sobota, 5 września 2015

Zatrważający STOS, czyli jak resztki mojej silnej woli rozpłynęły się w niebycie.




Wiedziałam, że w Polsce kupię kilka książek. Oprócz spędzenia czasu z moją rodziną była to rzecz na którą bardzo czekałam. Miałam również w planach pożyczenie kilku książek od mamy. Nie spodziewałam się, że aż TAK poszaleję. Pal licho cały ten wydany hajs, ale jak ja miałam zamiar to wszystko wziąć ze sobą do Anglii to nie miałam pojęcia. Oczywiście, wszystkiego nie wzięłam, ale większość rozlokowałam między paczką a bagażem.

Patrzcie i podziwiajcie :D

Zakupy własne:

„Wakacje Fryderyka” Walter R. Brooks – już od dłuższego czasu chciałam się zapoznać z tym zwierzaczkiem, a cena 10 zł za egzemplarz w Matrasie sprawiła, że akurat ta część trafiła do mnie.

„Czarna bandera niesie śmierć” oraz „Morderstwo pod choinkę” to kolejne części z serii o detektywce-dziennikarce napisane przez Carolę Dunn, które kiedyś mi się nie podobały, a teraz z przyjemnością przetykam nimi poważniejszą lekturę. Upolowane w antykwariacie tak jak „agatki”, czyli „Podróż w nieznane”, „Dwanaście prac Herkulesa” i „Niemy świadek” Agathy Christie, które dołączyły do mojej wielkiej nieprzeczytanej kolekcji kryminałów tej pisarki.

Kolejne dwa tytuły, czyli „Jane Austen i jej racjonalne romanse” Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej oraz druga część cyklu o Takeshim Mai Lidii Kossakowskiej to specjalne prezenty ode mnie dla mnie. Wzdychałam do tych książek długo i wreszcie mam! Pewnie pójdą na pierwszy ogień. Zresztą tak jak „Ręka” Mankella, którego to autora kocham i uwielbiam i ciągle kolekcjonuję.

Alex Kava i „Śmiertelne napięcie” to książka kupiona wraz z gazetą kulinarną. Jeszcze w liceum zakochałam się w powieściach Kavy, ale potem jakoś nasze drogi się rozeszły. Chętnie przeczytam.

Teraz dwie pozycje, których zakup napawa mnie satysfakcją. „Stracone złudzenia” Balzaca i tetralogia o Klaudynie Colette. Nie miałam w planach, ale 10 zł za pierwszy tytuł i 15 zł za drugi (przeceniony z 99 zł!) sprawiły, że na ich widok uśmiecham się z zadowoleniem kota objedzonego śmietanką. I tak jak mleko rujnuje wątrobę kotów tak zakupy książkowe rujnują mój portfel. Acha, oba zakupy wraz z „Płatkami na wietrze” Andrews kupione w Media Markcie, który zawsze mnie zaskoczy jakąś fajną promocją.

Mam też kilka pożyczek. Te od mamy to „Lewiatan” i „Gambit turecki”, czyli drugi i trzeci tom o przygodach Erasta Fandorina napisanych przez Borisa Akunina (pierwszy, przeczytany w Polsce już opisany) i „Północ i Południe” Gaskell, którą mama kupiła dla mnie w Biedrze, ale tak się powieścią zachwyciła, że już jest jej, a ja to mogę sobie najwyżej pożyczyć.

Pożyczyłam też kilka książek od dziadka serii z Salamandrą, do której mam sentyment, bo moja babcia ją zbierała i teraz, po jej śmierci, bardzo mi się z nią kojarzy. Są to „Pejzaż w kolorze sepii” Kazuo Ishiguro, którego czytałam chyba tylko jedną książkę, „Kroniki portowe” Anne Proulx o których słyszałam wiele dobrego oraz „Ubik” Philipa K. Dicka, który jest całkowicie poza strefą moich zainteresowań, ale jest jakby taką klasyką s-f, więc chcę poznać.

Jest też kilka prezentów! „Hotel Finna” Joyce’a, z którym łączy się pewna (nie)zabawna anegdota. Kiedy tylko usłyszałam o premierze tej książki w Polsce poprosiłam mamę, żeby mi ją kupiła (Joyce jest jednym z moich najulubieńszych pisarzy). Mama udała się do Empiku i Matrasa i w obu tych miejscach nie dość, że musiała literować zarówno nazwisko pisarza jak i tytuł to jeszcze panie ekspedientki stwierdziły, że taki tytuł nie istnieje, że nigdy w Polsce wydany nie był i, że może ewentualnie to niech mama sobie na stronie księgarń sprawdzi. To po co obsługa? Po co ekspedientki?

Oprócz nowego-starego-nie istniejącego Joyce’a dostałam od mamy trzy książki, które niby to ja zamówiłam, ale mama opłaciła i mi sprezentowała. Jest to „Jeśli zimową nocą podróżny” Calvino, o którym dużo dobrego słyszałam, a okładka mnie po prostu urzekła, „Hotel Paradise” Marthy Grimes z serii Lato z Kryminałem Polityki oraz „Przestępstwo” von Schiracha wydanej w serii Zima z Kryminałem. A, no i jest jeszcze „Domofon” Miłoszewskiego, który na bezczelna sobie wzięłam, bo mama miała zdublowane egzemplarze.

Oprócz tych wszystkich smakowitości zapragnęłam wziąć jeszcze kilka książek moich, które z braku innego miejsca ciągle są u rodziców. Oprócz „Nadnaturalnego horroru w literaturze” Lovecrafta, zbioru jego opowiadań i „Całusków pani Darling” Musierowicz wzięłam dwa komiksy, czyli „Czerwoną duszę” (Blacksad!) i „Niczym niesamowita rękawica odlana z żelaza”, która ryje mózg. 

Na zdjęciu jest tajemnicza książka stojąca pionowa między komiksami, ale nie mam pojęcia co to może być, bo między zrobieniem tego zdjęcia a pakowaniem książek ta rzecz zniknęła.

Jakość zdjęcia też pozostawia wiele do życzenia, ale było ono zrobione znienacka, bez zastanowienia i na szybko.

Ale, ale, to nie wszystko! Bo przecież jeszcze zrobiłam małe zakupy tutaj, w Anglii. Cały czas czekam na 'Game of Thrones' George R.R. Martina, a reszta... szkoda gadać... skusiłam się i już:

 'Funny Girl" Nicka Hornby'ego to kolejny nabytek do mojej kolekcji książek tego autora. Mam do niego słabość jak do Alexandra McCall Smitha, a blurb o swingujących latach sześćdziesiątych tym bardziej mnie zachwycił. W tym samym charity shopie co Hornby'ego kupiłam drugą część "Gry o Tron" co bardzo mnie ucieszyło!

'The Dragon's Eye' Steera to jakaś fantasy dla młodzieży, ale smok na okładce zachęcił mnie do zakupu. Szczególnie, że książkę upolowałam na półce w moim banku, gdzie za książki płacisz ile chcesz. Możesz tez dokładać swoje, już niepotrzebne.

'Tresure Island' R. L. Stevensona to klasyka w przepięknym, nakrapianym wydaniu. Na razie nie pokażę Ci okładki, bo zasługuje na osobne zdjęcie. A ostatnią książeczką jest kolejna pozycja z Great Food Series Penguina i tym razem to 'From Absinthe to Zest" Aleksandra Dumas, czyli alfabetyczny przewodnik po świecie kulinariów.

Wygrana u Bi Bi - dziękujemy!

No i na deser - książeczki Mimi, czyli miks składający się  z ukochanego Krecika, misi Marysi, różnych smakowitości i nowego odkrycia - Kici Koci. Plus wygrana w konkursie u Bi Bi (zapraszam na bloga!). Jeszcze kilka książeczek znalazłyśmy w charity shopie, ale już nie mam siły ich wykopywać ze stosu zalegającego w kącie pokoju Mimi (chroniczny brak półek!).

Sfotografowanie tego to była mordęga



Jak teraz patrzę na te stosy to wpadam w depresję. No cóż, teraz nie pozostaje nic innego jak czytać, czytać, czytać… No, ale mam jeszcze ten swój jesienny plan (tu). Chyba wyjadę do pustelni z zapasem książek. Tylko wtedy to ogarnę.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

PS. Jestem niepoprawna. Wczoraj przytargałam jeszcze trzy książki. 'The Little Friend' Donny Tartt, której "Szczygła" ukochałam. Nie wiem, kiedy się za to wezmę, bo czcionkę ma diabelską (ściągi robiłam większą!). Oprócz tego 'Underground London' Stephena Smitha, który zachwycił mnie tematem i 'Harry Potter and the Philosopher's Stone" J.K.Rowling. Harry'ego kocham i wielbię, ale po angielsku jeszcze nie miałam ani jednego tomu. A, że na instagramie zostałam zalana tysiącem zdjęć serii o Harry'm z okazji powrotu do szkoły to poczułam, że i ja muszę sobie odświeżyć historię Chłopca, Który Przeżył. Teraz już nie kupuję nic (już mam prawie 300 pozycji na liście książek posiadanych, lecz nieprzeczytanych!).

M.

4 komentarze:

  1. Patrzę i podziwiam! :)
    I łączę się w bólu - mam ten sam "problem", pustelnia mile widziana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to patrzę i się przerażam ;)
      Niestety, z pustelni nici, więc zarywam noce :)

      Usuń
  2. Ile wspaniałości - Dunn, Christie, Mankell, Lovecraft :) Lektur nie powinno Tobie zabraknąć :)
    Ignorancja pracowników empiku i matrasu poraża. Co rzadziej obecnie można spotkać w księgarniach osoby, które naprawdę znają się na książkach..
    pozdrawiam
    tommy z Samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lektur nie zabraknie, ale skąd na nie czas brać? Ale i tak się cieszę, że tyle smakowitości mam - nawet nie mam ochoty kupować już więcej nowych książek (pewnie chwilowe, ale zawsze).

      A co do Matrasa to sytuacja znów się powtórzyła. Mama chciała mi kupić nową książkę Krajewskiego, która wychodzi 14 września i zapytała w Matrasie czy może wiedzą jak się nazywa, bo jej z głowy wypadło i czy mogłaby zamówić wcześniej coby na pewno była. Pani sprzedająca powiedziała, że tytułu nie zna i jak jeszcze nie wyszło to nie można sprawdzić. I znów odesłała mamę do internetów. Nóż w kieszeni się otwiera.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!