niedziela, 13 grudnia 2015

Kurczę czytane: ‘The Snowman’ Raymond Briggs



tło jest zielone...

Co robią dzieci, kiedy budzą się rano, a na dworze wszystko przykryte jest ciągle padającym białym puchem? Pewnie jeśli to rodzeństwo lub przyjaciele to rzucają się śnieżkami. A jeśli jest to chłopiec, który mieszka tylko z rodzicami? Lepi bałwana, oczywiście. Ulepienie porządnego bałwana z mandarynkowym nosem, oczami i guzikami z węgla oraz czapką i szalikiem zajmuje sporo czasu. Chłopcu zajęło to cały dzień. Po tak wyczerpującym dniu szybko zasypia, ale coś jednak budzi go w środku nocy. Tknięty jakimś przeczuciem wybiega na dwór, a tam okazuje się, że bałwan ożył! Z uprzejmym uchyleniem kapelusza wita się z chłopcem, a ten zaprasza go do domu. Bałwana wszystko interesuje – jak działa lampa, kuchenka, lodówka. Idą do pokoju rodziców, a potem pobawić się zabawkami. W ramach rewanżu bałwan zaprasza chłopca w magiczna podróż – lecą ciemną nocą wśród śniegowej zawieruchy. Przy pierwszych brzaskach słońca wracają do domu – bałwan na swoje miejsce na zaśnieżonym trawniku, a chłopiec do łóżka złapać kilka godzin snu. 

‘The Snowman’ Raymonda Briggsa od momentu pierwszej publikacji w roku 1978 nie wyszedł z druku. Oprócz klasycznej wersji książki, są wersje z klapkami, pop-upowe, primery. Historia została zekranizowana, a w Stanach nawet nominowana do Oscara. Jest też musical i przedstawienia teatralne. Nie mówiąc już o mnóstwie gadżetów z pluszowym bałwankiem na czele. Jest też nowa część ‘The Snowman and the Snowdog’. W czym tkwi siła tej opowieści? 

nie ma to jak kąpiel w zamrażarce
Myślę, że w tym, że jest to w sumie bardzo prosta historia o spełnieniu jednego z podstawowych marzeń dzieciństwa – o zabawce, która ożywa. W tym przypadku jest to śniegowy bałwan, ale co to za różnica? Dziecko przeżywa wspaniałe przygody ze swoim przyjacielem w świecie pełnym magii i niedostępnym dla dorosłych.
Dodatkowym atutem jest fakt, że jest to opowieść stricte obrazkowa bez jednego słowa co daje dużo możliwości do interpretacji i dostosowania poziomu skomplikowania historii do wieku czytelnika. No i oczywiście, taki mały czytelnik może sam „czytać” książkę czy to samemu sobie czy mamie, tacie lub rodzeństwu. Fajna opcja, z której bardzo często korzysta mała Mimi.
No i sam zimowy temat świetnie współgra z okresem świątecznym. Choć pewnie moje dziecko śnieg będzie znało jedynie z książek i filmów, bo szału w Anglii z zimą nie ma. Ale bałwanek jest tak uroczy i sympatyczny, że troszkę nam rekompensuje brak zimowej aury.

Mimi stwierdziła, że to dom Alladyna
Staroświeckie rysunki jakby zrobione kredkami ołówkowymi (może i tak było) mają sporo uroku i przypadły do gustu zarówno mi jak i Mimi. Ilustracje są takie lekko rozmazane, bez ostrych konturów i jaskrawych kolorów co nadaje im atmosferę jak ze snu (a może to był jedynie sen?). No i w tej wersji okładka jest cudnie brokatowa i świetnie to wygląda.

W ogóle miałyśmy szczęście, że udało nam się wypożyczyć te książkę z biblioteki, bo w okresie świąteczno-zimowym jest nie do dostania. Na początku myślałam, że mała Mimi nie zachwyci się opowieścią jednej nocy chłopca i bałwanka, ale myliłam się zupełnie. Mimi zachwycona, książki oddać nie chce i żałuję, że tak późno ja poznałyśmy (w zeszłym roku jedynie ja przekartkowałam, nie wiem czemu), bo bym jej zamówiła własny egzemplarz pod Choinkę. A tak to będzie w styczniu. 

Taki zimowy must have do biblioteczki małej Mimi.

Pozdrawiamy,
Mała Mimi i Kura Mania.

PS. Zdjęcia nie oddają uroku ilustracji, bo robię je kartoflem. Na żywo wcale, ale to wcale, nie są niebieskie.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!