Kiedy londyński inspektor Richard Judy odwiedza dawnego
kolegę w Stratfordzie nie spodziewa się, że zostanie poproszony nie tylko o
wyjaśnienie sprawy zaginionego chłopca pewnego amerykańskiego milionera, ale
również o rozwiązanie sprawy morderstw popełnianych przez seryjnego psychopatę,
który oprócz rozprutych ciał swoich ofiar zostawia jeszcze jedną bardzo
specyficzną rzecz. Pierwsze trzy ofiary, jak i zaginiony chłopiec, są częścią
wycieczki zorganizowanej przez amerykańskie biuro podróży, którego targetem
byli obrzydliwie bogaci Amerykanie. Pierwsza ofiara to niezbyt atrakcyjna
niczym nie wyróżniająca się kobieta, druga to pasierbica milionera, a trzecia
to jego żona.
A kto jest czwartą ofiarą? Czy każdy jest tym za kogo się
podaje? A co łączy z tymi morderstwami kidnaping, który otwiera powieść?
Powieść w dobrym starym stylu, w której poznajemy na pozór
zwyczajną grupę ludzi powoli odkrywając ich grzeszki, nieciekawą przeszłość i
niemoralne motywy działań. Wydaje się, że mordercą może być każdy z nich.
Akcja rozgrywa się w Stratford-upon-Avon, miejscu urodzenia Szekspira,
które jest zarówno kolejnym punktem na trasie amerykańskiej wycieczki, jak i
wspomnianym miejscem odwiedzin Judy’ego. To właśnie miejsce rozgrywania akcji
dodaje niezwykłego smaku powieści. Przeplatana nie tylko kolejnymi wizytami w teatrze
czy opisem poświęconych Szekspirowi
miejsc w mieście, zawiera również wiele odniesień do epoki elżbietańskiej.
Pierwszym i najważniejszym z nich jest fakt, że seryjny
morderca zostawia przy swoich ofiarach strofę pewnego wiersza. Jako, że rzecz dzieje
się w latach osiemdziesiątych chwilę zajęło znalezienie odpowiedniego poematu
(czyli zamiast zapytać wujka Google trzeba było posiedzieć trochę w
bibliotece). Udało się to genialnemu przyjacielowi Judy’ego, czyli przebogatemu
Melrose’owi Plant, który nie chcąc bawić się w arystokrację zrzekł się kilka
lat wcześniej tytułu szlacheckiego. Okazało się, że jest to poemat
elżbietański, a każda z jego części poniekąd opisuje osobę, która stała się
ofiarą seryjnego mordercy.
Kolejnym
wątkiem nawiązującym do Szekspira jest praca naukowa Harveya Schoenberga,
miłośnika ówczesnych komputerów, która podporządkowana jest pomysłowi, że to
William Szekspir stoi za śmiercią swojego konkurenta Christophera Marlowe’a
(który miał zginąć w bójce, ale nie ma dokładnych informacji, które mogą to
potwierdzić) i która przewija się przez całą powieść. Sama atmosfera powieści,
krwawa, ponura, ale i nasycona elementami humorystycznymi, wydaje się jakby
żywcem wzięta z dzieł Szekspira. Można powiedzieć, że to duch właśnie tego pisarza
unosi się nad „Pod Zawianym Kaczorem”.
Oprócz głównego wątku kryminalnego jest również zarysowany
wątek romansowy między Richardem Judym a Vivian Rivington, która obecnie
zaręczona z pewnym Włochem, miała chyba swój udział w życiu uczuciowym zarówno
Judy’ego, jak i Planta. Nie jest on jednak specjalnie zaakcentowany, a raczej
jest takim detalem pozwalającym poznać lepiej inspektora, jak i nawiązującym do
poprzednich części z tym bohaterem („Kaczor” to czwarta część z serii mu
poświęconej).
Jeśli mam ocenić Marthę Grimes po tej jednej powieści to
muszę jej przyznać, ze pomimo tego, że jest Amerykanką świetnie oddaje
specyficzny angielski klimat. W dodatku gama postaci przez nią stworzonych jest
oddana humorystycznie, bardzo sugestywnie i od razu zapada w pamięć. Genialny
Melrose Plant, jego niezrównana ciotka lady Agatha, łatwo wpadający w złość
przełożony Judy’ego, jak i jego wszystko olewający kocur, który mieszka w
budynku Scotland Yardu sprawiają, że aż chce się sięgnąć po kolejna powieść tej
autorki, i kolejną, i kolejną…
Jest to świetny kryminał z intrygującą fabułą, ciekawymi
postaciami, sugestywny, nieprzekombinowany i z lekkim dreszczykiem. Ma też w
sobie wiele humoru, nie tylko czarnego, ale takiego lekko ironicznego. Uwielbiam
takie powieści, ze specyficznym angielskim klimatem i postaciami wziętymi z życia codziennego, mimo, że lekko
ekscentrycznymi. Takie, które zostawiają po sobie odczucie głębokiej
czytelniczej satysfakcji, bez szargania nerwów i wytężania intelektu, ale
jednocześnie prowadząc lekką i inteligentną grę z czytelnikiem. Z chęcią zapoznam się z resztą przygód inspektora
Richarda Judy’ego.
Polecam wszystkim fanom kryminałów rozgrywających się na
angielskiej prowincji oraz miłośnikom elżbietańskich klimatów, Szekspira i Marlowe'a.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Przyznam, że jestem chyba kompletną ignorantką. Byłam przekonana, że Martha Grimes jest Brytyjką!
OdpowiedzUsuńNie zmienia to jednak mojej chęci zapoznania się z książkami tej pisarki. Lubię kryminały o ciekawej, niestandardowej fabule, lubię soczystych bohaterów i wszelkie dreszczyki :)
No ja też nie wiedziałam, że Grimes jest Amerykanką! Jakoś tak przypadkowo przeczytałam coś o niej i byłam w szoku, bo "Pod Zawianym Kaczorem" jest na wskroś brytyjskie!
UsuńUwielbiam książki Marthy Grimes - to, w jaki sposób portretuje senne miasteczka, klimatyczne puby, no i - postaci ! Lady Agatha i jej kwestie potrafią rozbawić do łez.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
tommyknocker
Mnie już korci, żeby znów coś jej przeczytać tak mi się "Pod Zawianym Kaczorem" podobało.
Usuń