Różnie w życiu bywa. Czasem jak sobie tak człowiek, znaczy
się sowa, przyśnie w gnieździe przy mamie to może się tak wydarzyć, że ów
człowiek, tzn. sowa, wypadnie. A wtedy bam! i nagle taka mała sówka znajduje
się na ziemi, z dala od gniazda. I to właśnie przydarzyło się sówce z
książeczki ‘A Bit Lost’.
Sówkę od razu zagadnęła wiewiórka postanawiając pomóc w
poszukiwaniu sowiej mamy. Kiedy sówka powiedziała, że jej mama jest bardzo duża,
o taaaka! to wiewiórka od razu wiedziała, gdzie ona jest. Zaprowadziła ją do
wielkiej niedźwiedzicy. Ale przecież to nie jest mama sowa! Kolejna wskazówka
mówiąca o zaostrzonych uszkach zaprowadziła ich do królika. No nie! Może
trzecia wskazówka pomoże? Niestety, wielkie oczy o których wspomniała sówka,
naprowadziły ich na trop żaby. Za to żaba dobrze wiedziała, gdzie znajduje się
sowia mama, która wszędzie szuka swojej sówki. Potem następuje wielkie
ściskanie, a żaba i wiewiórka zostają zaproszone na ciastka do sowiej siedziby.
Kiedy reszta zwierzątek chrupała przekąskę, mała sówka znów przysnęła, a wtedy
niebezpiecznie wychyliła się na bok…
Już dawno miałam te książkę na oku. Ale tak sobie czekała na
wish liście i czekała, aż w bibliotece się na nią przypadkowo natknęłam. Jest
ŚWIETNA! Dowcipna, przepięknie narysowana, z wartką akcją, pełna uczuć i
zgrabnie napisana. U nas hit totalny. Ciągle ją sobie czytamy, a kiedyś na
pewno zagości w naszej, już i tak przepełnionej, biblioteczce.
Najlepszym momentem jest to jak wiewiórka pokazuje sówce
kolejne hipotetyczne mamy, a Mimi tak się śmieje na myśl, że to żaba albo
królik może być mamą sowy, że aż dostaje czkawki. Muszę przyznać, że to bardzo
sprytne posunięcie, które sprawia, że taki człowiek w wieku lat dwóch i pół naprawdę
może się ubawić. Oczywiście, Mimi razem z sówką pokazuje kolejne przymioty mamy
sowy, takie jak szpiczaste uszy czy duże oczy.
Dla mnie z kolei przyjemnością jest oglądanie ilustracji.
Prostych, w przepięknych kolorach, bardzo specyficznych i oryginalnych. Po
prostu cudnych. Nie obraziłabym się za obrazek na ścianę w takim stylu. Również
Mimi przypadły do gustu, mimo albo i właśnie z tego powodu, że nie są takie do
końca oczywiste.
Bardzo polecamy,
Mala Mimi i kura Mania.
Książka idealnie wpasowała nam się w ramy wyzwania GRA WKOLORY.
To mi troszkę przypomina "Agnieszka opowiada bajkę"
OdpowiedzUsuńhttp://biblioteczkamagdalenardo.blogspot.com/2013/02/j-papuzinska-agnieszka-opowiada-bajke-m.html
Tam kotka szuka matki...
To jest zielony??? Nie zgadłabym :) Ale to pewnie jakiś butelkowy kolor, który bardziej widoczny jest "na żywo".
Zaliczam :)
No to jest taki zgniłozielony właśnie.
UsuńU nas przebojem są właśnie takie historyjki o zwierzątkach/dzieciach szukających mamy, więc poszukam tej o której Ty pisałaś :)