Lata 80. XX wieku, Szkocja. Pochodząca z katolickiej rodziny
Paddy Meehan po szkole dostała posadę gońca w gazecie w Glasgow. Pomimo
negatywnego nastawienia nie tylko rodziny, ale i całej irlandzkiej
społeczności, w której dziewczyna się wychowała ma ona jeden cel – zostać
dziennikarką, najlepiej śledczą. W tym samym czasie mieszkańcami miasta wstrząsa
wieść o porwaniu małego Briana Wilcoxa. Okazuje się, że chłopczyka zabili nieco
jedynie od niego starsi chłopcy i to w bardzo brutalny sposób. Co więcej, jeden
z nich jest dalekim kuzynem narzeczonego Paddy. Dziewczyna od razu zauważa
pewne nieścisłości w przedstawionej przez policję wersji wydarzeń i postanawia
na własną rękę odkryć prawdę. Prawdę, która w postaci artykułu otworzy jej
drogę do awansu i kariery.
„Pole krwi” Denise Miny otwiera serię książek o Paddy
Meehan, młodej dziewczynie, której ambicje zupełnie nie przystają do ideału
kobiety w jej środowisku. Idealna katoliczka nie robi bowiem kariery, a praca,
którą wykonuje ma być jedynie dodatkowym źródłem dochodu rodziny.
Najważniejszym zadaniem kobiety jest wychowywanie dzieci, karmienie rodziny i
prowadzenie domu. Paddy jednak odkrywa, że praca w gazecie, mimo, że
niewdzięczna, bardzo ją pociąga, a miejsca zbrodni czy też przestępstw, które
odwiedza w trakcie nocnego dyżuru nie wywołują w niej strachu, a jedynie
ekscytację. Nie spotyka się to z uznaniem ze strony najbliższych.
Paddy jest pewna, że to ktoś dorosły stoi za zabójstwem
małego Briana i jest zdeterminowana dojść prawdy. Na własną rękę zapuszcza się
w niebezpieczne rejony miasta, dopuszcza
się kłamstwa, oszustwa i poważnego złamania prawa. Co najbardziej absurdalne,
Paddy chce właściwie pomóc rodzinie swojego narzeczonego poprzez oczyszczenie z
zarzutów morderstwa kuzyna Seane’a, a spotyka ją za swoje śledztwo kara ze
strony rodziny. Kara, która choć wydawała mi się śmieszna jest bardzo dotkliwa
dla Paddy.
Ponieważ dziewczyna oprócz ambicji ma również poważne
kompleksy, głównie dotyczące jej wyglądu. Jest dziewczyną pulchną (nie znoszę
tego słowa), uważa, że jest brzydka i kompletnie nieatrakcyjna. Sprawia to, że
jej zachowaniem rządzą dwie siły – niskie poczucie własnej wartości i ambicja,
które często nawzajem sobie przeszkadzają. Nie mogę powiedzieć, że polubiłam
jakoś szczególnie Paddy, bo momentami strasznie mnie irytowała, ale na pewno
chciałam poznać jej kolejne działania, a o to chyba chodzi prawda? I ta bliska mi walka między wytrwaniem na diecie a tymi wszystkimi pysznościami, które chcę pożreć. No i oprócz
wątku kryminalnego, pokazuje też presję jakiej podlegają młode kobiety ze strony
społeczeństwa i jego tradycyjnych oczekiwań względem tej grupy społecznej.
Jest to dobry kryminał, solidny i z nietypową bohaterką. Z
jednej strony pokazuje klasowe społeczeństwo Glasgow, z drugiej daje czytelnikowi
możliwość wglądu w bardzo konserwatywną i schierarchizowaną społeczność irlandzką
w Szkocji w tamtym czasie. Dodatkowo, przedstawia sposób działania gazety w
latach osiemdziesiątych co samo w sobie jest bardzo interesujące. Wszystko to sprawia,
że powieść jest ciekawa i z chęcią sięgnę po kolejne tomy opowiadające o Paddy.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
EDIT: Nie wiem co natchnęło tłumacza, żeby napisać, że Paddy do kieszeni wsadziła trochę ciastek z budyniem. z BUDYNIEM. Podejrzewam, że chodzi o custard cream biscuits, czyli przekładane kruche ciastka z kremem, ale takim stabilnym. Co prawda, czasem custard tłumaczy się jako budyń, bo to trochę podobne kremy, ale w tym wypadku zupełnie nie o to chodzi.
custard cream biscuits |
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY II oraz
wyczytywania domowych zapasów książek.
Bardzo lubię książki Denise Miny, Szkoda tylko, że wydano w Polsce tylko trzy.. Ciekawa bohaterka i solidne tło obyczajowo-społeczne to mocne strony powieści.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommy z Samotni
No zamierzam sobie zrobić jakąś kryminalną listę książek do czytania, bo okazało się, że poznałam tylu fajnych autorów, że aż szkoda o nich zapomnieć :) może w bibliotece zdobędę kolejne tomy :)
UsuńFajny ten budyń w kieszeni ;-)
OdpowiedzUsuńSpotkałam się kiedyś z przetłumaczeniem tytułu "The Little Engine That Could", jako "O małym silniku, który potrafił" :)) W zasadzie też niby poprawnie ;)
Rozumiem, że czasem naprawdę można samemu się zapętlić przy tłumaczeniu, ale tak na zdrowy rozsądek coś by mnie tknęło jakbym przeczytała, że bohaterka wsadza te nieszczęsne ciastka z budyniem do kieszeni. Szkoci może i naród dziwny, ale chyba nie aż tak XD
Usuń