wtorek, 19 maja 2015

„Marysia u babci i dziadka” oraz „Marysia piecze ciasto” Nadia Berkane



Kolejna porcja przygód misi Marysi opowiada o jej pobycie u dziadków. Rodzice misi chcą spędzić dzień tylko we dwoje, więc podrzucają Marysię, jak i jej młodszego braciszka do dziadków. Przyjaciel Marysi, chomik Gryzek, niezbyt ma ochotę na ta wizytę spodziewając się bezbrzeżnej nudy. Okazuje się, że już od samego początku robi się ciekawie. Najpierw spacer w ogrodzie przynosi Gryzkowi pyszną przekąskę w postaci warzyw uprawianych przez dziadków. Potem dziadek proponuje grzybobranie w lesie. W lesie, który przeraża Gryzka. Te wszystkie cienie i dziwne odgłosy… Okazuje się jednak, że nie warto się bać leśnych strachów, które w większej części były efektem działań samego Gryzka! O tak, wizyta u dziadków Marysi była tak fajna, że mały chomik wcale nie chciał wracać do domu (zresztą Marysia też).

Znany nam już z wcześniejszych części schemat opowiadania o przygodach Marysi powtarza się też i tutaj. Po jednej stronie mamy ilustracje, takie dziwne jakby w 3D i charakterystyczne dla całego cyklu. Po drugiej pod tekstem znajdują się małe obrazki, które są powiększeniem detali znajdujące się na tych większych.
Opowieść oswaja kolejne „straszne” rzeczy, na które może się natknąć dziecko. Tym razem jest to groza widma nudy u dziadków, ale i strachy w lesie. U nas część ta jest hitem dlatego, że z powodu dzielącego nas od Polski dystansu Mimi widzi dziadków dwa razy do roku. Teraz każda historia opowiadająca o dziadkach mówi o babci Kasi i dziadku Jarku, a czytanie jej jest zajęcie poważnym i zaczątkiem do wspominania przez Mimi wszystkich rzeczy, które z dziadkami są związane. Więc myślę, że książeczka spełnia swoje zadanie opowiadając o tym jak fajnie jest u dziadków. 



Kolejną książeczką, którą przeczytałyśmy hurtowo robiąc sobie godzinkę z Marysią (domyślcie się czyj to był pomysł) jest „Marysia piecze ciasto”. 

Do misi przychodzą dziadkowie na podwieczorek. Postanawia więc ona upiec coś wyjątkowego specjalnie dla nich. Po przewertowaniu książki kucharskiej Marysia i Gryzek wybrali przepis na ciasto czekoladowe. Przy nadzorze mamy przygotowanie ciasta idzie bardzo szybko. Kiedy mama Koala (!) wstawia ciasto do nagrzanego piekarnika, misia i chomik idą sobie do pokoju bawić się. Mama jest bardzo zła na dzieci, bo zapomniały po sobie posprzątać! Kiedy ciasto już upieczone pachnie na cały dom, Marysia i Gryzek nie mogą się oprzeć i zjadają po kawałku. Nie ma co się dziwić, że w czasie podwieczorku już wcale nie mają ochoty na ciasto! 

Kolejny hit u nas w domu (ech). Nie dość, że w historyjce występują dziadkowie to jeszcze pieczenie jest bliskie sercu mojego dziecka. Ja piekę często i namiętnie, więc Mimi mi pomaga jeśli nie jest akurat zajęta (a często bywa). Kiedy Mimi mówi, że zjadłaby pink tort jak jej taki tort piekę, a co. Oczywiście, tak jak i w przypadku chomika Gryzka jej ulubioną częścią pieczenia jest oblizywanie łyżki po surowym cieście.
Czytając o pieczeniu Marysi Mimi bardzo zbulwersowała się faktem pozostawienia takiego bałaganu przez misię i chomika (a sama bałagani na potęgę). Nie dość, że nie posprzątali i mama była zła, to jeszcze mama nie zareagowała w żaden sposób.  Nie pojęte. W sumie, ja też się zdziwiłam, że mama nie kazała Marysi posprzątać. Nabałaganiłaś to sprzątaj. Staram się to egzekwować, nawet jeśli Mimi sprzątając jęczy, dostaje tajemniczych kontuzji kolana lub bólu serca albo twardo twierdzi, że jest zajęta, bo myśli. No tutaj mama Koala jest bardziej wyrozumiała. No, ale to i tak dobra historia, która przypomina i uczy poszczególnych czynności przy pieczeniu ciast, jak i) ukazuje jak miło jest zrobić komuś własnoręcznie prezent (dziadek misi wziął dokładkę ciasta, więc chyba warto było upiec). Najgorzej, i tak wyszła na tym mama, która musiała posprzątać.

Ja nie jestem zbytnią fanką serii o misi Marysi. Pomijając szatę graficzną, która nie trafia w mój gust, za każdym razem kiedy czytam o przygodach misi musze pomijać jej imię, bo dla Mimi jest tylko jedna Marysia. Mama Marysia. Jak się zapomnę i przeczytam misia Marysia to Mimi mówi „Mama. Nie-e. Mama – Majisia. Misia – misia.” Z bardzo poważnym wyrazem twarzy. No nic.

Pozdrawiamy,

Mała Mimi i Kura Mania.

Przepraszam za jakość zdjęć, ale coś mi się poprzestawało w telefonie i nie mogłam uzyskać lepszego efektu.


Książki przeczytałyśmy w ramach wyzwania GRA W KOLORY. I dobrze, że wyzwanie się powoli kończy, bo specjalnie zamówiłam książki o Marysi w takich kolorach okładek, żeby się wpasowały w wyzwanie. Shame on me.


2 komentarze:

  1. Treść książeczek mi się podoba, ale za takimi ilustracjami też nie przepadam.
    Choć z drugiej strony to są chyba kadry z bajek animowanych, a dla dziecięcych fanów takich bajek to na pewno jest fajne.

    Dobrze, że się wyzwanie kończy?! Buuuuuuu
    A ja chciałam zrobić drugą edycję :(

    Poza tym póki co wygrywasz, wystarczy to utrzymać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie też pomyślałam, że te książeczki są na podstawie bajki telewizyjnej, ale nic na ten temat nie znalazlam.

      A co do wyzwania to oczywiście, że chcę kontynuacji! Jeszcze nic nigdy mnie tak nie zmobilizowało nie tylko do czytania własnych ksiażek, ale i wyszukiwania tych odpowiednich kolorystycznie, które były czasami prawdziwą niespodzianką!

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!