Kiedy William Stoner wrócił pewnego dnia z pola będącego
częścią gospodarstwa rodziców nie spodziewał się, że słowa, które zaraz usłyszy
od swojego ojca diametralnie zmienią jego życie. Ojciec dowiedziawszy się, że
na uniwersytecie w Columbii otwarto nowy kierunek – rolnictwo – postanowił, że
wyśle tam syna, aby wiedza, którą tam zdobędzie pomogła przy pracy w
gospodarstwie.
Stoner prowadził spokojne życie w Columbii. Uczył się
dobrze, wikt i opierunek odpracowywał na gospodarstwie wujostwa. Kiedy na
drugim roku brał udział w obowiązkowych zajęciach z literatury angielskiej
prowadzonych przez Archera Sloane’a, dosyć złośliwego i pełnego ironicznego
dystansu, doznał pewnego rodzaju objawienia. To właśnie literatura była tym co
chce zgłębiać Stoner! Zmienił kierunek studiów nie mówiąc nic rodzicom,
wygospodarował więcej wolnego od pracy na roli czasu i rzucił się w wir nauki.
Tak zaczęła się kariera Stonera, który przez trzydzieści lat wykładał na tym
samym uniwersytecie, na którym zaczął swoje studia jako dziewiętnastolatek.
Równocześnie z przebiegiem kariery Stonera na uniwersytecie
wypełnionej ciężką pracą przy nauczaniu jak i pracą badawczą poznajemy jego
życie prywatne. Przyjaźń z dwoma studentami, która przetrwała całe życie. Pierwsze
zakochanie w pięknej Edith, krótki okres zalotów i szybki ślub. Rozczarowanie
małżeństwem, w którym nie znalazł oczekiwanej miłości, ciepła i wsparcia.
Narodziny córki, Grace, którą po
urodzeniu zajmował się Stoner na zmianę z niańką. Późniejsza walka, którą
prowadziła ze swoim mężem Edith, niezrównoważona, o artystycznych aspiracjach i
histerycznej naturze kobieta, która ślepa na potrzeby męża i córki pogrążała
się w coraz to innych fiksacjach. Przemiana Grace z miłego, spokojnego, ale
radosnego dziecka, w zaszczutą w domu, a bardzo „popularną” w szkolę
dziewczynę, a później w żyjącą w swoim świecie młodą-starą kobietę. Chwila
szczęścia i zatracenie się w miłości w związku, który nie miał szans na
przetrwanie. Nowy napływ chęci do nauczania. Konflikt z kolegą-wykładowcą,
który zatruwał Stonerowi życie, kiedy został jego przełożonym. Śmierć.
Życie jakich wiele. Ani dobre, ani złe. Wypełnione ciągłą
walką ze sobą, z otoczeniem. Ciągłym poszukiwaniem miłości. Nie tylko tej,
którą znajdujemy w relacjach z drugim człowiekiem, która przemija, którą często
można pomylić z uczuciem pożądania, zachwytem czy zwykłym zauroczeniem i która
często wyidealizowana zaślepia nas w działaniu. Od pamiętnych zajęć z Sloanem,
na których ten wyrecytował jeden z sonetów Szekspira, Stoner jest zakochany. Zakochany
w literaturze, w wiedzy, którą można posiąść z książek. Miłość ta prowadziła go
przez całe życie, to przygasając to płonąc wielkim ogniem. Jej owocem była
książka napisana przez profesora, ale również wspaniale przygotowane wykłady
dla studentów i pasja, z którą oddawał się pracy badawczej mimo, że nie miała
ona szans na dokończenie. Ta miłość jest bardziej satysfakcjonująca dla Stonera,
bardziej spełniona niż miłość do kobiety, która nigdy go nie kochała czy miłość
do dziecka, która oddzielona barierą szalonej, zaborczej miłości matki, nie
miała szans się rozwinąć.
Stoner wydaje się być człowiekiem słabym i niezdecydowanym.
Zamiast szczerze porozmawiać z Edith o problemach drążących ich małżeństwo,
mężczyzna ucieka. Omija temat, bojąc się spowodować kolejne napady histerii u
żony i pogorszenie jej nadwerężonego zdrowia. Rezygnuje z siebie, wtapiając się
w tło, zajmując się dzieckiem i domem oraz pracując na uniwersytecie, po to,
aby jego żona mogła spędzać całe dnie w sypialni na zmianę leżąc i śpiąc. Mimo
dobrych chęci jego zachowanie jedynie napędza manie Edith, która ożywia się
jedynie wtedy, kiedy na coś się nakręca (np. na kupienie domu czy zajście w
ciążę).
Problemy Stonera wynikają
również z wrodzonej nieśmiałości, delikatności i niezdarności, które to cechy sprawiają, że
zamiast stawiać czoła żonie ulega on jej fiksacjom bez słowa skargi. Niestety,
nie mogę mu wybaczyć jego zaniedbania jeśli chodzi o wychowywanie Grace.
Rozumiem, że nie był on w stanie wysunąć żadnych logicznych argumentów, które
mogłyby przekonać Edith, żeby odpuściła córce, ale mimo wszystko powinien
szukać dróg dojścia do dziewczynki. W końcu i na nim leżała odpowiedzialność za
córkę!
Życie Stonera przypada na pierwsza część dwudziestego wieku
i w tle dowiadujemy się o dwóch wojna światowych. Ich znaczenie dla mieszkańców
Stanów Zjednoczonych nie jest aż tak dramatyczne i bezpośrednie jak dla
Europejczyków ówczesnego czasu, ale i tak głęboko odciskają się na umyśle nie
tylko Stonera, ale również i drugoplanowych bohaterów. Tak jak w przypadku Sloane'a, który po pierwszej wojnie światowej jakby zapadł się w sobie.
Mottem powieści mogłoby być „To naprawdę nie ma znaczenia”
wypowiadane przez Grace, kiedy oznajmia rodzicom, że jest w ciąży.
Wszechogarniająca obojętność, pogrążanie się w apatii, przepuszczanie życia
przez palce. Miałam wrażenie, że Stoner jakby czekał na coś co ma się wydarzyć
w bliżej nieokreślonej przyszłości co mogłoby odmienić jego życie na lepsze,
ale nie wie co to ma być i w najmniejszym stopniu nie będzie on motorem tej
zmiany. Profesor robi się coraz starszy, ma swoje sukcesy, ale tak naprawdę to
nic się nie zmienia.
Czytając „Profesora Stonera” przepełniał mnie smutek i
współczucie. Czasem tytułowy bohater mnie irytował swoim wycofaniem. Czasem
miałam ochotę nim potrząsnąć. Ta prosta w sumie historia życia jednego
człowieka nie przedstawia życia oryginalnego, brawurowego, życia bohatera. Jest
to życie zwykłego człowieka. Raczej smutne, ale z momentami szczęścia. Raczej
na plus, choć tyle rzeczy zawalił. Ale teraz „to naprawdę nie ma znaczenia”.
Największym jednak atutem tej powieści jest styl i język w
jakim została napisana. Elegancko, delikatnie, z dystansem, ale bez oschłości.
Każde zdanie jest pięknie wycyzelowane, tak aby zawierało wszystko to co
potrzeba, nic więcej, nic mniej. Autor omija nawet całe lata z życia profesora
Stonera skupiając się na tym co najważniejsze i opisując to bez emfazy, ale i nie
wygładzając niepotrzebnie uczuć i zdarzeń negatywnych, błędów czy momentów
załamania. Nie ocenia mężczyzny, ale obiektywnie przedstawia kolejne wydarzenia
z życia profesora. Jest to tak piękna proza, tak dopracowana, że nie wiem czy
będę wstanie teraz sięgnąć po jakąś inną książkę.
Muszę się przyznać, że powodem dla którego sięgnęłam po „Profesora
Stonera” było to, że przeczytałam, że jest to książka o profesorze literatury
angielskiej, a przecież i ja żyłam kilka ładnych lat planami pracy na uniwersytecie
zniweczonymi częściowo przez moje błędy, częściowo przez życiowe wypadki. Po
przeczytaniu krótkiej zapowiedzi nie czytałam już żadnych recenzji czy opinii
na jej temat, bo nie chciałam sobie psuć przyjemności czytania. I tak zamiast
dowcipnej historii wypełnionej akademickimi anegdotkami jakiej się spodziewałam
dostać dostałam przepiękną, wzruszającą opowieść o życiu, które mogłoby być udziałem
każdego z nas, ale które w swojej zwyczajności i „normalności” jest tak niezwykłe
i przejmujące, że niemożliwym było oderwanie się od książki.
Czytanie tej książki było przyjemnością najwyższych lotów i
pierwszy raz od dawna zarwałam dla powieści noc. W dziwny sposób gdzieś w tle
głowy ciągle siedziała mi myśl o innej książce opisującej życie mężczyzny, tym
razem pisarza, o tytule ‘Any Human Heart’ Williama Boyda. Mimo, że te dwie
opowieści różnią się prawie wszystkim mają podobny wydźwięk. Chwile szczęścia
to chwile ulotne, smutek gości na dłużej, a życie przepełnione jest nie tylko
pracą twórczą, ale i samotnością. Obie powieści zajęły szczególne miejsce w
moim sercu. Kiedyś na pewno wrócę i do „Profesora Stonera” i do ‘Any Human
Heart’ i zanurzę się w te zwyczajne – niezwyczajne życia i historie, które one
opowiadają.
Polecam gorąco,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań GRA W KOLORY i KLUCZNIK 2015 (książka w książce).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!