Erast Fandorin po odegraniu bardzo ważnej roli w wojnie
rosyjsko-tureckiej w „Gambicie tureckim” w ramach nagrody wyjeżdża do Japonii.
Nie dane mu jest jednak zaznać spokoju w trakcie dziewiczego rejsu statku,
tytułowego „Lewiatana”, bo trafia w sam środek śledztwa. I to nie byle jakiego
śledztwa! Dotyczy ono głośnej „zbrodni stulecia” dokonanej w Paryżu, gdzie
tajemniczy morderca nie dość, że zabija w nietypowy sposób służbę ( w tym
dzieci) oraz znanego kolekcjonera indyjskich antyków, ale i kradnie niezwykle
cenną statuetkę owiniętą w chustę. Co dziwniejsze, statuetka znajduje się
niedługo po wstrząsającej zbrodni w wodach rzeki. Na trop mordercy wpada znany
paryski śledczy Gauche, który dochodzi do wniosku, że zbrodniarz na pewno
znajduje się wśród pasażerów „Lewiatana” płynącego w dziewiczy rejs z South
Hampton aż do samej Kalkuty.
„Lewiatan” to jakby „Morderstwo w Orient Expressie”
przeniesione na okręt. Mała salka, w której na posiłki spotyka się grupka osób,
z których każdy może być mordercą o czym dowiadujemy się z ust samego komisarza
Gauche’a. Atmosfera wzajemnej podejrzliwości sprawia, że współpasażerowie
zaczynają się nawzajem śledzić i podglądać, a fakt, że każdy rozdział
opowiadany jest z innej perspektywy wprowadza dodatkowy zamęt. Oczywiście, nie
mamy rozdziałów pisanych z perspektywy Fandorina, bo zepsułoby nam to całe
śledztwo.
Ekscentryczni bohaterowie, krwawa zbrodnia (i to nie jedna!)
oraz niesamowity skarb nieżyjącego indyjskiego władcy składają się na świetny,
klasyczny kryminał. Dodatkowe twisty w akcji, szczególnie pod koniec, sprawiły,
że z rosnącym zdumieniem i podekscytowaniem nie mogąc oderwać się choćby na
chwilę od opowiadanej przez autora historii książkę i połknęłam w dzień. Kto
jest mordercą? Włoski lekarz okrętowy z drętwą angielską żoną? Dama w ciąży,
żona bankiera? Kobieta w średnim wieku, która nie dawno doszła lub
odziedziczyła fortunę? Rudy mężczyzna wszędzie węszący spiski? Członek załogi?
Japoński niby wojskowy? Znawca indyjskich kultury? Handlarz herbatą? A może sam Fandorin? Lub Gauche?
W tej powieści wszystko jest możliwe.
Po słabym „Gambicie tureckim” miałam nadzieję na coś
lepszego, ale to co dostałam zaskoczyło mnie zupełnie. Lubię takie klasyczne
kryminały w stylu lady Agathy – ograniczona liczba podejrzanych, powolne
odkrywanie prawdy, zaskakujące twisty w akcji. Oczywiście trochę zbyt pewny
siebie i powolny komisarz Gauche nie byłby w stanie poprowadzić śledztwa ku
szczęśliwemu zakończeniu. Dlatego właśnie znalazł się tam Fandorin. Może trochę
na uboczu, nie jako główna postać, ale powieść nic na tym nie straciła
(odwrotnie niż we wcześniejszej części). Choć ci, którzy chcieliby dowiedzieć
się więcej o samym Eraście, jego odczuciach i myślach, mogą poczuć się
zawiedzeni. Ja nie odczułam żadnego braku, bo przedstawione postaci są
wystarczająco malownicze.
Dodatkowo, autor zarysowuje nam problem różnic kulturowych.
Mentalność zachodnia i wschodnia bardzo się między sobą różnią co widzimy
głównie w postawach japońskiego szlachcica Hintaro Aono i reszty pasażerów
korzystających z saloniku „Windsor” na pokładzie statku. Fajnym dodatkiem jest
to, że rozdziały napisane z perspektywy Japończyka wydrukowane są poziomo.
Bardzo ciekawa powieść w stylu najlepszych, klasycznych
kryminałów. Mam jedynie nadzieję, że kolejne części są równie dobrze napisane i
równie intrygujące jak „Lewiatan”.
Polecam wszystkim miłośnikom klasycznych kryminałów, tym,
którzy cenią ponad wszystko honor oraz tym, którzy wiedzą, że każdy kłamie.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Bardzo dobry kryminał. Nie przeczytałem jeszcze całego cyklu, ale "Lewiatan" plasuje się w czołówce obok "Azazela" i "Dekoratora".
OdpowiedzUsuńtommy z Samotni
No jak na razie (a jestem po "Walecie pikowym") "Lewiatan" najbardziej mi się podobał.
UsuńW zasadzie jest niemal nez wyjątku z każdym tomem coraz lepiej, choć też i każdy oferuje inne podejście do kryminalnej konwencji.
OdpowiedzUsuńI to właśnie jest ekscytujące, że nie wiem czego się spodziewać :D
Usuń