
dwustu stronach! To się nazywa kunszt.
Polecam wszystkim, którzy szukają książkowej rozrywki na
najwyższym poziomie. I nie zrażać się, że to niby SF! To po prostu kawał
świetnej literatury.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Powieść napisana została w latach sześćdziesiątych, a
rozgrywa się w 1992 roku. No widać było, że optymizm autora był nieco wybujały
co do przyszłość. Ale ja nie o tym. Najlepsze są opisy ubrań noszonych w tym
futurystycznym roku 1992 – coś jak pomieszanie psychodeli stylu hippi z
ubraniami amerykańskich traperów, wieśniaków z dawnych czasów i każdej kultury o
której tylko autor sobie pomyślał. Szał ciał. Aż szkoda, że tak się ludzie nie
ubierają, no naprawdę. Świat byłby o wiele… ciekawszy.
M.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY II.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!