poniedziałek, 8 września 2014

"Kot, którego nurtował strumień" Lilian Jackson Braun



Qwilleran, felietonista i persona znana nie tylko ze swoich wspaniałych wąsów, ale również z ciętej pióra w Moose County i okolicach, zostaje poproszony przez swoją przyjaciółkę, Lori Bambę, o wytłumaczenie niepokojąco mrocznej atmosfery panującej w hotelu Nutcracker, który jest przez nią i jej męża, Nicka, prowadzony. Jako, że Qwill został akurat w tym czasie „słomianym wdowcem” (jego Polly wybrała się razem z siostrą na zwiedzanie muzeów Wschodniego Wybrzeża) chętnie przystał na propozycję spędzenia dwóch tygodni w hotelu. Dodatkowym atutem krótkich wakacji w Black Creek jest przepiękne położenie hotelu, jak i smaczna kuchnia prowadzona przez nowego szefa. No i dziennikarz poczuł, że może być to świetna okazja do znalezienia kilku ciekawych tematów na felietony do rubryki „Piórkiem Qwilla” w „Moose County coś tam”. 

Pięknie urządzony apartament w hotelu nie przypadł jednak do gustu podopiecznym felietonisty – dwóm syjamczykom –  Kao K’o-Kungowi, zwanemu Koko, i Yum Yum, które wydzierając się w niebogłosy przeszkadzały innym gościom. Dlatego więc właściciele hotelu zaproponowali przeniesienie się całej ferajny do jednego z kilku domków, położonych urokliwie niedaleko strumienia przepływającego przez posiadłość należąca do państwa Bamba. Przenosiny jednak uniemożliwiło zaginięcie mężczyzny wynajmującego domek. Kiedy Qwill chcąc poznać topografię terenu przylegającego do hotelu posadził sobie Koko na ramieniu i wybrał się na spacer brzegiem strumienia. W pewnej chwili Koko zesztywniał wskazując swojemu właścicielowi punkt na środku strumienia. Tym punktem okazała się być łódka z ciałem turysty wynajmującego domek.  Mimo tego, że ani Qwill ani Koko nie zamierzali rozwiązywać detektywistycznych zagadek to jednak mrowienie wąsów dziennikarza jak i szósty zmysł Koko sprawiły, że znaleźli się w samym centrum wydarzeń. 

Główną zaletą książek z tej serii jest niesamowity Koko i łagodna Yum Yum. Uwielbiam ten koci duet i od czasu przeczytania pierwszej części zapragnęłam mieć syjamczyka (pomimo tego, że zawsze miałam kocie kundelki i wbrew opinii, że syjamczyki są wredne). Ich królewsko kocie usposobienia ubarwiają akcję, a niesamowity zmysł Koko w odkrywaniu prawdy i łączeniu faktów wraz z wnikliwością Qwillerana sprawiają, że kryminaliki te są jedyne w swoim rodzaju.

Tak też i jest w przypadku tej części. Gdyby nie Koko, odkrycie prawdy zajęłoby policji o wiele więcej czasu, a może i okazałoby się niemożliwe. Ciężko jest mi coś konkretniejszego napisać, ponieważ akcja w powieści płynie wartko, a każdy szczegół jest ważny. Oprócz wątku kryminalnego, Qwilleran jak zwykle działa na rzecz innych biorąc udział w wielu inicjatywach. Aż żal bierze, że wszędzie nie ma tak współpracującej ze sobą i pełnej inicjatyw społeczności. Dodatkowym smaczkiem są opisy potraw, których próbuje dziennikarz, a trzeba wiedzieć, że jest on znawcą i smakoszem lokalnej kuchni. Przeżywa również rozterki sercowe spowodowane  tym co pisze Polly Duncan na pocztówkach przesyłanych ze swojej wędrówki.

Mimo, że seria o „Kocie, który…” jest nierówna i część tytułów wchodzących w jej skład jest raczej słaba, ta akurat trzyma poziom. Znalazła tu wszystko co sprawia, że lubię czytać o perypetiach Qwilla i jego kotów (lub raczej powinnam napisać  – kotów i ich Qwilla), a sama intryga jest w miarę ciekawa, chociaż przewidywalna. Zapewniła mi miłą rozrywkę na jeden wieczór i dała wytchnąć od bieżących problemów. 

Polecam wszystkim miłośnikom ekologii, kotów o zdecydowanym charakterze jak i tym, którzy potrzebują oderwania od życiowych problemów.

Pozdrawiam,

Kura Mania.

2 komentarze:

  1. Chyba już gdzieś się zetknęłam z tą serią, ale nie miałam okazji przeczytać :) Trzeba nadrobi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O ta, to bardzo fajne książki. Idealne na miłe spędzenie jesiennego wieczoru, z herbatą i pod kocykiem :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!