sobota, 9 maja 2015

‘Where the Wild Things Are’ Maurice Sendak („Tam, gdzie mieszkają dzikie stwory”)




Są takie dni, kiedy od rana mam zły humor. W sumie bez powodu. Mam ochotę warczeć i gryźć. Jestem wredna i złośliwa. Denerwuję się na Mimi, mimo, że wiem, że nic takiego ona nie robi. Po prostu dziczeję.
Tak jak Max, który pewnego wieczoru założył swój strój wilka i zaczął psocić. I to na całego. Tak bardzo, że jego mama nazwała go dzikim stworem! Na co on odpowiedział, że pożre ją całą. Za kare poszedł do pokoju bez kolacji.

Złe myśli nie opuściły jednak Maxa. Powstał z nich wielki i gęsty las w jego pokoju. Był też ocean z przycumowaną do brzegu łódką, specjalnie dla chłopca. Ten wskoczył do niej i przez prawie rok żeglował, aż dobił do miejsca, gdzie mieszkają dzikie stwory. Chciały one go przerazić swoim warczeniem, okrzykami i błyskaniem kłów, ale okazało się, że Max potrafił sobie z nimi poradzić. Uspokoił potwory magiczną sztuczką – patrzył prosto w ich oczy bez jednego mrugnięcia. Przerażone tym trikiem ogłosiły go najdziksza istotą i ich królem. Wtedy zaczął się dziki szał i łobuzowanie na całego.

W pewnym momencie jednak Max kazał się wszystkim uspokoić i wysłał ich do łóżka bez kolacji. Kiedy stwory zasnęły, chłopiec poczuł się bardzo samotny. Zatęsknił za kimś kto kocha go najbardziej na świecie. Wtedy właśnie poczuł zapach jakichś pyszności i postanowił rzucić to całe królowanie. 

Wsiadł do łódki i znów żeglował wiele tygodni, aż dopłynął do własnego pokoju. Tam zobaczył kolacje pozostawiona dla niego przez jego mamę. I wciąż była ciepła.

‘Where the Wild Things Are’ to klasyka książki dla dzieci. Podobno kiedy została opublikowana po raz pierwszy, w latach 60., wzbudziła spore zamieszanie. Wtedy nikt nie pisał tak dla dzieci, a na pewno nikt w taki „dorosły” sposób nie ilustrował książek dziecięcych. Ilustracje, dalekie od pastelowych dziecięcych słodkości, okazały się ponadczasowe. Zresztą treść również.

Warto zauważyć, że kiedy Max zaczyna wkraczać w dziką krainę, która rozrasta się po jego pokoju, również i ilustracje wychodzą po za wcześniejszy prostokąt. Tak jak dzikość wypełnia chłopca, tak i świat dzikich stworów wypełnia jego domowe zacisze. Niesamowite ilustracje stanowią równie ważny sposób przekazywania historii jak i słowa. Na niektórych stronach w ogóle nie ma zdań, ale obrazki są tak sugestywne, że mówią więcej niż słowa. 

To gniew jest siłą napędową chłopca i to dzięki niemu tworzy on i przenosi się do własnego, tajemniczego świata. Kiedy Max się uspokaja jego „dziki” świat przestaje istnieć. Autor pozwolił chłopcu na przeżywanie gniewu i niezadowolenia skierowanego w stronę świata dorosłych przy pomocy „zamknięcia się” w swoim własnym świecie. Max wyruszając w swoją podróż „przepracowuje” swoje negatywne uczucia i się ich pozbywa. 

Teraz patrząc na małą Mimi widzę zachowanie Maxa. Kiedy my jej na coś nie pozwalamy to ona zaczyna ustawiać swoje pluszami. Bierze biedną pandę, robi jej „nunu”, sadza na karnym stopniu. Po chwili następuje wielkie wybaczanie, przytulanie i nawet Mimi ma już lepszy humor. Kiedy widzi, że musi jednak się poddać naszej woli, szuka sobie kogoś dla kogo jej zdanie będzie najważniejsze. 

Książkę  mamy z biblioteki, ale na pewno dołączy ona w odpowiednim czasie do naszej domowej biblioteczki. Teraz mała Mimi nic z niej nie zrozumiała (oprócz stworów-potworów). Jest mądra, ładnie napisana i narysowana, warta tego, by do niej wracać, a co najważniejsze – są w niej straszne potwory!
Szkoda, że pomimo tego, że ‘Where the Wild Things Are’ to klasyka książki dziecięcej w krajach anglosaskich Polska musiała czekać wiele dziesiątków lat na jej wydanie. Ciekawe, czy za kilkanaście lat również będzie postrzegana jako klasyka w Polsce?

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!