czwartek, 19 marca 2015

'Kim' Rudyard Kipling



Poznajcie Kimballa O’Harę, irlandzką sierotę zrodzoną w Indiach jeszcze pod panowaniem brytyjskim z biednej matki i ojca żołnierza. Sahib O’Hara, mimo tego, że wychowany na indyjskich ulicach przypadkowo lub dzięki opatrzności natknął się na ten sam oddziału wojska, w którym służył jego ojciec. Dzięki temu spotkaniu został wysłany do szkoły dla jemu podobnych, a w rezultacie został wykształcony na szpiega wysokiej jakości, aby mógł przysłużyć się w przyszłości Brytyjskiemu Imperium w czasie Wielkiej Gry między Rosją a Imperium Brytyjskim w tej części Azji.

Sztywniactwo, nie?
Spróbuję inaczej.

Poznajcie Kima, dzieciaka-sierotę, dla którego to hinduskie ulice były najlepszą szkołą. Dla niewielkiej zapłaty lub miski dobrego jedzenia chętnie wykona przeróżne zadania. A dzięki wrodzonemu sprytowi i spostrzegawczości rzadko kiedy chodzi głodny. Kiedy rusza w drogę z przypadkowo poznanym tybetańskim lamą najlepszą rozrywką Kima jest obserwowanie współpodróżnych, bo rzadko kto ma taką chęć poznawania nowych rzeczy, historii i ludzi jak ten chłopal. Dosyć lubi szkołę, do której trafia wbrew sobie, ale odżywa dopiero, kiedy wyrusza w drogę. Czy to z dawnym przyjacielem, handlarzem końmi, Mahbubem Ali, czy z ukochanym lamą jako jego chela, uczeń. 

‘Kim” Rudyarda Kiplinga to jedna z najświetniejszych książek jakie w życiu czytałam. Wypełniona intensywnymi aromatami i zwyczajami Indii schyłku dziewiętnastego wieku przenosi czytelnika w miejsce egzotyczne, niebezpieczne, ale takie do którego chce się ciągle wracać. Poznając historię Kima, który dzięki swojemu niejako podwójnemu pochodzeniu łatwo zmienia się z lokalnego Hindusa w respektowanego sahiba, poznajemy skrawek bogactwa różnorodnych kultur, niesamowitą mieszankę oryginalnych charakterów i zwyczajów, na których dokładne poznanie braknie życie. Nad niektórymi rzeczami zamyślimy się dłużej, bo zajmują one więcej miejsca w życiu chłopca. Inne jedynie liźniemy tak jak poznajemy jedynie skrawki krajobrazu podczas podróży pociągiem. Co ciekawe opisy nie zajmują za dużo miejsca w powieści. Jednak są na tyle plastyczne i sugestywne, że dwa-trzy zdania tworzą klimat. Autor bardziej skupia się na kolejnych spotkaniach z przeróżnymi ludźmi z wszelkich warstw społecznych i kast. No i na dialogach, które są niezrównane – wypełnione charakterystycznym dla tamtejszych mieszkańców dowcipem, mnogością metafor od których w głowie się zakręcić może i naszpikowanych barwnymi przysłowiami i lokalnymi powiedzeniami.

Niesamowity tybetański lama, głęboko wierzący zarówno w swój buddyzm, jak i w swojego wiernego chelę, szuka rzeki z legendy, która wyzwoli go z koła życia. Oświecenie, dzięki temu osiągnie pozwoli mu na wieczny spokój po śmierci, zamiast ciągłego odradzania się w kolejnych postaciach. Ten sędziwy mnich sprawi, że w Kimie dojdzie do głosu to co najlepsze, a wspólna wędrówka nauczy przyszłego szpiega więcej niż nauczył się w szkole. 

Ich wspólna droga, jak i samodzielne przeżycia Kima okraszone są charakterystyczną dla Hindusów mieszanką humoru, powagi i zabobonu w podejściu do życia. Pomimo tego, że w gruncie rzeczy Kim to biały sahib, korzysta on pełnymi garściami ze swojej drugiej-pierwszej ojczyzny, Indii. Ktoś o sercu bardziej zepsutym, bardziej interesowny mógłby zachłysnąć się ogromem zaufania i pozycją, którą Kim dostał od swojego opiekuna, porucznika Creightona. Młody adept szpiegostwa  jednak pozostał lekko nieufny w stosunku do Brytyjskiej Armii i w stu procentach wierny swoim Hinduskim opiekunom i z chłopięcym zachwytem podjął się wyznaczonej przez Creightona roli. Oczywiście, że chciał pokazać wszystkim jaką to świetną szpiegowską robotę potrafi wykonać. Ale nawet chęć zabłyśnięcia przed swoim tybetańskim nauczycielem lekko przygasła, kiedy ten zamiast pochwalić swojego chelę lekko  zganił go za osiąganie własnych egoistycznych celów. 

Powieść kończy się spokojem dla lamy, ale Kima stawia na rozdrożu. Czy zostanie ze swoim ukochanym Teshoo Lamą, aby dostąpić oświecenia, czy raczej odejdzie służyć Imperium Brytyjskiemu? A może połączy te dwie drogi?

Jak już napisałam, powieść jest przegodna i prześwietna. Intensywna, aromatyczna, skąpana w słońcu, egzotyczna i urzekająca nieco rustykalnym charakterem sprawiała, że dawkowałam ja sobie w niewielkich ilościach przez dłuższy czas. Chętnie do niej wrócę w przyszłości, bo takie cudowne połączenie klasycznej powieści łotrzykowskiej i szpiegowskiej jest wciąż świeże pomimo ponad stu lat od czasu jej publikacji. 

Warto wspomnieć również o postaciach drugoplanowych. Są one tak świetnie skonstruowane i tak bogate we własny odrębny charakter, sposób mówienia i zwyczaje, że równie dobrze mogłyby być postaciami pierwszoplanowymi. Jest wspomniany Mahbub Ali, czyli handlarz końmi, którego Kim zna od najwcześniejszego dzieciństwa i dla którego czasem załatwia różne sprawy. Jest niesamowity, gruby Hurre Thunder Mookherjee, zwany the Babu, zwierzchnik Kima, który potrafi zmienić się tak bardzo, że nawet sam Kim go nie rozpoznał. Kobieta z Shamleigh, której historia bardzo tajemnicza i ciekawa, spotkała się z wielkim zaskoczeniem z mojej strony (że taka sobie kobieta na odludziu takie rzeczy przeżyła?). Nawet dwaj duchowni z pułku, książę i pastor, wiecznie się kłócący i wyrywający sobie dusze, są świetnie nakreśleni. Ach, mało miejsca na wymienienie ich wszystkich, trzeba to po prostu przeczytać.

Dodatkowym atutem jest język, w którym jest napisana. Angielski  jest w mniejszym lub większym stopniu skażony czy to lokalnymi słowami czy zaznaczeniem hinduskiego akcentu co jedynie nadaje mu barwności. Ciekawam jak zostało to oddane w polskim tłumaczeniu. 

Malkontenci mogliby powiedzieć, że ‘Kim’ przedstawia wyidealizowany obraz Imperializmu Brytyjskiego, ale dla mnie najważniejsza w niej jest opowieść o chłopcu, który pomimo wszystkiego zachował niewinność i dobre serce, którego spryt i lekkie cwaniactwo dodają mu jedynie uroku, a szczere przywiązania do tradycji, w której został wychowany pozwoliło mu dobrze wykorzystać okazje daną przez brytyjską armię.

Polecam wszystkim miłośnikom orientalnej egzotyki, opowieści o dorastaniu i przyjaźni oraz tym, którzy lubią wędrować.

Pozdrawiam,
Kura Mania.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

2 komentarze:

  1. Pięknie piszesz o książce i od razu widać Twój zachwyt książką, jednak ja się nie czuję przekonana. Chyba nie mój temat po prostu:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem książka oczarowany, ale jest ona dosyć specyficzna i myślę, ze nie każdemu do gustu przypadnie. Swoja przygode z Kiplingiem dopiero zaczynam, wiec może kolejna jego powieść bardziej przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!