Sandra Petrignani w swojej książce pt. „Domy pisarek”
przedstawia siedem sylwetek pisarek na tle domów, które zamieszkiwały.
Książkę rozpoczyna rozdział o Grazii Deledda, która
zaskoczyła literacki świat poziomem swojej twórczości mając za sobą jedynie kilka klas szkoły podstawowej.
Nie słyszałam wcześniej o tej pisarce (a jest ona laureatka nagrody Nobla z
roku 1926, więc shame on me), ale z
krótkiego rozdziału napisanego przez Petrignani, dała się ona poznać jako
kobieta targana namiętnościami, pełna uczuć, o pasji godnej pozazdroszczenia.
Urodziła się ona w Nuoro na Sardynii, która jest miejscem akcji większości z
jej książek, ale w późniejszym czasie przeniosła się na ląd stały.
Nie znałam również autorki, której poświęcony jest kolejny
rozdział, czyli Marguerite Yourcenar, której dom Petit Plaisance był akurat
zamknięty w czasie, kiedy Petrignani chciała go zwiedzić. Tak jak i życie
włoskiej pisarki tak i ta francuska autorka kochała namiętnie, nieszczęśliwie i
gwałtownie.
Cóż, przynajmniej Colette, bohaterkę trzeciego rozdziału
znam ze słyszenia. Najbardziej zapadła mi w pamięć wizja pokoju, w którym ta
odważna i kontrowersyjna postać dożywała swoich ostatnich dni. Pokój, którego
ściany obite były czerwonym aksamitem. Pokój, w którym ja bym zwariowała, ale
pewnie świetnie współgrał z ognistą duszą pisarki.
Jedną z ciekawszych postaci opisanych w „Domach pisarek”
jest Alexandra David-Neel, która spędziła prawie całe życie na podróżach w
rejony odległej Azji. Zafascynowana buddyzmem stworzyła w swoim domu spokojną
samotnię (choć sam jej charakter pozostawiał dużo do życzenia). Postać mi
całkowicie nieznana, ale bardzo fascynująca.
Karen Blixen znałam z „Pożegnania z Afryką”. Bardzo barwna
postać, prawie, że chorobliwie szczupła o trudnym charakterze, która w domu
rodzinnym do którego wróciła po upadku jej afrykańskiej farmy (i którego
szczerze początkowo nienawidziła) miała firany tak długie, że ich końce leżały
na podłodze.
Ostatni rozdział poświęcony jest siostrom Woolf, zarówno
Virginii i jej domom, jak i artystycznej Victorii, której dom był bardzo często
odwiedzany przez utalentowaną literacko siostrę. To właśnie wizyta w tym domu natchnęła Petrignani
do napisania książki o domach pisarek i tym co mówią one o swoich mieszkankach.
No właśnie… Czy to naprawdę książka o domach pisarek? O nie.
Oczywiście w każdym z rozdziałów dowiadujemy się o domach rodzinnych autorek, o
tym jak były one urządzone, jak i o domach, które wynajmowały lub posiadały na
przestrzeni lat. Jest wiele ciekawostek
dotyczących tego, co było w kuchni, jaki porządek panował w gabinetach czy
salonach oraz opisy wnętrza i bibelotów je wypełniających. Część wiadomości
pochodzi z naocznych relacji Petrignani, część przekazywana jest jej w
wywiadach i rozmowach prowadzonych z osobami, które były blisko pisarek.
Sama idea poznawania autorki przez pryzmat tego, gdzie
mieszkała jest dosyć mętnie zaprezentowana i tak naprawdę równie dobrze ta
książka mogłaby mieć tytuł odnoszący się bardziej do szkiców sylwetek kobiet-pisarek
z naciskiem na „kobiet”. Te opisy domów są jakby jedynie pretekstem do
opowiedzenia o samych pisarkach, ich życiu i twórczości. No może nie tyle o
twórczości, ale bardziej o ich prywatnym życiu, a szczególnie o ich miłościach
(cała masa, głównie nieszczęśliwych, trudnych i niszczących).
Nie oznacza to jednak, że książka jest nudna czy źle
napisana. Dla osób takich jak ja, czyli nie wiedzących prawie nic o przedstawionych
przez Petrignani pisarek jest to świetne źródło informacji o prywatnym życiu
autorek. Tylko, że jak tak w sumie niezbyt interesuje się prywatnym życiem
pisarzy. Oczywiście, że interesuje mnie co mieli w swojej biblioteczce. No i
fajnie przeczytać jest jakieś zabawne czy dziwaczne literackie anegdotki. Ale
niekoniecznie chce wiedzieć o tym jak Karen Blixen przetrzymywała pewnego
zamężnego młodzieńca w swoim saloniku, bo darzyła go chorą, przesadnie zaborczą
miłością.
Przy czytaniu miałam również takie odczucie, że Petrignani
na dwudziestu-trzydziestu stronach poświęconych jednej pisarce chce upchnąć jak
najwięcej informacji o danej osobie. Czasem podanych dosyć chaotycznie, co
utrudnia czytanie i zrozumienie, szczególnie jeśli biografia danej pisarki nie
jest mi znana (czyli wszystkie przypadki, oprócz Virginii Woolf).
W książce znajdują się dwie wklejki z kartek ze śliskiego
papieru ze zdjęciami. Część zdjęć pokazywała domostwa pisarek. Najlepiej
zilustrowany jest dom Karen Blixen. Oczywiście, ciężko było uzyskać zdjęcia
niektórych domów, szczególnie, że sama autorka książki przyznawała, że niektóre
muzea czy izby muzealne poświęcone pisarkom były odtworzone z pamięci i nie
zawierały żadnych autentycznych przedmiotów. Reszta zdjęć przedstawiała osoby z
kręgu pisarek, ich mężów, kochanków, rodzinę.
Polecam tym, którzy chcą poznać sylwetki kilku fascynujących
kobiet, tym, którzy obsesyjnie zaczytują się w biografiach pisarzy oraz tym,
którzy nie boją się czytać o trudnych charakterach i starości.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań GRA W KOLORY i KLUCZNIK2015 (książka o książkach, dziewczęta i kobiety).
Mnie by to raczej nie zainteresowało, choć gdybym siedziała w poczekalni u lekarza, a książka leżałaby na stoliku obok to na pewno chociaż bym ją przekartkowała.
OdpowiedzUsuńNo mnie trochę rozczarowała ta książka. Spodziewałam się czegoś ciekawszego. To właśnie raczej taka pozycja do przeglądnięcia, trochę podczytania, ale raczej nie ma musu posiadania ;)
Usuń