Lewis Carroll opisał co się przydarzyło Alicji po tym jak
wpadła do Krainy Czarów przez króliczą norę. Ale czy nikt nie szukał małej
dziewczynki, która nagle zniknęła? Tym właśnie zajął się Gregory Maguire i
opisał w swojej najnowszej powieści nie tylko to jak zareagowała rodzina Alicji
na jej zniknięcie, ale i również przygody Ady, koleżanki Alicji, która również
wpadła w króliczą norę, kiedy szukała swojej towarzyszki zabaw. Jednakże Ada
nie jest taka jak Alicja, brak jej błyskotliwości umysłu, bystrości, wyobraźni,
a nawet sprawności fizycznej. Jedyne co ją wyróżnia to rodzaj metalowego
szkieletu czy ortezy, która ma za zadanie trzymać w pionie jej słaby kręgosłup.
Jak więc zareaguje na dziwność i absurdalność krainy, w której się znalazła? I
czy znajdzie Alicję?
Opis powieści mnie zaintrygował, okładka wpadła w oko, a
przyjemnie duża czcionka sprawiła, że nie namyślając się długo wypożyczyłam ją
z biblioteki (tak jakbym nie miała co czytać, no naprawdę). Niestety, niestety,
jakże prawdziwe jest powiedzenie, żeby nie sądzić książki po okładce.*
Po wpadnięciu do Krainy Czarów Ada próbuje odnaleźć Alicję.
Spotyka znane nam z oryginalnej powieści postaci takie jak Szalony Kapelusznik
czy Kot z Cheshire. Nie robi jednak na niej absurd wypowiedzi tudzież dziwność
zachowania napotykanych postaci żadnego wrażenia. Ada jest dobrze wychowana,
grzeczna i w sumie nudna. Wszystko jest
dowcipne, śmieszne i inteligentne, ale miałam wrażenie, że najlepiej przy tej
powieści bawił się sam autor.
Perypetie Ady przeplatane są rozdziałami poświęconymi temu
co wydarzyło się pod nieobecność dziewczynek głównie w domostwie Alicji. Jest
więc jej starsza siostra Lydia, która chce już być dorosła, ale ma jedynie
piętnaście lat. Nie jest już dziewczynką, ale brakuje jej jeszcze doświadczenia
i lat, żeby stać się kobietą, panią domu. Po niedawnej śmierci matki ciężko jej
podejmować słuszne decyzje. Ojciec dziewczynek jest typem uczonego, który
raczej nie zwraca uwagi na przyziemne problemy związane z prowadzeniem domu i
wychowywaniem córek. Co więcej, poznajemy rodzinę akurat w trakcie wizyty
wielkiego uczonego, Charlesa Darwina, który przyjechał wraz z panem Winterem i
jego podopiecznym, Siamem, czarnoskórym chłopcem. Wizyta ta wprowadzona
dodatkowe napięcia między domownikami a gośćmi. Muszę przyznać, że właśnie te
rozdziały poświęcone skomplikowanym stosunkom społecznym panującym w Anglii lat
60. XIX wieku najbardziej mnie zainteresowały.
I wszystko byłoby dobrze, ale autor ma ten sam problem co twórcy
nowego sezonu Z Archiwum X** – nie może się zdecydować o czym ma być ta
książka. Czy o metamorfozie Ady, której podlega w Krainie Czarów? Dziewczynka
pierwszy raz jest bez opiekunki i musi sama sobie dawać radę w obcym świecie.
Ale może jednak ta powieść jest o dwóch Oxfordzkich rodzinach z lat 60 XIX
wieku? O tym jakie panowały ówcześnie stosunki społeczne, jak zapatrywano się
na rewelacje Darwina? A może o dojrzewaniu? O tym jak dziewczynka zmienia się w
kobietę, o strachu przed dorastaniem? Czy po prostu o tym jak żałośni są
dorośli? Kto wie o czym jest ta książka ręka w górę. Lepiej by było zostać przy
jednym temacie niż wciskać tysiąc innych w książkę, która ma 250 stron i to
dużą czcionką. Szczególnie, że żaden temat nie jest dobrze zarysowany, ani w
skończony.
Jak dla mnie było w ‘After Alice’ za dużo sennej atmosfery,
niepotrzebnych i w sumie nic nie
wnoszących w akcje komplikacji, zbyt dużo obrazów, za mało treści. I stanowczo
za dużo słów. Powieść podzielona jest na krótkie rozdziały, a część z nich
kompletnie nic nie wnosi do fabuły. No naprawdę jest taki rozdzialik, który
zajmuje dwie strony, który kompletnie nie łączy się z akcją powieści i, który
czytałam dwa razy, bo myślałam, że może nie zrozumiałam, że może opuściły mnie
siły umysłowe i zdolność czytania w języku angielskim. Ale okazało się, że to
jednak autor postanowił wrzucić garść swoich przemyśleń do książka, gdzieś tak
w połowie, nie do końca łącząc je z fabułą. Zresztą autor dosyć udanie maluje
pewne obrazy, ale są one zbyt nieuchwytne, za mało obsadzone w świecie
powieści.
Co chyba ważne ta senność atmosfery o której wspomniałam
jest cechą świata Lydii, czyli tego realnego, niż świata, w którym znajduje się
Ada, który jest bardziej absurdalny, ale jakiś taki jednocześnie rzeczowy. To
plus. Bo w końcu kto kogo śni?
Z tego co się dowiedziałam to autor jest całkiem znany i
lubiany dzięki swojej tetralogii o świecie Krainy Oz, ale ten retelling (jeśli to jest retelling) coś mu nie wyszedł. Nawet nie
jest to książka tak zła, żeby się emocjonować. Po prostu ani ziębi ani grzeje.
Acha, no tak, nie było jednak tak źle – jest jedna całkiem
niezła scena. Co prawda pod sam koniec, ale zawsze.
Polecam wszystkim fanatycznym
miłośnikom Alicji w Krainie Czarów.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
*Tak jak w przypadku „Wichrowych Wzgórz” Emily Bronte z
serii Świata Książki Angielski Ogród. Sądząc po radosnej,
pomarańczowo-kwiecistej okładce jest to przyjemna opowieść o angielskim
majątku. A nie jest.
** Twardo oglądam nowy sezon, chociaż szkoda, że aż tak
bardzo słabe są te odcinki. Czy to ma być serial o kosmicznym zagrożeniu,
nadnaturalnej obcości czy raczej o nieprzerobionym poczuciu winy Scully, że
oddała dziecko do adopcji? Szczególnie, że ona rozpacza, a on wspiera mając
minę pt. mógłbym teraz pić whisky w barze. Ech. Zapraszam do oglądania w każdy
wtorek na Fox.
M.