Freddie Watson, dwudziestokilkuletni Brytyjczyk, zwiedza
Francję w ramach dochodzenia do zdrowia po załamaniu nerwowym spowodowanym
żałobą po utracie starszego brata, który zginął w czasie walk w I wojnie
światowej. Jadąc samochodem wśród Pirenejów wjeżdża w sam środek zamieci
śnieżnej i prawie, że spada w przepaść. Udaje mu się jednak ujść z życiem i
trafia do górskiej miejscowości akurat w dzień lokalnego święta. Na fecie
spotyka piękną młodą kobietę, Fabrissę, której zwierza się ze swojego cierpienia.
Ona również dzieli się swoimi bolesnymi wspomnieniami. Po wysłuchaniu jej
opowieści Freddie przyrzeka, że odnajdzie ją i jej rodzinę, co jest może dziwną
obietnicą, ale wydaje się być bardzo ważnym dla dziewczyny. Mężczyzna nie
pamięta jak i kiedy trafia do swojego pokoju w hoteliku, gdzie złożony gorączką
wciąż wraca w myślach do pięknej nieznajomej. Kiedy jednak pyta o nią swojej
gospodyni i innych mieszkańców miasteczka nikt nie zna osoby ani rodziny o tym
nazwisku.
Kim była dziewczyna? Czy to jej głos słyszał po wypadku w
górach? I dlaczego nieznajoma spytała się Freddiego czy potrafi on rozróżnić
rzeczywistość od snu? Freddie postanawia dotrzymać słowa danego Fabrissie, ale
nie ma pojęcia, że będzie musiał odkryć tajemnicę sprzed wielu, wielu lat, o
której pamięć przetrwała jedynie u starszych, bardziej zabobonnych mieszkańców
gór.
Kate Mosse stworzyła niezwykłą opowieść w starym stylu, w
której nie do końca wiadomo co jest realne a co jedynie wytworem umęczonego
umysłu. Jest to opowieść o nieutulonym żalu, o życiu w cieniu bolesnej,
nieodwracalnej straty, ale i przekazuje pewne szersze, uniwersalne wartości.
Problem wojny i straty, które ona generuje jest takim, który
nie zmienia się niezależnie od momentu w historii, w którym się znajdujemy. Czy
to siedemset lat temu w czasie wojen religijnych czy w XX wieku po dwóch wielkich
wojnach, ludzie tak samo cierpieli i tak samo dotkliwie odczuwali ból po
utracie ukochanych osób. Zmienia się zasięg wojen, broń, którą walczą
żołnierze, skala manewrów, ale głód, ból, żałoba pozostają niezmienne.
‘The Winter Ghosts’ to opowieść łącząca realizm i magię,
rzeczywistość namacalną z tą duchową i chociaż nie do końca wiadomo czy Freddie
faktycznie rozmawiał z Fabrissą czy była jedynie zwidem umęczonego,
rozgorączkowanego umysłu to jedynie dodaje to tajemniczego uroku powieści. Jest
w niej jakaś baśniowość, senność ze szczyptą grozy, która wytwarza niecodzienną
atmosferę.
‘The Winter Ghosts’ nie jest jednak idealne. Gdyby nie to,
że autorka specjalnie stylizuje tekst na taką opowieść o duchach troszkę w stylu
Henry’ego Jamesa to powiedziałabym, że trąci ona myszką. Lekko rozwlekła, lekko
staromodna, ale oddająca klimat dawnych powieści z lajcikowym elementem
nadnaturalnym.
Szybka lektura na zimowy, wietrzny wieczór.
Polecam wszystkim miłośnikom lekko staroświeckich opowieści
o duchach, tym, którzy nie lubią się bać, ale mają ochotę na pewną dozę nadnaturalnych
emanacji oraz tym, którzy lubią dokańczać sprawy.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Tej autorki czytałam również "Labirynt" kilka lat temu i bardzo mi sie podobał. Kate Mosse bardzo dobrze wychodzi łączenie wątków dramatycznych z (jak dla mnie) małą znaną historią Francji.
M.
Książkę przeczytałam w ramach wyczytywania domowych zapasów.
Podobała mi się ta historia, zresztą "Labirynt" też. Takie klimaty historii i tajemnicy lubię..
OdpowiedzUsuńtommy z Samotni
Mam nadzieję ze cała twórczość autorki jest utrzymana w takim klimacie, bo mam zamiar przeczytać resztę.
Usuń