poniedziałek, 27 października 2014

‘The Grass Is Singing’ Doris Lessing ("Trawa śpiewa")






‘I have been ill for years,’ she said tartly. ‘Inside, somewhere. Inside. Not ill, you understand. Everything wrong, somewhere.’

Mary wychowała się na afrykańskiej prowincji. Jej matka zajmowała się domem, a ojciec pracował na kolei.  Dziewczynka nienawidziła kolejnych małych, biednych chatek, które z powodu licznych przeprowadzek zlały się w pamięci Mary w jeden koszmar biedy i upokorzeń. Do tego ojciec, wiecznie pijany, wydający pieniądze, które powinny zostać wydane na nią i na jej rodzeństwo na kolejne butelki kupowane w lokalnym sklepie. I matka, wykradająca pijanemu mężowi z kieszeni to co zostało z jego zarobków. Ciągłe awantury o pieniądze to prawie jedyne co Mary pamięta z dzieciństwa. Kiedy zaczęła szkołę z internatem było to dla niej jak zbawienie. Wyrwała się z domu do ludzi, do koleżanek. Dlatego kiedy szkoła się skończyła postanowiła znaleźć pracę w mieście. Została sekretarką. Spędzała dnie w pracy, którą lubiła, a popołudnia i wieczory na wyjściach do kina, kolacjach w restauracjach i przeróżnych zabawach. Zawsze miała jakiegoś sympatycznego towarzysza, który traktował ja jak równą koleżankę. Mieszkała w klubie dla młodych kobiet, gdzie dzieliła pokój z inną samotną dziewczyną. Wszyscy w mieście ją znali i lubili. Tak mijały lata. Mary nie zauważyła kiedy skończyła trzydziestkę. Próbowała o tym nie myśleć – dalej się beztrosko bawiła, ubierała jak dziewczynka i nie myślała o przyszłości. Dopiero jedna podsłuchana przypadkowo rozmowa uświadomiła jej co myślą o niej znajomi. Lekko podśmiewali się z jej infantylnych sukienek, lekkiego stylu życia, podsumowując, że nigdy nie wyjdzie za mąż, bo Mary nie jest taka. Uderzyło to kobietę w tak mocny sposób, że już nigdy po tej rozmowie nie była dawną sobą. Zaczęła podświadomie szukać męża, ale wszelkie męsko-damskie kontakty brzydziły ją. Męczyła się w piekle niezdecydowania i upokorzenia. Aż pojawił się Dick. Ubogi rodezyjski farmer, który zapragnął się ożenić. Zobaczył Mary w kinie i od tej chwili nie był w stanie przestać o niej myśleć. Mary z ulgą przyjęła obecność Dicka. Widać było, że ją uwielbia, a ona wreszcie mogłaby zamknąć buzie ludziom i pokazać, że właśnie jest taka, że nadaje się na żonę. Mgliste wyobrażenia o życiu na farmie zostały bardzo szybko skonfrontowane z bezlitosną rzeczywistością. Farma Dicka składała się kilku poletek, na których uprawiał on kilka różnych roślin. Domek składał się z dwóch izb przedzielonych zasłona, kuchni i mało używanej łazienki. Nie było sufitu, a jedynie blaszany dach rozgrzewający się do białości. Kilka sztuk mebli dopełniały szafki zrobione ze skrzynek i kartonów. Wszystko to było ubogie i brzydkie, żywcem przeniesione z dzieciństwa Mary. Początkowo kobieta starała się nadać domkowi charakteru i piękna. Ze swoich niewielkich oszczędności nakupiła materiałów, kilka bibelotów, szyła i haftowała na potęgę, żeby tylko czymś się zająć. Nawet wybieliła ściany, sama, bez żadnej pomocy. 


http://www.rhodesia.me.uk/GoldenDawn.htm



W pewnym jednak momencie beznadziejność życia na ubogiej farmie dopadła ją. Jedynym zajęciem Mary, które sprawiało, że odżywała było ciągle besztanie, poprawianie i psychiczne znęcanie się nad kolejnymi czarnoskórymi homeboys, najętymi do pomocy w domu. Rozeszła się wieść, że Mary nie potrafi odpowiednio traktować swoich służących. Wynajdowała im prace bez sensu i twardo egzekwowała swoje rozkazy. W zapamiętaniu zapominała o tym, że nawet czarny homeboy musi jeść. A Dick? Uganiając się za kolejnymi mrzonkami, pomysłami bez sensu dotyczącymi kolejnych upraw, hodowli pszczół, itp. ciągle tracił pieniądze. Nie było ich na urządzenie domu, nie było na porządne sufity, które pozwoliłyby na wytrzymanie niesamowitego upału panującego w porze suchej. Porażka za porażką, to było życie Dicka. I ciągła myśl, że może w następnym sezonie się poszczęści, że może spłacą część długów, że może pojadą na wakacje. Mary jednak przestała wierzyć słowom Dicka widząc jego wieczną bezradność i niechęć do bardziej skomplikowanych, ekspansywnych upraw takich jak uprawa tytoniu. Kiedy farmer zachorował to Mary wyrwawszy się z apatii zajęła się robotnikami. Była twardym i bezlitosnym bossem – nie żartowała z Afrykanami jak Dick, nie dawała im chwili odpoczynku, wszędzie nosiła ze sobą trzcinkę do bicia. Jej stosunek do rdzennych mieszkańców Rodezji był miksem obrzydzenia, nienawiści i wszechogarniającego lęku. Kiedy jeden z pracowników, Moses, zrobił sobie kilkuminutową, ona uderzyła go trzcinką w twarz. Przez chwilę odczuwała straszny strach, że ten wielki czarny Afrykańczyk również ją uderzy. Tak się jednak nie stało. Moses wrócił do przerwanej pracy jak gdyby nic. Jakiś czas później kiedy Mary znów została bez pomocy domowej, Dick, który stracił już do niej cierpliwość, dał jej do pomocy Mosesa. Zapowiedział, że ma powstrzymać swoje fochy i zatrzymać Mosesa. Od tej chwili nastał przedziwny okres w życiu Mary. Napięta atmosfera w domu między Mary coraz bardziej popadającą w bierność i szaleństwo a Mosesem, który mimo, że cicho i perfekcyjnie wykonywał swoje obowiązki, wzbudzał w Mary przeraźliwy strach. Można powiedzieć, że trzymał ją w szachu nie wspominając o tamtym uderzeniu. Co więcej, Mary zobaczyła w nim człowieka z czego nie zdawała sobie sprawy, ale wzbudzało to w niej niepokój. Biali w tamtym czasie zwykli byli widzieć w Afrykanach zwierzęta rolne traktowane niewolniczo i skromnie wynagradzane. Moses zaś zadawał pytania i to w języku angielskim co było niedopuszczalne i traktowane za ordynarne. Nie podobało mu się to, że obserwowała go podczas jego prysznica, uznając, że należy mu się prywatność. Stupor Mary połączony  bojaźliwym lękiem wytworzyły mieszankę, która doprowadziła ją do popadnięcia w obłęd i wytworzenia przedziwnej, niezdrowej relacji między nią a Mosesem, która mogła zakończyć się tylko w jeden, tragiczny sposób.

Książka zaczyna się śmiercią Mary. Wiemy więc jak skończy się jej historia, ale autorka pokazuje nam co doprowadziło do tego tragicznego wydarzenia. Widzimy jak nieszczęśliwe dzieciństwo Mary wpłynęło na jej dorosłe życie. Brak miłości między rodzicami i ich wieczne kłótnie sprawiły, że z własnej woli nigdy by nie zawarła małżeństwa, ponieważ nawet nie dopuszczała do myśli takiej możliwości. Mary po prostu wypierała ze świadomości rzeczy, które były dla niej nieprzyjemne – idea małżeństwa, seksualność, męskość utożsamianą ze znienawidzonym ojcem. 

Twarde życie na farmie uzewnętrzniło ukryte cechy kobiety zmieniając ją z beztroskiej dziewczynki w nieprzystępną, złośliwą jędzę. Nagle uświadomiła sobie, że nie żyje własnym życiem, a stała się własną matką, niezadowoloną z życia i przygniecioną ciężarem biedy. Również nieudana ucieczka Mary do miasta, z dala od Dicka i jego farmy, odarła ją z marzeń o powrocie do pracy sekretarki, które hołubiła wiele lat. Dodatkowo kolejne porażki Dicka, jego niemożność ogarnięcia farmy i życia, sprawiły, że Mary w pewien dziwny, chory sposób przestała zauważać życie na farmie.

Kolejna przemiana Mary pod wpływem obecności Mosesa w osobę żyjąca w sferze marzeń, mówiąca do siebie i popadająca w bierność na długie godziny napawała mnie niepokojem. Atmosfera zrobiła się gęsta, nieprzyjemna, mroczna. Zamknięta w swoim szaleństwie prowadziła fikcyjne życie coraz bardziej oddalone od rzeczywistości.

Czy gdyby Mary pogodziła się z życiem na farmie i nie przejmując się własną dumą uczestniczyła w życiu społecznym od którego się zdecydowanie odcięła, skończyłaby inaczej? Może. Jednak sam charakter Mary, który nie pozwalał na głębsze związki, a dzięki któremu ona po prostu nie zauważała tego co jej się nie podoba lub co jest złe, nie dawał nadziei na wdrożenie się do życia na farmie. Mary nie była wstanie przewidzieć swojej przyszłości na farmie stawiając sobie za cel małżeństwo, a życie po ślubie było jedynie mglistym wyobrażeniem. Całe jej życie było porażką – jej życie motyla, które nie zaowocowało nawiązaniem żadnej głębokiej przyjaźni, jej małżeństwo z człowiekiem, którego nie kochała i którego nawet nie znała, jej życie na farmie, której nienawidziła. Utożsamiała je ze swoim biednym życiem w ciągłych przeprowadzkach w czasie dzieciństwa, a Dicka z pijanym, śmierdzącym ojcem. Seksualność dla Mary była czymś obrzydliwym, ponieważ kojarzyła ją z ojcem. Żyjąc z Dickiem prawie wcale nie miała z nim nie tylko żadnych kontaktów seksualnych, ale tez nie było między nimi żadnego okazywania uczuć poprzez przytulenie lub zwykły dotyk. Mary w pewien sposób zatrzymała się na etapie dziecka, skrzywdzonej dziewczynki, która kochając matkę, zawsze stawała po jej stronie utożsamiając swoje nieszczęśliwie życie z figurą ojca. Ojciec to zło, a więc Dick, jako mężczyzna, jest tez tym, które to zło sprowadził do jej życia.  

Nie zamierzałam skupiać się na relacjach między białymi osadnikami a czarnymi mieszkańcami, bo to temat rzeka, ale najbardziej ruszył mnie fragment o tym, że osadnicy najbardziej bali się zobaczyć w czarnym drugiego człowieka. To właśnie zobaczyła w Mosesie, wychowanym w chrześcijańskiej misji, który nie tylko mówił po angielsku, ale również interesował się sprawami o których Mary nie miała pojęcia. Zobaczyła, że Moses to człowiek, który ma prawo do prywatności, własnego życia i którego uderzając go skrzywdziła niesprawiedliwie. 

Acha, jednym z tematów książki jest bieda. Wiem jak wpływa na człowieka, jak zamienia nawet najbardziej chętną, aktywną osobę w bierną i nieszczęśliwą. I jak takie życzeniowe myślenie, że w przyszłym roku będzie lepiej lub „jak będę miała pieniądze to..” może ciągnąć się przez lata. Straszne jest przyznanie, że już nic się nie zmieni i już zawsze będzie tak jak teraz. Oto jest moja nowa rzeczywistość – bez perspektyw, bez pieniędzy i bez marzeń. A bez marzeń nie ma po co żyć. 

Przerażająca książka, do której ciągle wracam w myślach. Rzeczowy styl, proste słowa i nieprzeładowane zdania sprawiają, że prawda w niej zawarta uderza z jeszcze większą mocą. Pomimo ciężkiego tematu książkę czyta się bardzo łatwo i szybko. 
To moje pierwsze spotkanie z Doris Lessing, ale na pewno gdy tylko natkną się na inne książki tej noblistki chętnie po nie sięgnę.

Polecam wszystkim miłośnikom studium szaleństwa, niewyobrażalnego żaru i skomplikowanych relacji międzyludzkich oraz tym, których cykanie cykad doprowadza do obłędu.

Pozdrawiam,

Kura Mania.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

2 komentarze:

  1. Nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, ale w recenzjach spotykam same dobre opinie, ich autorzy często piszą, że książki dają do myślenia i nie pozwalają tak łatwo o sobie zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak właśnie jest, a dodatkowo pomimo poruszania trudnych tematów język i styl jaka jest napisana jest bardzo przystępny, wiec czyta się latwo, a zostaje z człowiekiem na długo.

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!