wtorek, 3 marca 2015

„Mózg Kennedy’ego” Henning Mankell



Jak dobrze znasz osobę z którą mieszkasz? Jak dobrze znasz osobę, która jest członkiem Twojej najbliższej rodziny? Twoim dzieckiem, partnerem, rodzicem? Czasem wydaje się nam, że nic nowego nie można się o takiej osobie dowiedzieć, że znasz ją od podszewki. Albo przyjmujesz, że nic ciekawego taka osoba nie może ukrywać.

Kiedy Louise Cantor, archeolożka po pięćdziesiątce prowadząca wykopaliska w Grecji, wpada po konferencji, w której brała udział, z wizytą do swojego syna przeżywa szok. Znajduje go martwego, ubranego w piżamę i leżącego w łóżku w swoim mieszkaniu w Sztokholmie. Raport policyjny stwierdził śmierć w skutek przedawkowania środków nasennych. Louise jednak nie wierzy, że jej syn byłby zdolny popełnić samobójstwo. Pierwszym elementem, który jej nie pasuje jest to, że Henryk położył się do łóżka w piżamie, a Louise wiedziała, że zawsze spał nago. Drugim był fakt, że nigdzie nie znalazła jego laptopa. Kolejną rzeczą było zaginięcie kołdry młodego mężczyzny, której nie zabrała ani policja ani Louise. 

Te trzy rzeczy nie dają spokoju pani archeolog. Kiedy zaczyna szukać wskazówek, które mogłyby wyjaśnić jej śmierć syna, znajduje najbardziej zadziwiające rzeczy. Masę artykułów o tytułowym mózgu Kennedy’ego, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Notatki kobiet chorych na AIDS. Powoli odkrywa całkiem obcy dla niej świat, w którym żył jej syn. Jego mieszkanie w Barcelonie z komputerem, w którym znajdował się plik z budżetem, z którego wynikało, że był bardzo bogatym człowiekiem. Kolejne kobiety, które odgrywały ważną rolę w jego życiu. Trop prowadzący do jednej z nich sprawi, że zrozpaczona matka poleci do Afryki, a tam zobaczy rzeczy, które pozwolą jej troche zrozumieć pod jaką presją i w jakim stresie żył Henryk. Pozna przemoc i bezwzględność jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła. W czasie swojej wędrówki odnajdzie byłego męża i znów go straci. Uświadomi sobie jak wiele jeszcze nie wie o życiu mimo swoich pięćdziesięciu lat. 

Powieść Mankella czekała w kolejce do przeczytania bardzo długo. Jednak tak jak w przypadku „Włoskich butów” okazała się świetną lekturą. Na początku czytania wydawało mi się, że będzie to raczej historia walki z rozpaczą i traumą żałoby. Kolejne strony pokazały mi jak bardzo się myliłam.

Najważniejszą częśćią powieści jest pobyt Louise w Afryce. Odurzona tragedią, która ją dotknęła kobieta zanurza się w przeszłości syna poznając kolejne osoby, które odegrały w jego życiu ważną rolę. Walczy z własnym otępieniem, afrykańskim ukropem i zderza się z całkowicie jej obcą mentalnością zarówno rdzennych Afrykańczyków jak i białych mieszkających na Czarnym Lądzie. Poznaje Lucindę, byłą prostytutkę, teraz barmankę, dziewczynę Henryka, która pomaga jej zrozumieć czym zajmował się młody Szwed.  Poznaje również krajana, Larsa Hakanssona, pracującego dla rządu, którego cynizm napawa ją obrzydzeniem i niepokojem. Co najważniejsze poznaje misję dla chorych, w której pracował Henryk założoną przez amerykańskiego bogacza, który poświęcił życie na pomaganiu ludziom zakażonym AIDS. To co na pierwszy rzut oka wydaje się szlachetną dobroczynnością tak naprawdę skrywa odrażające dno. Piekło, którego jedynie przebłysk widzi Louise jest wypełnione cierpieniem i okrucieństwem nie do wyobrażenia. 

AIDS. Straszna choroba, na którą chorowały kiedyś jedynie małpy. Teraz wiele ludzi umiera z jej powodu. Badania nad wynalezieniem leku na AIDS pochłaniają wielkie środki i masę czasu. Szlachetna misja ma jednak swoją brudną stronę, za która stoi jak zwykle pieniądz. Do powszechnej świadomości przedostają się strzępki informacji o ośrodkach, w których prowadzi się badania nad lekiem na AIDS na ludziach. I to niekoniecznie na  tych już zarażonych. Czy prawdą jest to, że biali ludzi przekupują całe wioski wizją dostatniego życia tylko po to, żeby uzyskać gromadę ochotników, których zarażają zmodyfikowanymi wirusami po to, aby na nich eksperymentować z lekami niedopuszczonymi do ogólnego użytku? 

To powieść o ludzkiej ignorancji. Dowiadujemy się o rzeczach, o których nie chcemy wiedzieć, bo są zbyt niewygodne. Dowiadujemy się o strasznych, niewyobrażalnych rzeczach o których tak naprawdę już wiemy, ale wypieramy z myśli skoncentrowanych na codzienności z jej zabieganiem i problemami. Zresztą co nas obchodzą jacyś chorzy Afrykanie tysiące kilometrów stąd żyjących na kontynencie, którzy sami sobie doprowadzili do upadku? 

Jednocześnie jest to opowieść o zdeterminowanej kobiecie, która nie spocznie dopóki nie dotrze do prawdy. Pomimo tego, że wie, że jej dociekliwość pociągnęła już za sobą kilka śmierci, a może i będzie niebezpieczna również dla niej. I to już nie chodzi o osobistą wendettę na mordercach jej syna, ale o ujawnienie prawdy, odkrycie spisku i pokazanie go światu w całej jego ohydnej szpetocie. 

Jest również po części historia żałoby Louise. Poszczególnych jej etapów, momentów kiedy jednak widzi nadzieję na normalne życie, po to, aby chwilę później regres przyniósł dni, w których nie chce się jej wychodzić spod kołdry. To historia jej samotności. Jest rozwiedziona, a traci nawet eks-męża. Jest matką, ale nie ma już dziecka. Zostaje jej jedynie stary ojciec – rzeźbiarz mieszkający w skandynawskiej głuszy. Jej rodzina będzie już tylko maleć, aż zniknie z powierzchni ziemi.

Świetna historia, wstrząsająca i brutalna, ale jednak momentami ocierająca się o poetyczność. Jedynie pozornie skomplikowana, zarysowująca problemy, których doświadcza Afryka, ale i takie, które mogą dotknąć każdego z nas. Czy zechcesz uwierzyć w to co autor opisuje w „Mózgu Kennedy’ego” czy nie to już Twoja sprawa. Warto jednak ją przeczytać, nawet jeśli nie interesuje Cię tematyka dotycząca Afryki i jej problemów. Jej główna bohaterka, jak i postaci, których spotyka sprawiają, że jest ona zdecydowanie lekturą wartą przeczytania i docenienia.

„Mózg Kennedy’ego” na pewno zostanie mi w pamięci na długi czas. Szczególnie wraca do mnie fragment mówiący o tym, że jeśli już świat interesuje się Afryką to tylko w kontekście tego jak umierają jej mieszkańcy. Nikogo nie interesuje jak oni żyją, tak zwyczajnie, na co dzień.
 
Polecam tym, którzy interesują się tematyka afrykańską, literaturą medyczno-obyczajową oraz wszystkim kobietom, które poszukują zdeterminowanej w swojej walce bohaterki.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY, ale się nie wyrobiłam. Okazało się jednak, że udało mi się wpasować w jedno z haseł Klucznika 2015.

2 komentarze:

  1. Mankella czytałam dawno temu. Właśnie sobie uświadomiłam, że nie miałam jego książki w rękach odkąd założyłam bloga. O_o
    Tej oczywiście nie znam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja teraz nadrabiam jego książki nie kryminalne. U mnie długo przeleżała, bo jakoś temat mu nie pasował, ale okazali się, ze warto bylo przeczytać ;)

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!