Trzydzieści pięć lat po wydaniu pierwszej powieści
Murakamiego doczekała się ona premiery w Polsce (co nie oznacza, że jesteśmy w
tyle, wręcz przeciwnie). Książka od razu po premierze zakupiona czekała na swój
czas. Jako, że Murakami to mój najulubieńszy autor bałam się sięgać po jego
debiutancką powieść, bo może nie jest tak perfekcyjna jak inne? (Jeśli chodzi o
obiektywizm w przypadku tego pisarza u mnie on nie istnieje). I tak
przekładałam książkę z miejsca na miejsce wzdychając, aż wyzwanie GRA W KOLORY
zmobilizowało mnie do przeczytania tej pozycji. Oczywiście, nie żałuję.
Pierwsza część książki pt. „Słuchaj pieśni wiatru” jest
troszkę chaotyczną opowieścią o przyjaźni między dwoma młodymi mężczyznami.
Jednego z nich, Szczura, znamy z powieści „Przygoda z owcą”. Drugim jest
narrator opowiadający nie tylko o jego spotkaniach ze Szczurem przy piwie i
orzeszkach w Jay’s Bar, którego właściciel Chińczyk mówi lepiej po japońsku niż
rodowici Japończycy, ale i wtrąca fragmenty poświęcone swojemu pisaniu jak i
twórczości Dereka Heartfielda. Nie do końca łączą się one z resztą historii,
ale jest to charakterystyczne dla stylu Murakamiego. Cała opowieść jest
przesiąknięta melancholią i jakby zmęczeniem charakterystycznym dla schyłku
lata. To ten moment, w którym wiemy, że mamy jeszcze wolne, ale że już nie
długo musimy wracać – do domu, pracy, na studia – i wszystko to nas lekko
przygnębia.
Druga część to „Flipper roku 1973”. Główny bohater prowadzi wraz z kolegą biuro tłumaczeń, gdzie zarabia
wystarczająco dużo, aby wystarczało mu na wszystko czego potrzebuje. Dodatkowo
w jego życiu pojawiają się tajemnicze siostry bliźniaczki, które wprowadzają
się do jego mieszkania na pewien czas, po którego upływie po prostu wracają do
miejsca z którego przyszły. Główną osią historii jest jednak jego poszukiwanie
pewnego specyficznego rodzaju flippera, który jest prawdziwym rarytasem, rzadko
spotykanym. Odegrał on ważną rolę w życiu głównego bohatera, a jego ponowne
ujrzenie staje się przedziwnie silnym pragnieniem. Jako smaczek dostajemy
całkiem spory kawałek historii flipperów.
Znalazłam w tej niedługiej książce wszystko to za co kocham
Murakamiego – spokojną narrację, fabułę prostą i skomplikowana jednocześnie, bo
opowiadającą o życiu z jego dziwnostkami, przypadkami i pozornie błahymi
wydarzeniami. Opowieści okraszone są jak zwykle odniesieniami do kultury –
muzyki, filmu, literatury – jak i historii. Miłośnicy twórczości Murakamiego
znajdą nawiązania do jego późniejszych powieści. Oczywiście, wiem, że często
oskarża się tego pisarza o pisanie o niczym, ale według mnie skupia się on na opowiadaniu
różnych prawd o życiu takim jakie jest. Pełne smutku, samotności, ale i
przyjaźni, wypełnionego prostymi czynnościami takimi jak słuchanie muzyki,
piciem piwa, gotowaniem, ale i skomplikowanymi związkami i trudnościami w życiu
osobistym. Kiedy pomyślę sobie, że tak świetny miał Murakami debiut to aż
ciarki przechodzą. Przesmakowita lektura.
Polecam wszystkim miłośnikom spokojnej narracji, nietypowych
relacji międzyludzkich oraz tym, których życie wypełnia smutek, samotność i
dziwne wydarzenia.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Cieszę się bardzo, że moje wyzwanie zmobilizowało Cię do sięgnięcia po debiutancką powieść Twojego ulubionego autora.
OdpowiedzUsuńA jeszcze bardziej cieszy mnie to, że książka Ci się spodobała :)
No ja chyba jakiś tekst dziękczynny napisze jak wyzwanie się skończy, bo przynajmniej znów zaczęłam czytać książki "z polki" :D
OdpowiedzUsuń