środa, 16 września 2015

Agatha Christie, czyli nie ma to jak porządna zbrodnia w starym stylu


żródło


Wczoraj obchodziliśmy 125-lecie urodzin Agathy Christie, zwanej królową kryminału, uwielbianej i czytanej na całym świecie. Jest autorką kilkudziesięciu kryminałów i sztuk teatralnych. Stworzyła dwóch bohaterów, którzy weszli do kultury popularnej na stałe. Jest to starsza pani, detektyw-amator, wszędobylska panna Marple i mały Belg z zadbanym wąsem i umysłem jak brzytwa, czyli Hercules Poirot. Mniej znaną parą jest Tommy i Tuppence, którzy również są bohaterami części jej dzieł. 

Kura świętowała wczorajszy dzień nie czytaniem (bo dopiero co skończyłam ‘The ABC Murders’), ale rozmyślaniem, kiedy to pierwszy raz przeczytała powieść jej autorstwa. Zagwostka. Wreszcie doszłam do wniosku, że mój pierwszy raz to nie był wcale kryminał! To były książki Christie wydane pod pseudonimem Mary Westmacott, do których zachęciła mnie babcia. Nie są to kryminały, z których znana jest ta autorka, a powieści bardziej romansowe, z których niestety nic nie pamiętam. W sierpniu zachęcająco zerkały na mnie z babcinej półki, ale oparłam się. Następną razą nadrobię. Acha, a jeśli nie znasz Agathy od tej strony to Wydawnictwo Dolnośląskie wydało dwie powieści Christie właśnie pod pseudonimem o tytułach              „W samotności” oraz „Róża i cis”.

Następnie przeczytałam zmasakrowany biblioteczny egzemplarz jej autobiografii, który szalenie mi się podobał, choć nie wyjaśniał tajemniczego zniknięcia autorki, o którym pewnie każdy wielbiciel jej twórczości wie. Pamiętam, że przeczytałam „Autobiografię” trzy (!) razy pod rząd. Musze sobie ją wreszcie odświeżyć, bo nie mam pojęcia co w niej takiego było, że aż tak podeszła mi do gustu.
Potem już bardzo długo nic nie było, bo jakoś moje kryminalne zapędy poszły w inną stronę. Aż trafiłam na „I nie było już nikogo”. Wzięłam się za czytanie z obowiązku, bowiem mój egzemplarz należy do kolekcji dzieł XX w. wydawanej przez Wyborczą parę lat temu i postanowiłam, że przeczytam wszystkie należące do niej tomy (nie udało mi się). 

„I nie było już nikogo” to najlepiej sprzedający się kryminał na świecie znany również pod starym, zupełnie niepolitycznym tytułem „Dziesięciu Murzynków”. Pod takim tytułem i ja go poznałam, bo w miarę czytania przypomniało mi się, że dawno daaawno poznałam tę historię. Wyparowało mi z głowy jednak zakończenie, więc z narastającym niepokojem pożerałam historię dziwnego pobytu kilku osób na wyspie odciętej od świata. Groza wręcz wylewała się ze stron. Atmosfera taka, że ciarki na plecach non stop. Nie jest to typowy kryminał Christie, ale mistrzowski. Mało jest książek napisanych tak dobrze jak ta. 

Czy to oznacza, że jest to moja ulubiona książka Christie? Oczywiście, że nie. Moją najukochańszą powieścią jest ‘4.50 from Paddington’, który najpierw pokochałam w wersji filmowej, a następnie w książkowej. No bo jest panna Marple, jest tajemnicze morderstwo w pociągu, jest ciekawie i z gamą oryginalnych postaci kryjących sekrety. Kocham i uwielbiam. Później jest wspomniane ‘And Then There Were None’ i „Morderstwo w Orient Expresie”

Ciągle waham się między panną Marple a Herkulesem Poirotem, ale decyzję kogo bardziej lubię podejmę jak przeczytam więcej powieści Christie. Biorąc pod uwagę, że machnęła ich  prawie setkę to jeszcze długa droga przede mną. Czyta się je świetnie, szybko i zazwyczaj z zainteresowaniem (choć ‘Death in the Clouds” trochę mnie wynudziło, głównie z powodu mało ciekawych i trochę niedopracowanych postaci). Co chwila mam wrażenie, że przecież już skądś to znam, przecież już czytałam coś podobnego, a to przecież ona, Agatha Christie, była pierwsza. Mam również wrażenie, że czytając jej powieści wkraczam w świat z czarno-białego filmu, lekko nieostry, bardzo klimatyczny, gdzie każdy ma jakąś tajemnicę, a morderca zostanie ukarany. Dla mnie to wielka przyjemność, zresztą tak jak czytanie  powieści Raymonda Chandlera. No i rzadko, kiedy domyślam się rozwiązania zagadki (choć może po prostu lekko przytępawa jestem w tym zakresie).

my precioussss.....


Moja kolekcja powieści lady Agathy powoli rośnie. Zasadniczo wolę czytać w oryginale, tak więc książki Christie kupuję na wyprzedażach głównie tutaj, w Anglii. Na pewno będę miała wszystkie „agatki”, bo czytanie Christie mam w genach - moja nieprzeciętna prababcia na starość zaczęła je czytać namiętnie (a szczególnie te z panną Marple). 

Lubię też ekranizacje. Oczywiście moją ulubioną jest już ta wspomniana ‘4.50 z Paddington’ z najlepszego roku 1987 (reż. Martyn Friend), ale bardzo też podobała mi się „Śmierć na Nilu” z 1978 roku w reżyserii Johna Guillermina , której jeszcze nie miałam okazji czytać. 

Acha, warto wspomnieć też o książce, którą napisał wnuk znanej pisarki na podstawie jej dzienników, listów i fotografii o podróży po Imperium Brytyjskim jaką odbyła przy boku męża w 1922 roku. Wyruszyła na 10 miesięcy zostawiając pod opieką rodziny dzieci, bo przecież ciężko byłoby nie skorzystać z takiej okazji? „Moją podróż po Imperium” czyta się świetnie, może nie jako uzupełnienie biografii pisarki, ale jako pamiątkę po złotym okresie imperializmu brytyjskiego.

A Ty? Czytasz Agathę Christie? Lubisz? Czy może jak mój znajomy, stwierdziłeś, że nuda, flaki z olejem, nic oryginalnego (!) i wolisz zaangażowane kryminały skandynawskie? A może w ogóle nie lubisz kryminałów, a Agathę Christie kojarzysz z obowiązku i z tego, że ostatnio ciągle o niej tłuką na blogach przeróżnistych?

Pozdrawiam,                                                                                                          
Kura Mania.            
                                                                                                
PS. Dziś leje, jest mgliście i ponuro. Jak myślisz czy mam rzucić w diabły jesienny TBR i wziąć się za kolejny kryminał Christie? 

M.

2 komentarze:

  1. Kocham książki Agathy. I kropka :)
    Wczoraj świętowałem godnie - przeczytałem "Niemego świadka". Excellent !
    Natomiast powieści (w dużej mierze autobiograficzne) napisane pod pseudonimem próbowałem przeczytać kilka lat temu, ale nie bardzo mi podeszły. Przyzwyczajony czytelnik wciąż czekał na zbrodnię. Może kiedyś do nich wrócę..
    tommy z Samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Niemy świadek" u mnie jeszcze w planach czytelniczych, ale właśnie okazało się, że w Polsce zostały jeszcze książki Christie, które mi się nie zmieściły do bagażu, więc już nie długo będę mogła poczytać m.in. "Dwanaście prac Herkulesa". Me happy.
      A co do ksiażek pisanych pod pseudonimem to teraz pewnie też dziwnie by mi się je czytało...

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!