czwartek, 24 marca 2016

"Ubik" Philip K. Dick




Joe Chip pracuje dla firmy zajmującej się ochroną firm i osób prywatnych przed wrogą psychoinwigilacją. Zrzesza ona osoby o niezwykłych zdolnościach parapsychologicznych, które jedynie dzięki swoim niecodziennym możliwościom zwalczają niechciany wpływ psychiczny taki jak m.in. czytanie w myślach. Sam Joe Chip nie ma takich zdolności, ale jest specem od ich mierzenia. 

Firma ta kierowana przez pana Runcitera dostaje niezwykle intratne zlecenie, które wymaga wyjazdu na Księżyc. Pomijając niezwykle intratną stronę finansową tego kontraktu daje on możliwość na rozbicie wrogiej organizacji, która dokonuje agresywnych inwigilacji i jest największym zagrożeniem dla firmy Runcitera, która walczy z nią już od dłuższego czasu.

Kiedy wybrana przez szefa ekipa wraz z nim samym i Joe Chipem ląduje na bazie na Lunie po chwili dochodzi do wybuchu. Od tego momentu nic nie jest już takie same. Nie wiadomo, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna sen. A właściwie nie sen, ale stan pół-życia, czyli podtrzymywanie zmarłych w stanie, który pozwala na kontaktowanie się z nimi od czasu do czasu. 

Kto przeżył wybuch? Co oznaczają kolejne dziwaczne śmierci członków załogi? Skąd biorą się wiadomości przesyłane pracownikom przez Runcitera? I czym jest Ubik?

Im dalej w las, tym ciemniej – to mogłoby być motto tej powieści. Kolejne zwroty akcji, kolejne opcje tłumaczące rzeczywistość , którą zastał Joe Chip i reszta, kolejne rzeczywistości sprawiają, że nie mogłam się oderwać od książki. Pomimo pozornego chaosu panującego w książce, który mógłby powodować mętlik w głowie czytelnika, cała fabuła jest poprowadzona bardzo jasno i w zaskakująco prosty sposób. 

Czym jest życie? Lub raczej jak określić czy człowiek żyje czy już umarł? Czy brak fizycznej aktywności jest równy ze śmiercią? Raczej nie, bo jest jeszcze aktywność umysłowa. A jeżeli nie możemy jej sprawdzić, jeżeli została ona nam wyrwana i zagrabiona, pomimo tego, że gdzieś tam jeszcze istniejemy? Ile warte jest życie, które rozgrywa się jedynie na skomplikowanym poziomie umysłowym niedostępnym dla zwykłych śmiertelników?

Oczekując historii z rodzaju science fiction dostałam powieść, która zahacza o bardzo skomplikowane filozoficzne teorie. W świecie, gdzie niemożliwe jest rozgraniczenie pomiędzy jawą a snem lub raczej, w którym to jawa jest snem i to niekoniecznie śnionym przez nas trzeba odwołać się do głębszych idei, bardziej uniwersalnych, które pomogą się w nim odnaleźć. Lub nie. 

Warto wspomnieć o postaci Joe Chipa, którego na początku wcale nie polubiłam. Dobrze zarabiający, ale na skraju bankructwa, zaniedbany i w ogóle jakiś taki pfe. W miarę rozwoju akcji, Joe zyskał w moich oczach. Okazało się, że jest nie tylko o wiele bardziej inteligentny niż się to wydawało na pierwszy rzut oka i całkiem zgrabnie łączył ze sobą podrzucane mu wskazówki, ale i odważnie wychodził naprzeciw kolejnym trudnościom.
Fantastyczna opowieść, pełna grozy, ale i takiego zwykłego heroizmu szarego człowieka, który wie co jest słuszne i stara się według tego postępować. Powieść, która prowokuje do pytań i do rozmyślań. Wisienką na torcie jest zupełnie nieoczekiwane zaskoczenie, które pozostawiło mnie w głębokiej, czytelniczej satysfakcji. I to wszystko na jedynie trochę ponad dwustu stronach! To się nazywa kunszt.

Polecam wszystkim, którzy szukają książkowej rozrywki na najwyższym poziomie. I nie zrażać się, że to niby SF! To po prostu kawał świetnej literatury.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

PS. Powieść napisana została w latach sześćdziesiątych, a rozgrywa się w 1992 roku. No widać było, że optymizm autora był nieco wybujały co do przyszłość. Ale ja nie o tym. Najlepsze są opisy ubrań noszonych w tym futurystycznym roku 1992 – coś jak pomieszanie psychodeli stylu hippi z ubraniami amerykańskich traperów, wieśniaków z dawnych czasów i każdej kultury o której tylko autor sobie pomyślał. Szał ciał. Aż szkoda, że tak się ludzie nie ubierają, no naprawdę. Świat byłby o wiele… ciekawszy.

M.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY II.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!