Był sobie chłopak i była dziewczyna…
Chłopak ma na imię Park, jest pół-Azjatą, zawsze ubiera się na
czarno. Lubi ostrą muzykę i komiksy. Dzięki znajomości z Tiną, dawną
dziewczyną, popularną w szkole, mimo tego, że odstaje dano mu spokój i nikt się
go nie czepia.
Eleonora to duża dziewczyna o płomiennorudych włosach. Nosi
jakieś dziwaczne, męskie ciuchy, obwiązuje się apaszkami, obwiesza koralami i
jest nowa w szkole. Nigdy się nie maluje, stara się nie rzucać w oczy (co przy
jej wyglądzie jest niemożliwe). Staje się od razu obiektem drwin, głupawych
zaczepek i okrutnych żartów.
Oboje są zupełnie różni w swojej odmienności, ale i tak ich
przyszłość jest przesądzona. Przypadek? Przeznaczenie? Co to za różnica. Ważne,
że w rezultacie łączy ich pierwsza, mocna, taka aż do utraty tchu i
przygryzania warg, miłość. Miłość, której na przeszkodzie staje wszystko.
Szkolna społeczność, trudna sytuacja rodzinna Eleonory, jak i przekonania
rodziców Parka. Życie. Los. Wszystko.
Książek o miłości jest tyle, że samo wypisanie ich tytułów
zajęło by ze trzy ludzkie życia. No jak nic. Każdy zna „Romeo i Julię”,
klasyczną historię o miłości dwojga nastolatków, którym na przeszkodzie staje
rodzina. A powieści Jane Austen? Nic tylko miłość i miłość. A siostry Bronte?
Nie trzeba czytać, żeby znać. Nawet te wszystkie wampirze historie oprócz
brokatowej grozy mówią o miłości.
Co odróżnia „Eleonorę i Parka” od tych wszystkich książek o
miłości? Nic. Nie oznacza to jednak, że nie jest to powieść wyjątkowa.
Siłą tej historii nie jest opowieść o miłości między
dwojgiem ludzi, która nie ma prawa się wydarzyć. Jej siłą jest klimat. Pełen
wzruszenia, drżenia, dusznego zaparowania. Eleonora i Park dopiero odkrywają
własną seksualność i uczuciowość, a to co odkrywają kroczek po kroczku sprawia,
że brakuje im oddechu, a uczucie oszołomienia nie odstępuje ich na krok. To
takie uczucie jak zapach rodzącej się wiosny, taki słodki, i duszny, i pełen
wszystkiego. To takie uczucie jak ten pierwszy etap zakochania, kiedy
nieprzytomny uśmiech nie schodzi Ci z warg, a na samą myśl, że może Ty i on(a),
może razem, zaczynasz się radośnie śmiać i podskakiwać. Takie uczucie pełne
niedowierzania, ale i pewności, kiedy serce bije tak mocno, że chyba zaraz przestanie,
kiedy nerwy napięte są do granic wytrzymałości, a świat rzeczywisty staje się
nierealnym.
To co sprawia, że powieść Rainbow Rowell nie wpada w
cukierkowy kicz to sytuacja rodzinna Eleonory. Jej ojciec okazał się dupkiem, a
ojczym, z którym mieszkają w malutkim domku ona, jej rodzeństwo i matka, okazał
się jeszcze gorszym dupkiem, bo agresywnym, obleśnym i nieobliczalnym.
Tchórzem, który podkreśla swoją ważność, wyżywając się na młodszych i
słabszych. Żerującym na strachu swojej przybranej rodziny. Zatruwającym życie
wszystkim dookoła.
Poznanie Parka jest dla Eleonory jak drzwi do innego świata.
Świat, w którym ludzie ładnie i czysto mieszkają, są mili i uprzejmi, mają
kasety z muzyką i komiksy jakie tylko chcą. Nie mówiąc o szczoteczce do zębów
(której Eleonora nie ma i o która boi się poprosić). Jest to świat, w którym
też są konflikty, np. między Parkiem a jego ojcem, ale są one bardziej „cywilizowane”.
To nie patologia, w której żyje Eleonora.
Tłem dla miłości pary tytułowych bohaterów jest amerykańska
szkoła, którą wszyscy znamy czy to z filmów czy z książek. Z jej podziałami na
fajnych i popularnych, którzy niejako nią rządzą i na frajerów, odmieńców,
outsiderów, którzy już od pierwszych dni są skreśleni. Czasem są tak
beznadziejni, że daje się im spokój. Czasem ich inność działa na ich prześladowców
jak płachta na byka, tak jak w przypadku Eleonory i drwiącej z niej Tiny.
Książka składa się z krótkich rozdziałów pisanych na
przemian z perspektywy Eleonory lub Parka. Daje nam to wgląd w ich uczucia,
dodaje powieści dramatyzmu i akcji. Ja połknęłam te powieść w 3-4 godziny. Atmosferą
przypomina mi trochę „Niezbędnik obserwatorów gwiazd” Matthew Quicka. Zakończenie nie przypadło
mi do gustu, ale no cóż, inne być nie mogło. Cudowna książka, którą kupiłam pod
wpływem opinii Olgi z Wielkiego Buka.
Polecam wszystkim entuzjastom miłości, outsiderom oraz tym,
którzy zapomnieli jak to jest być młodym i zakochanym.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Mnie do tej książki zachęciła okładka. Jest piękna, chociaż niesamowicie prosta. Wiem, że nie należy oceniać książki po okładce... ale myślę, że na tej akurat się nie zawiodę!
OdpowiedzUsuńMnie też w pierwszej chwili przyciągnęła okładka. Nie wiem czemu jednak ubzdurałam sobie, że jest różowa i się rozczarowałam jak już dostałam książkę w swoje łapki ;) No, ale książka warta przeczytania tak czy inaczej.
Usuń