poniedziałek, 12 października 2015

Zbrodnia w Kurniku: „Arena szczurów” Marek Krajewski








Jest rok 1948. W nadmorskim Darłowie, w którym rządzą przedstawiciele nowego reżimu mieszka Edward Popielski, który ukrywa się przed wojskiem i nowymi władzami przybierając imię Antoni Hrebecki i nauczając na początku łaciny, a potem matematyki w lokalnej szkole. 

Jednak stary lwowski komisarz zamiast skupić się na korzystaniu z uroków nadmorskiego miasteczka plażując i zażywając kąpieli dopuszcza do głosu policyjny instynkt. Na prośbę znajomego lekarza podejmuje się śledztwa mającego na celu znalezienie brutalnego zwyrodnialca, który nie tylko gwałci, ale i dotkliwie gryzie kobiety zarażając je śmiertelną chorobą. Doktor ma swoje podejrzenia co do osoby gwałciciela, a Popielski podążając za tym tropem wpada w sam środek szamba, którego smród przyklei się do niego już na zawsze. Wchodząc w sam środek rozgrywki między mniej lub bardziej szarymi eminencjami miasta ze starszego nauczyciela zamieni się w starożytnego gladiatora. Nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz w tak brutalny sposób zostanie postawiony przed moralnym dylematem od którego będzie zależało nie tylko jego życie, ale i życie innych ludzi. 

No cóż, „Arena szczurów” reklamowana jest jako „najbardziej mroczny z kryminałów Marka Krajewskiego”. Czy jest mroczny? Raczej brutalny, drastyczny, krwawy i… smutny. Nie będę zdradzać czym jest tytułowa arena szczurów, ale dostałam porządną dawkę posoki, niesprawiedliwej krzywdy ludzkiej, gwałtu i utraty niewinności. Nie zszokowały mnie, bo też i nie było żadnego niepotrzebnego epatowania okrucieństwem. Autor zadbał by każdy element miał swoje miejsce w fabule. Dlaczego powieść ta wydała mi się smutna? Nie, nie dlatego, że znów najbardziej cierpią niewinni i już pokrzywdzeni. Jest smutna z racji czasów, w którym się rozgrywa. Nie pierwszy to raz czytam kryminał, który rozgrywa się w czasach powojennych i w porównaniu z tymi przed II wojną światową, które wydają się szlachetniejsze w pewien sposób jest to czas smutny, wypełniony beznadziejnością, skarlały. Tak było w „Haiti” Wrońskiego, tak jest w „Arenie szczurów” Krajewskiego. Chamstwo, okrucieństwo i pycha nowej władzy zabiła w ludziach nie tylko godność, ale i poczucie szacunku zarówno do innych, ale i do siebie.  

Popielski jawi się nam tu jako ostatni sprawiedliwy, który nie mając nic do stracenia oprócz życia wypełnia swoją misję, czyli wymierza sprawiedliwość, do końca. Nie jest to droga łatwa, ale innej nie zna. Po wszystkim zostawia nas z pytaniem „Czy można dla ocalenia własnego życia zabić niewinnych ludzi?”. Autor odbiega od typowego kryminału, bo śledztwo Popielskiego właściwie nie istnieje (dowiaduje się przecież od doktora kim jest gwałciciel), ale i więcej jest tu wątków moralno-psychologicznych niż tych typowo kryminalnych.

Akcja dzieje się dwutorowo – współcześnie, kiedy to Wacław, syn Popielskiego, próbuje odkryć prawdę o pobycie swojego ojca w Darłowie i w 1948 kiedy dzieje się akcja „właściwa” poznawana również z fragmentów dziennika byłego komisarza. Bardzo fajny zabieg pozwalający na bliższe poznanie Wacława i ukazujący Łyssego z innej perspektywy.  Szczególnie zaciekawiła mnie postawa Wacława wobec ojca, ale cicho sza! więcej nie napiszę.

Mam problem z tą powieścią. Z jednej strony jest to w końcu mój ukochany Krajewski, który sprawił, że namiętnie pokochałam polski kryminał. Z drugiej jednak strony, pomimo tego, że każda scena ma sens, ogólnie nie ma tu ani zagadki, ani śledztwa. Troszkę jakby autorowi zabrakło pomysłów. Możliwe jednak jest też i to, że nie ma już Krajewski ochoty na pisanie kryminałów, a jedynie na przedstawienie określonej historii (z czasem jednak powtarzającymi się elementami) w dowolny sposób nie przejmując się szufladkowaniem. No i jeśli chodzi o Popielskiego to  jednak wolę wcześniejsze tomy jego  przygód , które więcej miały wspólnego z kryminałem niż „Arena szczurów”.

Chodzą słuchy, że to już ostatnia część przygód Łyssego. No cóż, nawet jeśli to Krajewski kończy je w  dobrym stylu. Może nie kryminalnym, ale obyczajowo-psychologicznym. 

Polecam wszystkim fanom powieści obyczajowo-psychologicznej z motywami kryminalnymi oraz tym, którzy nie krzywią się na widok lub opis rzek krwi i fekaliów. Ale cykl o Popielskim zacznijcie jednak od wcześniejszych powieści tego autora.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!