sobota, 30 maja 2015

‘Hippo Has a Hat’ Julia Donaldson & Nick Sharratt




Grupa zwierząt wchodzi do sklepu odzieżowego. Każde z nich chce przymierzyć jakieś ubranie. O ile niektórym się udaje wybrać coś odpowiedniego już od razu (tak jak leopardzicy spódnicę) to inne muszą chwilę poszukać odpowiedniego rozmiaru (świnia tendencyjnie wbija się w za małe spodnie). Kiedy już każdy ma coś co mu pasuje wychodzą na ulicę i rozkręcają imprezę.


Hmm… Po pierwszym wspólnym przeczytaniu Mimi ani razu po nią nie sięgnęła pomimo tego, że specjalnie położyłam ją na wierzchu, a  i tak zalegała dwa tygodnie.
Dlaczego nie cieszy się ona popularnością w naszym domu?

Głównym powodem jest to, że jest chyba skierowana do młodszego czytelnika, który z radością będzie wskazywał i nazywał poszczególne zwierzęta. Na nas nie robią już wrażenia, bo Mimi opanowała już dawno nazwy zwierząt tych najbardziej popularnych, jak również ma już obczajone pijawki, meduzy, kałamarnice, pchły, pancerniki i mrówkojady, itp. Tak samo nazywanie i wskazywanie części ubrań nie spotkało się z jakimś zainteresowaniem ze strony Mimi, ponieważ nie były one zbyt ambitne (no może jednak anorak przykuł jej uwagę).

Po drugie historia jest nieciekawa. Grupa zwierząt wchodzi do sklepu, wybiera dla siebie ciuchy i wychodzi. Szału nie robi, tyłka nie urywa. 

Jeśli o mnie chodzi nie podoba mi się sposób zilustrowania tej książki. Nie przekonują mnie te proste, obwiedzione czarna kreską figury zwierząt. Oczywiście, dla młodszego dziecka czytelność będzie dużą zaletą.

No i jeszcze jedno… tytuł to chyba dwulatka wybierała. Spodziewałyśmy się opowieści o popotamie, który nie może wybrać sobie odpowiedniej czapki albo zgubił swoją i jej nie ma (teorie Mimi). A tu hipopotam odegrał dokładnie taką samą rolę jak inne zwierzęta. Równie dobrze książeczka mogłaby się nazywać ‘A Cardigan For a Cat’. 

Dobra, koniec tego czepiania się. A ‘Hippo Has a Hat’ wraca do charity shopu. Może komuś innemu przypadnie do gustu.
No chyba, ze ktos by chciał dla dziecka? Hmm? Anyone?

Pozdrawiamy,
Mała Mimi i kura Mania.



Książkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania GRA W KOLORY. Pewnie gdyby nie to wyzwanie to dalej by się kurzyła nieprzeczytana.

W dalszym ciągu mam problemy z nowym telefonem i coś nie tak wychodzą zdjęcia. Albo to wina komputera. Sama nie wiem.

M.



wtorek, 26 maja 2015

'My Mummy' Paula Metcalf & Lucy Barnard



Mały miś uważa, że jego mama jest najlepsza na świecie. Nawet jeśli by zwiedził cały świat to nie znalazł by mamy nawet w połowie tak miłej jak miła jest jego mama. Rano śpiewa przeróżne piosenki (nawet jeśli niezbyt pamięta słowa czy melodię). Wymyśla nowe, czasem dziwne, potrawy.
Misio spędza świetnie czas ze swoją mamą – jeżdżą na rowerach rozpędzając się jak najbardziej się da, karmią kaczki w parku, budują wspaniałe rakiety i puszczają latawce.

Mama zawsze pomaga misiowi – kiedy stłucze kolano pocieszy go, a kiedy zabawka się zepsuje to wie jak najlepiej pocieszyć swoje dziecko.

Wieczorem mama robi pienistą kąpiel z zabawkami, a po dokładnym wytarciu misia, czyta mu książeczkę i utula do snu. 

Miś jest bardzo wdzięczny za taką wspaniałą mamę!

Czy może być prostsza i milsza historia opisana w książeczkę dla dzieci niż dziecko i jego mama? Chyba nie.  Zazwyczaj to właśnie z mamą dziecko spędza większość czasu, a mama, chcąc czy nie, musi wysilać swoja wyobraźnię i kreatywność do granicy możliwości, żeby umilić mu czas. I o tym opowiada ta prosta historyjka.


Obecnie jest to hicior w naszym domu. Przez nią zostałam sterroryzowana do zrobienia rakiety. Czytamy ją po osiemnaście razy dziennie, a jak ominę jakąś stronę to jest awantura. 



Jeśli chodzi o mnie to nie uważam, że jest to książka jakoś szczególnie wartościowa. Oczywiście, że trafia w gusta małej Mimi, bo opowiada o tym co zna i o tym co robimy na co dzień. Jednak ja się pytam, gdzie tata? Może mama misiowa to samotna matka? Albo tata miś pracuje w korporacji długie godziny i nie spędza czasu ze swoim misiowym dzieckiem? Albo ja niepotrzebnie komplikuje sprawę i po prostu książka ta ma odzwierciedlać przeciętne życie dziecka. 

Ilustracje są ładne, bardzo kolorowe i proste, ale można tez znaleźć pewne bardziej smakowitsze detale (jak np. ptaszki zasłaniające uszy, kiedy mama śpiewa). Duży format to dodatkowy plus. 

Dla małej Mimi to hit. Dla mnie raczej średniawka. 

Pozdrawiamy,
mała Mimi i kura Mania.

PS. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki wszystkim mamom życzę! Dużo spokoju, niezmierzonych pokładów cierpliwości i wewnętrznego ommmmm!

M.









poniedziałek, 25 maja 2015

Poetyczna Kura: "Życie to nie teatr" Edward Stachura



Dzisiaj proponuję Ci wiersz, który pewnie znasz. Ja poznałam go w szkole na lekcji języka polskiego i nawet fakt, że musiałam go wykuć na pamięć zgodnie z interpretacją nauczycielki nie miał wpływu na to, że stał się jednym z moich ulubionych. Od kilku dni łazi za mną, wciska się w myśli i męczy ciągłym brzęczeniem z tyłu głowy. Może jak się nim tutaj podzielę to da mi spokój.

Życie to nie teatr 

Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz;
Maski coraz inne, coraz mylne się zakłada;
Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach.
To jest gra!

Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam;
Życie to nie tylko kolorowa maskarada;
Życie jest straszniejsze i piękniejsze jeszcze jest;
Wszystko przy nim blednie, blednie nawet sama śmierć!
Ty i ja - teatry to są dwa!
Ty i ja!

Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
Nawet kiedy źle ci jest, to nie jest źle.
Bo ty grasz!

Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz kaleką nie ja jestem, tylko ty!

Dzisiaj bankiet u artystów, ty się tam wybierasz;
Gości będzie dużo, nieodstępna tyraliera;
Flirt i alkohole, może tańce będą też,
Drzwi otwarte zamkną potem się.
No i cześć!

Wpadnę tam na chwilę, zanim spuchnie atmosfera;
Wódki dwie wypiję, potem cicho się pozbieram;
Wyjdę na ulicę, przy fontannie zmoczę łeb;
Wyjdę na przestworza, przecudowny stworzę wiersz.
Ty i ja - teatry to są dwa.
Ty i ja!

Ty - ty prawdziwej nie uronisz łzy.
Ty najwyżej w górę wznosisz brwi.
I niezaraźliwy wcale jest twój śmiech.
Bo ty grasz!

Ja - duszę na ramieniu wiecznie mam.
Cały jestem zbudowany z ran.
Lecz gdy śmieje się, to w krąg się śmieje świat!

 Pozdrawiam,
Kura Mania.

 
Poetyczna Kura to coponiedziałkowy cykl, który ma prezentować wiersze znane i lubiane, ale i takie trochę zapomniane, przykurzone. Dlaczego w poniedziałek? Bo to zupełnie niepoetyczny dzień.

sobota, 23 maja 2015

‘Mr. Pusskins. Feelings’ Sam Lloyd




Mr. Pusskins, duży marmoladowy kocur, jest bardzo podekscytowany. Czeka na niego truskawkowy tort! No, tak, ale jego młodszy kolega, Little Whiskers, jest z tego powodu zazdrosny. W końcu każdy by chciał mieć taki tort dla siebie. Kiedy mały biały kotek spada z półki na której siedział prosto w ciasto, Mr. Pusskins jest zaskoczony. Chwilę później zaskoczenie zmienia się w złość, a Little Whiskers ucieka przestraszony. Oba kotki są smutne z powodu zniszczenia tortu. Emily pociesza pomarańczowego kocura, a jego młodszy kolega przychodzi go przeprosić. Teraz oboje są szczęśliwi zajadając lekko sfatygowane ciasto.

Tak, teraz takie właśnie będą zdjęcia
 Ta książeczka o sztywnych okładkach wprowadza dzieci w świat uczuć (inne z serii są o kolorach, przeciwieństwach oraz numerach). Skierowana do najmłodszych czytelników wprowadza ich w świat Mr. Pusskinsa, jego właścicielki Emily i nowego kolegi Little Whiskers znanych z książeczek dla troszkę starszych dzieci. My już dawno zakochałyśmy się w tym charakternym marmoladowym kocurze z jego humorami i ekspresywną mordką.

Cała historia składa się z jedenastu słów. Są to proste przymiotniki, ale kluczowe w życiu dziecka. O ile słowa takie jak happy czy excited były znane Mimi już wcześniej to np. cross lub jealous poznała właśnie dzięki tej książeczce. Bardzo fajnie przedstawione jest to drugie słowo, prosto i przejrzyście, dzięki czemu Mimi szybko pojęła o co chodzi i już po paru wspólnych przeczytaniach mówiła, że to „nu nu” jest. Potrafi również przełożyć tą sytuacje na taką z dnia codziennego (przykład: na placu zabaw była dziewczynka z balonikiem. Mimi powiedziała, że ona chce też balonika, i że jest dżiliś i, że „Mimi nu nu, oh no”. A co najważniejsze nie przekuwa swojej zazdrości w czyny, bo samo uczucie nie jest złe, ale już wyrywanie drugiemu dziecku balonika nie jest fajne). 

Co ciekawe, oprócz tej garstki przymiotników, Mimi zwróciła moją uwagę na co innego. Kiedy tort zostaje zniszczony przez białego kotka, Mimi była pewna, że Emily go naprawi, i że znów będzie ładny tak jak na początku. Kiedy tak się nie stało była bardzo zdziwiona. Jednak po głębszym przemyśleniu i przedyskutowaniu sprawy, Mimi stwierdziła, że nawet taki zepsuty jest ok. I teraz już nie krzywi się jak dostanie coś co nie jest idealne.


Czy to wina aparatu, komputera czy blogspotu?
Fakt, że historia opiera się głównie na obrazkach pozwala na tworzenie własnych opowieści. I tak czasem Mr. Pusskins ma urodziny, a czasem to on sam upiekł ciasto. Innym znów razem Little Whiskers zjadł już swoje ciasto wcześniej, przed obiadem (zgroza!), a teraz ma ochotę jeszcze na to Mr. Pusskinsa, które jako grzeczny kocurek zostawił go sobie na deser (po zjedzeniu mięska i warzywek).  Warto wspomnieć, że strony wypełnia minimum potrzebnych do opowiedzenia historii rzeczy, nie ma dodatkowych szczegółów, ale charakterystyczne dla opowieści o Mr. Pusskinsie ilustracje są wartością samą w sobie. 

No po prostu książka, która bawi ucząc i uczy bawiąc. Teraz mamy już skompletowaną całą serię i jest ona bardzo chętnie czytana przez Mimi, a i mnie nie nuży piętnaste czytanie opowieści o Mr. Pusskinsie pod rząd. 

Pozdrawiamy,
Mała Mimi i kura Mania.

Książkę przeczytałyśmy w ramach wyzwania GRA W KOLORY.