piątek, 5 lutego 2016

‘Isla and the Happily Ever After’ Stephanie Perkins - Anna and the French Kiss #3




Kiedy niespełna osiemnastoletnia Isla wchodzi do pobliskiego bistro o nazwie Kismet i widzi tam Josha, w którym kocha się od trzech lat wydaje się to spełnieniem jej marzeń. Niestety, Isla jest na lekowym haju po wyrwaniu zęba i trochę bredzi, trochę się zawiesza, a w końcu zasypia. Uznaje to spotkanie za kolejną porażkę, więc, kiedy zaczyna swój ostatni rok w amerykańskiej szkole w Paryżu staje się unikać Josha. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ tak jak i ona kończy on w tym roku szkołę. 

Marzenia jednak się spełniają i tak od słowa do słowa uczucie  między parą Amerykanów wybucha. Wydają się być dla siebie stworzeni, a wspólny wypad do Barcelony jedynie to potwierdza. Nawet wydalenie Josha ze szkoły po kolejnym złamaniu jej regulaminu jakim był wyjazd za granicę i trudności w komunikacji z Islą po zarekwirowaniu przez matkę chłopaka jego telefonu wydają się być jedynie kolejną trudnością, którą ich miłość pokona. Jednak czy miesiąc szalonego zakochania wystarczy na pozostały rok rozłąki? Czy może jednak ta rozłąka uświadomi zakochanym, że jednak czegoś w ich związku brak?

To ostatnia część trylogii Stephanie Perkins opowiadającej o perypetiach uczuciowych nastolatków, których łączy para Anny i St.Claire’a. W tej części autorka koncentruję się na Joshu, nastoletnim artyście, który po skończeniu szkoły przez resztę przyjaciół ze swojej paczki sam musi zmierzyć się z ostatnim rokiem w szkole, której nie znosi i w której czuję się do głębi samotny. Opowieść opowiedziana jest z perspektywy Isli, o której uczuciu do Josha dowiadujemy się już w pierwszej części dzięki króciutkiemu epizodowi. Czas akcji jest mniej więcej równoległy do tego z drugiej części, czyli z ‘Lola and the Boy Next Door’. 

I tak jak część poświęcona Loli bardzo mnie rozczarowała to ta o Isli znów powróciła mi wiarę w autorkę. Oczywiście, tradycyjnie już ciężko mi znaleźć argumenty na plus, mimo tego, że książka ogromnie mi się podobała, za to mam na pęczki tych negatywnych. Give me the strenght to deal with this bullshit, czyli jak to jest, że czytając powieści Perkins je tak lubię, a chwile po skończeniu pisząc o nich tekst tak bardzo mieszam je z błotem – to powinien być nagłówek tego postu. Paradoks Perkins.

Zacznę od pozytywów. Znów mamy piękny Paryż, choć potraktowany trochę bardziej po macoszemu niż w pierwszej części. Znów mamy Josha, który od razu mi się spodobał – artysta tworzący powieść graficzną o swoim życiu w szkole w Paryżu, świetnie ubrany i inteligentny. Powieść znów była zabawna, ale nie aż tak jak Anna. Na dodatek, wydała mi się trochę bardziej dojrzała. Isla, pomimo swoich ukrytych kompleksów, świadoma jest swojej urody i seksapilu, a temat seksu nie jest jakoś szczególnie omijany. Wręcz przeciwnie. Tak jak Anna była funny, Lola była too much, to Isla jest sexy. Nie jest to żadne tam epatowanie seksem, a jedynie zaznaczenie, że i ta sfera życia człowieka istnieje, a miłość nie ogranicza się do słodkich słówek, trzymania za ręce i pocałunków. Oczywiście, na plus muszę policzyć tak że i to, że zarówno Isla, jak i oczywiście Josh są fanami komiksu. Co prawda, Isli pierwsza miłością są powieści przygodowe, ale i dobrą powieścią graficzną nie pogardzi. (Zresztą oba gatunki są w powieści bardzo ważne. Komiks najpierw dzieli, a potem łączy, a zamiłowanie bohaterki do powieści przygodowych jest o tyle ważne, że Isla nie za bardzo lubi przeżywać przygody woląc o nich czytać).

Autorka zarysowuje również problem pewnego rozdarcia Isly pomiędzy dwa kraje, w których spędziła równie dużo czasu – Stany i Francję. Ciężko jest jej określić, które z państw jest jej bliższe sercu i w, którym jest jej dom. Nie zawsze fakt „międzynarodowości” jest pozytywny, czasem przysparza jedynie problemów z określeniem własnej tożsamości.

Za to najbardziej drażniła mnie pewna niekonsekwencja autorki. Na początku poznajemy Islę jako dziewczynę ogarniętą obsesyjną miłością czy zauroczeniem Joshem, której nie jest ani fajne ani zdrowe. Rozumiem co oznacza nieszczęśliwa miłość, nietrafione zakochanie się w osobie, która nie dość, że nie odwzajemnia naszego uczucia to nawet nie zdaje sobie o nim sprawy, ale naprawdę Isla za bardzo szaleje. Potem, nagle, niespodziewanie się zmienia i kiedy jest już z Joshem w niczym nie przypomina tej dziewczyny ogarniętej obsesją z pierwszych stron. No jak miał im ten związek wyjść jak bazą do niego było trzy lata zadręczania się Isly i dotkliwa samotność Josha spowodowana wyjazdem przyjaciół? 

Ciekawy jest moment, w którym znajduje się Josh, jego samotność, niechęć do szkoły, ale i brak samokrytycyzmu co do podjętej decyzji o uczeniu się we Francji. Jeśli chodzi o Islę, jej postać poprowadzona jest dziwacznie. Najpierw obsesja na punkcie chłopaka, potem, że niby pewność siebie i kobiecość, ale tak w ogóle to brak planów na przyszłość, niepewność co do własnej wartości i niby to głęboko ukryte kompleksy, których czytelnik w ogóle się nie spodziewa, aż do pamiętnego monologu w limuzynie. No bo jak ona może być taka pewna siebie, eksponująca swoja kobiecość, itp., kiedy jest z Joshem w Paryżu i tak zupełnie inna, kiedy widzi się z nim po pewnym czasie? Ok., rozumiem, że miał w tym udział przeczytania powieści graficznej Josha, która nic nie ukrywała, a wręcz obnażała jego całego, ale helloł?! 

Kolejna sprawa to Kurt, przyjaciel Isly. Nie mam problemu z tym, że ma on autyzm, ale mam wrażenie, że autorka na siłę wepchnęła mu tę chorobę, która w sumie nic do powieści nie wnosi, po to, aby wszyscy byli zadowoleni. Była matka z rakiem, małżeństwo gejowskie, to i teraz autyzm będzie jak znalazł. 

A już ostatnią irytująca mnie rzeczą były te częste łzy w oczach Josha. Matkobosko, co to ma być?

Oczywiście, autorka świetnie oddała te nastroje męczące nastolatków, niepewność co do jutra, przymus podjęcia decyzji w wieku, kiedy nie zawsze wie się kim jest się tak do końca. Myślę, że problemem w odbiorze tej powieści czy serii jestem ja, bo okazało się jednak, że wolę bardziej dojrzalszym bohaterów (nie chodzi mi o wiek), z głębią, choćby i mroczną. 

Polecam nastolatkom, niech sobie poczytają o takich związkach jak z marzeń to potem zderzenie z rzeczywistością będzie jeszcze boleśniejsze oraz tym, którzy lubią takie romanse z nutką melodramatu i romantycznym miastem w tle.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

PS. Ale i tak bardzo mi się ta książka podobała! (I weź tu czytaj Kurę, sama nie wie co pisze).

PS. A Ty znasz takie książki, które niby wcale nie za dobre, ale jednak ujęły Cię wbrew wszelkim brakom czy słabościom?

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!