czwartek, 15 października 2015

"Hotel Finna" James Joyce ('Finn's Hotel')





Berkeley, boss nad bossy panboskiej ferajny, zdziojdziały arcydruid irlandzkiego bozibozikultu, w swojej heptachromatycznej, siedmiobarwnej opończy czerpożółzieniebindyfiowej wyjaśniał tedy Patrykowi, walbionemu I wmilczonemu, czym są iluzyje barwnego boziświata (…)

Tak właśnie rozpoczyna się „Hotel Finna”, czyli zbiór dziesięciu utwór napisanych przez Jamesa Joyce’a i publikowanych głównie w czasopismach i magazynach literackich już po wydaniu „Ulissesa”. Opublikowane w 50 lat po śmierci pisarza pokazują jak zmienił się sposób jego pisania od „Ullissesa” do ‘Finnegans Wake’. 

Wypełnione charakterystycznym językiem pełnym neologizmów i zbitek wyrazowych oraz przenikaniem jednych bohaterów w drugich z płynną, spiralną narracją nie są najłatwiejszym wyborem czytelniczym. Bez wyraźnie zarysowanej fabuły i bohaterów są raczej pochwałą na rzecz języka niż przekazem jakichś ważkich idei.

Oczywiście, nie są to utwory całkowicie pozbawione fabuł. Joyce nawiązuje jak zwykle do religii, historii i tradycji irlandzkich, jak i do znanych ówcześnie postaci. Sięga głęboko w przeszłość mieszając ją ze współczesnością (jak np. w opisie nawracania przez Irlandię opisaną osobą biskupa irlandzkiego św. Patryka). Powracają postaci Tristana i Izoldy przedstawione na kilka różnych sposobów. Znajdziemy też bohaterów, którzy pojawiają się w późniejszym dziele, czyli „Finnegans Wake” (np. Anna Livia Plurabelle).
„Hotel Finna” to nie tyle co pomost między „Ulissesem” a kolejnym jego dziełem, a zapowiedź czegoś nowego i świeżego. Tak jak „Stefan bohater” był zapowiedzią „Portretu artysty  w czasach młodości”, oraz ‘”Giacomo Joyce” zapowiadał „Ulissesa” tak i te „wprawki” pokazują co chodziło po głowie pisarza podczas tworzenia  nowego dzieła. Joyce często wraca do swoich pomysłów, historii znanych z wcześniejszych utworów pokazuje w zupełnie nowy sposób,  tak więc i utwory zebrane w tym wydaniu znalazły swoje miejsce  w ten czy inny sposób w ‘Finnegans Wake’.

Przeczytałam i doceniłam na tyle na ile moje skromne wykształcenie pozwala mi docenić wielopiętrowe nawiązania kulturowo-literackie i skrzące się inteligencją neologizmy. Jak zwykle Joyce pokazał jak można bawić się słowem i jak bardzo plastyczny może być język. I to bardzo mi się spodobało. Posłuchaj tylko tego „władcze lazurowe oczy jak tymianek z pietruszką” lub „błękiceaniczny brokat”. 

Na pewno kiedyś sięgnę po oryginał, bo Joyce’a najlepiej czytać w oryginale i to na głos, aby docenić jego styl. W polskiej edycji urzekła mnie szalona jak i te utwory okładka oraz wyklejka. Plusem jest też posłowie tłumacza, które pozwala na głębsze zrozumienie zaprezentowanych tekstów.

Polecam wszystkim fanom Joyce’a, tym, którzy zmęczenie tradycyjną formą narracji mieliby ochotę na mały szalony i ekscentryczny przerywnik, jak i tym, którzy chcieliby sprawdzić czy ‘Finneganów Tren” to ich cup of tea.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

2 komentarze:

  1. Cała twórczość Joyce'a (i narracyjna kreatywność) budzi mój olbrzymi respekt.
    Napisz proszę, kto jest autorem przekładu "Hotelu Finna".
    pozdrawiam
    tommy z Samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale miałam problemy natury technicznej.
      Autorem przekładu jest Jerzy Jarniewicz i musze przyznać, że nie kojarzyłam tego pana wcześniej wcale.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!