... kiedy jest dobry czas
na poznawanie baśni lub jak to mała Mania uległa czarowi zgniłego
amerykańskiego kapitalizmu.
Podobno, kiedy małym dziecięciem byłam rodzice czytali mi
mnóstwo bajek. Rano, w południe, a już
przed snem to obowiązkowo wymuszałam na nich czytanie kolejnych historii, które
znałam na pamięć, ale których nigdy nie było mi dosyć. Kompletnie tego nie pamiętam.
Pomimo tego, że namiętnie czytałam „siama” zawsze mając na podorędziu stosik
książeczek, czytać nauczyłam się dopiero w pierwszej klasie podstawówki. I
wtedy rozwinęła się moja miłość do bajek. Ale nie były to zacne baśnie braci
Grimm czy Andersena, czy chociażby legendy polskie czy lokalne, o nie! Ja
kochałam serię Egmontu, w której zaprezentowane były bajki Disneya. Miałam ich
sporą kolekcję i bardzo żałuję, że poszły gdzieś w świat. Dzięki nim poznałam
klasyki takie jak „Król Lew” czy „Piękna i Bestia”, ale też i te trochę mniej
znane jak mój ulubiony „Olivier i spółka” (dlatego zawsze chciałam mieć
pomarańczowego kota!). Z Disneyem jest jak jest, każdy to wie. Bajki są
ułagodzone, zlandrykowane dosyć i często odbiegają od pierwowzoru w sposób znaczący.
Tak pokochałam te Disneyowskie wersje, że nigdy mnie nie pociągały baśnie,
które wydawały się ponure, nudne i jakieś takie bez wyrazu. Mimo, że rodzinna
biblioteczka zawierała świetne wydania klasycznych opowieści nie mogłam się do
nich przekonać. Za to moja mama obcykana była we wszystkich takich
opowieściach, bo w czasach swojego dziecięctwa i nastolęctwa się nimi zaczytywała.
No cóż, i tak bywa.
Mija dwadzieścia lat. Duża już Mania sięga po pozycję
Philipa Pullmana, znanego autora, którego książki kurzą się na Maniowej półce
już … ekhm… trochę czasu (kiedyś na pewno przeczytam, obiecuję!), w której
zamieszczonych jest pięćdziesiąt baśni braci Grimm w jego opracowaniu i
opatrzonych notatkami. I Mania, już zbliżająca się do trzydziestki, wsiąkła na
amen.
Z wypiekami na twarzy POŻERAŁAM kolejne opowieści, nie chcąc
opuszczać tego prostego świata pięknych dziewcząt, złych macoch, magicznych
przedmiotów i niezwykłych zwierząt. I nagle okazało się, że dużą część historii
zawartych w ‘Grimm Tales For Young And
Old’ znam. Nie z oryginalnych baśni, ale z historii zekranizowanych przez
wspomnianego Disneya (np. Snow White czy Cinderella), a w największej części z
takich niemieckich ekranizacji, które często puszczane są na Pulsie, a które
często przedstawiały te właśnie mniej znane opowieści.
Jak już wspomniałam baśni jest pięćdziesiąt. Niektóre są
króciutkie, zaledwie kilka stron, inne trochę dłuższe, ale wszystkie od razy
wciągają czytelnika w niezwykły świat. Po każdej opowieści Pullman zamieszcza podstawowe
o niej informacje takie jak typ opowieści, jej źródło, czyli gdzie ją
przeczytali bracia Grimmowie lub od kogo ją usłyszeli oraz podobne historie,
które można znaleźć w kulturze brytyjskiej, włoskiej czy rosyjskiej. Dodatkowo, Pullman opatruje opowieści krótkim
komentarzem, który czasem zaznacza, które fragmenty są warte uwagi, które są
zupełnie niedorzeczne, ale również mówi o swoim zmianach w klasycznej wersji
baśni. Dzięki właśnie tym komentarzom w charity shopie zwróciłam uwagę na
pozycję Katharine M. Briggs zawierająca wycinek z jej czterotomowego dzieła o
baśniach i legendach angielskich. No i oczywiście, musiał w jednym z komentarzy
czekać na mnie mój wyrzut sumienia, czyli książka ‘From the Beast to Blonde’, która kupiłam lata temu i która tak
czeka i czeka na swoją kolej, ale jakoś nie mogę przez nią przebrnąć.
Komentarze jednak nie są sztywne i stricte naukowe, a są jakby taką ciekawostką,
smaczkiem, dla zaintrygowanego baśnią
czytelnika.
Nie mam zamiaru pisać o cechach baśni, powtarzających się
motywach czy morałach z nich wynikających, bo nie znam się na tym za bardzo. Zresztą
Pullman we wstępie przedstawia nam cechy charakterystyczne baśni i kto chce
niech się zapoznaje.
Za to napiszę, które
baśnie z tego zbioru ukochałam sobie.
Pierwsza z nich jest opowieść o niezwykłej lojalności, która
bardzo cenię u ludzi, czyli ‘Faithful
Johannes’ o słudze, którego lojalność kosztująca go życie, sprawiła, że
został w końcu wynagrodzony. Inna króciutka historyjka, która bardzo przypadła
mi do gustu to opowieść o kocie i myszy i ich zapasie tłuszczu schowanego na
zimę, która kończy się źle, ale słowami, że tak to właśnie w życiu bywa. Inna
historia, której wersję dziecięcą bardzo ukochała sobie moja Mimi (‘The Three By the Sea’), a która
przypadła mi do gustu to ‘The Mouse, the
Bird, and the Sausage’. Szczególnie kiełbaska ujęła moje serce. Wiele z
nich miało smakowity dreszczyk makabry, jak w ‘Godfather Death’. Zresztą, krwawe zabójstwa własnych dzieci, odcinanie głów, ćwiartowanie
i inne tego typu rozrywki są w tych opowieściach na porządku dziennym. I jak ja
mogłam myśleć, że baśnie są nudne?! Muszę też wspomnieć o moich ukochanym
Czerwonym Kapturku, którego każdą wersję wielbię (ach, ten wilk!).
Zresztą z tym moim podejściem do baśni to w ogóle dziwna
sprawa była. Przecież ja swoją już świadomą podróż czytelniczą zaczęłam nie
tylko od L. M. Montgomery, ale i od Stephena Kinga, którego kocham miłością
wielką. No i zawsze interesowałam się fantasy, czytałam stosy książek tego
typu, a przecież od fantasy do baśni nie jest tak daleko. Zresztą, już na
studiach, najbardziej mnie interesowały książki, które nie będąc stricte
fantasy, zawierały w sobie elementy supernatural
(czyli i King, i Clive Barker, ale i też Szekspir, a co!). Tak, więc droga
prowadząca mnie do baśni była iście z tej baśni wzięta – prowadziła przez
ciemny las, z wieloma odnogami, kręta i z niebezpiecznymi istotami spotykanymi
po drodze.
Teraz, jest nam już po drodze, wyszłam z ciemnego lasu i za zasługi me zostanę
obsypana klejnotami, czyli na półce czeka Andersen, w domu dwa tomy baśni braci
Grimm, a co potem… ach, aż nie mogę się doczekać!
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Nie mogę się też doczekać, kiedy Mimi będzie na tyle duża,
żebym mogła jej czytać lub opowiadać baśnie braci Grimm. Co z tego, że
momentami krwawe, że momentami brutalne. Są to piękne opowieści warte
opowiedzenia i poznania. A egzemplarz tych opracowanych przez Pullmana musi
trafić na moją półkę (tak bardzo nie chcę go oddać tego, który czytałam do
biblioteki).
M.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwani GRA W KOLORY.
Baśnie Grimmów też lubię, ale te nie osłodzone są trochę przerażające (nowe pokolenia są też chyba mniej odporne na strachy:). Ostatnio podczas czytania Kopciuszka mój syn z przerażeniem powiedział, że już wystarczy, że on idzie spać i moocno się wtulił ze strachu przed paskudnymi siostrami Kopciuszka, którym kruki wydziobywały oczy, kiedy szły za Kopciszkiem do ślubu.
OdpowiedzUsuńNiezły hardcore miały kiedyś dzieci ;) Teraz jakieś słodko-pierdzące Disneye, a kiedyś obcinanie paluszków, mordowanie dzieci i wydziobywanie oczek :D
Usuń