tło jest zielone... |
Co robią dzieci, kiedy budzą się rano, a na dworze wszystko
przykryte jest ciągle padającym białym puchem? Pewnie jeśli to rodzeństwo lub
przyjaciele to rzucają się śnieżkami. A jeśli jest to chłopiec, który mieszka
tylko z rodzicami? Lepi bałwana, oczywiście. Ulepienie porządnego bałwana z
mandarynkowym nosem, oczami i guzikami z węgla oraz czapką i szalikiem zajmuje
sporo czasu. Chłopcu zajęło to cały dzień. Po tak wyczerpującym dniu szybko
zasypia, ale coś jednak budzi go w środku nocy. Tknięty jakimś przeczuciem
wybiega na dwór, a tam okazuje się, że bałwan ożył! Z uprzejmym uchyleniem
kapelusza wita się z chłopcem, a ten zaprasza go do domu. Bałwana wszystko
interesuje – jak działa lampa, kuchenka, lodówka. Idą do pokoju rodziców, a
potem pobawić się zabawkami. W ramach rewanżu bałwan zaprasza chłopca w
magiczna podróż – lecą ciemną nocą wśród śniegowej zawieruchy. Przy pierwszych
brzaskach słońca wracają do domu – bałwan na swoje miejsce na zaśnieżonym
trawniku, a chłopiec do łóżka złapać kilka godzin snu.
‘The Snowman’ Raymonda Briggsa od momentu pierwszej
publikacji w roku 1978 nie wyszedł z druku. Oprócz klasycznej wersji książki,
są wersje z klapkami, pop-upowe, primery. Historia została zekranizowana, a w
Stanach nawet nominowana do Oscara. Jest też musical i przedstawienia
teatralne. Nie mówiąc już o mnóstwie gadżetów z pluszowym bałwankiem na czele.
Jest też nowa część ‘The Snowman and the Snowdog’. W czym tkwi siła tej
opowieści?
nie ma to jak kąpiel w zamrażarce |
Myślę, że w tym, że jest to w sumie bardzo prosta historia o
spełnieniu jednego z podstawowych marzeń dzieciństwa – o zabawce, która ożywa.
W tym przypadku jest to śniegowy bałwan, ale co to za różnica? Dziecko przeżywa
wspaniałe przygody ze swoim przyjacielem w świecie pełnym magii i niedostępnym
dla dorosłych.
Dodatkowym atutem jest fakt, że jest to opowieść stricte
obrazkowa bez jednego słowa co daje dużo możliwości do interpretacji i
dostosowania poziomu skomplikowania historii do wieku czytelnika. No i
oczywiście, taki mały czytelnik może sam „czytać” książkę czy to samemu sobie
czy mamie, tacie lub rodzeństwu. Fajna opcja, z której bardzo często korzysta
mała Mimi.
No i sam zimowy temat świetnie współgra z okresem
świątecznym. Choć pewnie moje dziecko śnieg będzie znało jedynie z książek i
filmów, bo szału w Anglii z zimą nie ma. Ale bałwanek jest tak uroczy i sympatyczny, że troszkę nam rekompensuje brak zimowej aury.
Mimi stwierdziła, że to dom Alladyna |
Staroświeckie rysunki jakby zrobione kredkami ołówkowymi
(może i tak było) mają sporo uroku i przypadły do gustu zarówno mi jak i Mimi. Ilustracje
są takie lekko rozmazane, bez ostrych konturów i jaskrawych kolorów co nadaje
im atmosferę jak ze snu (a może to był jedynie sen?). No i w tej wersji okładka
jest cudnie brokatowa i świetnie to wygląda.
W ogóle miałyśmy szczęście, że udało nam się wypożyczyć te
książkę z biblioteki, bo w okresie świąteczno-zimowym jest nie do dostania. Na
początku myślałam, że mała Mimi nie zachwyci się opowieścią jednej nocy chłopca
i bałwanka, ale myliłam się zupełnie. Mimi zachwycona, książki oddać nie chce i
żałuję, że tak późno ja poznałyśmy (w zeszłym roku jedynie ja przekartkowałam,
nie wiem czemu), bo bym jej zamówiła własny egzemplarz pod Choinkę. A tak to będzie
w styczniu.
Taki zimowy must have do biblioteczki małej Mimi.
Pozdrawiamy,
Mała Mimi i Kura Mania.
PS. Zdjęcia nie oddają uroku ilustracji, bo robię je kartoflem. Na żywo wcale, ale to wcale, nie są niebieskie.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!