czwartek, 7 maja 2015

"Eleonora i Park" Rainbow Rowell




Był sobie chłopak i była dziewczyna…

Chłopak ma na imię Park, jest pół-Azjatą, zawsze ubiera się na czarno. Lubi ostrą muzykę i komiksy. Dzięki znajomości z Tiną, dawną dziewczyną, popularną w szkole, mimo tego, że odstaje dano mu spokój i nikt się go nie czepia.

Eleonora to duża dziewczyna o płomiennorudych włosach. Nosi jakieś dziwaczne, męskie ciuchy, obwiązuje się apaszkami, obwiesza koralami i jest nowa w szkole. Nigdy się nie maluje, stara się nie rzucać w oczy (co przy jej wyglądzie jest niemożliwe). Staje się od razu obiektem drwin, głupawych zaczepek i okrutnych żartów.

Oboje są zupełnie różni w swojej odmienności, ale i tak ich przyszłość jest przesądzona. Przypadek? Przeznaczenie? Co to za różnica. Ważne, że w rezultacie łączy ich pierwsza, mocna, taka aż do utraty tchu i przygryzania warg, miłość. Miłość, której na przeszkodzie staje wszystko. Szkolna społeczność, trudna sytuacja rodzinna Eleonory, jak i przekonania rodziców Parka. Życie. Los. Wszystko.

Książek o miłości jest tyle, że samo wypisanie ich tytułów zajęło by ze trzy ludzkie życia. No jak nic. Każdy zna „Romeo i Julię”, klasyczną historię o miłości dwojga nastolatków, którym na przeszkodzie staje rodzina. A powieści Jane Austen? Nic tylko miłość i miłość. A siostry Bronte? Nie trzeba czytać, żeby znać. Nawet te wszystkie wampirze historie oprócz brokatowej grozy mówią o miłości. 

Co odróżnia „Eleonorę i Parka” od tych wszystkich książek o miłości? Nic. Nie oznacza to jednak, że nie jest to powieść wyjątkowa. 

Siłą tej historii nie jest opowieść o miłości między dwojgiem ludzi, która nie ma prawa się wydarzyć. Jej siłą jest klimat. Pełen wzruszenia, drżenia, dusznego zaparowania. Eleonora i Park dopiero odkrywają własną seksualność i uczuciowość, a to co odkrywają kroczek po kroczku sprawia, że brakuje im oddechu, a uczucie oszołomienia nie odstępuje ich na krok. To takie uczucie jak zapach rodzącej się wiosny, taki słodki, i duszny, i pełen wszystkiego. To takie uczucie jak ten pierwszy etap zakochania, kiedy nieprzytomny uśmiech nie schodzi Ci z warg, a na samą myśl, że może Ty i on(a), może razem, zaczynasz się radośnie śmiać i podskakiwać. Takie uczucie pełne niedowierzania, ale i pewności, kiedy serce bije tak mocno, że chyba zaraz przestanie, kiedy nerwy napięte są do granic wytrzymałości, a świat rzeczywisty staje się nierealnym.

To co sprawia, że powieść Rainbow Rowell nie wpada w cukierkowy kicz to sytuacja rodzinna Eleonory. Jej ojciec okazał się dupkiem, a ojczym, z którym mieszkają w malutkim domku ona, jej rodzeństwo i matka, okazał się jeszcze gorszym dupkiem, bo agresywnym, obleśnym i nieobliczalnym. Tchórzem, który podkreśla swoją ważność, wyżywając się na młodszych i słabszych. Żerującym na strachu swojej przybranej rodziny. Zatruwającym życie wszystkim dookoła. 

Poznanie Parka jest dla Eleonory jak drzwi do innego świata. Świat, w którym ludzie ładnie i czysto mieszkają, są mili i uprzejmi, mają kasety z muzyką i komiksy jakie tylko chcą. Nie mówiąc o szczoteczce do zębów (której Eleonora nie ma i o która boi się poprosić). Jest to świat, w którym też są konflikty, np. między Parkiem a jego ojcem, ale są one bardziej „cywilizowane”. To nie patologia, w której żyje Eleonora. 

Tłem dla miłości pary tytułowych bohaterów jest amerykańska szkoła, którą wszyscy znamy czy to z filmów czy z książek. Z jej podziałami na fajnych i popularnych, którzy niejako nią rządzą i na frajerów, odmieńców, outsiderów, którzy już od pierwszych dni są skreśleni. Czasem są tak beznadziejni, że daje się im spokój. Czasem ich inność działa na ich prześladowców jak płachta na byka, tak jak w przypadku Eleonory i drwiącej z niej Tiny. 

Książka składa się z krótkich rozdziałów pisanych na przemian z perspektywy Eleonory lub Parka. Daje nam to wgląd w ich uczucia, dodaje powieści dramatyzmu i akcji. Ja połknęłam te powieść w 3-4 godziny. Atmosferą przypomina mi trochę „Niezbędnik obserwatorów gwiazd” Matthew Quicka. Zakończenie nie przypadło mi do gustu, ale no cóż, inne być nie mogło. Cudowna książka, którą kupiłam pod wpływem opinii Olgi z Wielkiego Buka.

Polecam wszystkim entuzjastom miłości, outsiderom oraz tym, którzy zapomnieli jak to jest być młodym i zakochanym.

Pozdrawiam,
Kura Mania.



2 komentarze:

  1. Mnie do tej książki zachęciła okładka. Jest piękna, chociaż niesamowicie prosta. Wiem, że nie należy oceniać książki po okładce... ale myślę, że na tej akurat się nie zawiodę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też w pierwszej chwili przyciągnęła okładka. Nie wiem czemu jednak ubzdurałam sobie, że jest różowa i się rozczarowałam jak już dostałam książkę w swoje łapki ;) No, ale książka warta przeczytania tak czy inaczej.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!