Mój pierwszy dłuższy pobyt w Wielkiej Brytanii przypadł na
lato, tuż po maturze. Wylądowałam w samym środków upałów, podobno najgorszych
od kilkudziesięciu lat. Dzień za dniem żar lał się z nieba, idealnie i okrutnie
błękitnego. Duszne, bezsenne noce. Wielkie billboardy mówiące o potrzebie
oszczędzania wody. Plakaty informujące o karach za podlewanie trawników.
Pomarańczowa, spieczona trawa. Suche, poskręcane listki na drzewach. Przez
prawie trzy miesiące, jakie spędziłam w Anglii padało może przez kilka dni i to
już pod koniec września.
Latem 1976 roku podobna fala upałów wysuszyła Anglię.
Pewnego lipcowego dnia, wczesnym rankiem,
Robert Riordan, emeryt, poszedł kupić gazetę w sklepie na rogu. Jego
żonie, Grecie, nie wydało się to niczym nadzwyczajnym, bowiem robił tak bardzo często. Od zwyczajności
odbiegał jednak fakt, że Robert już nie wrócił.
Do domu rodzinnego przyjeżdża trójka rodzeństwa, żeby pomóc
w ciężkich chwilach swojej matce i zastanowić się nad kolejnymi działaniami. Francis
Michael, najstarszy, jest nauczycielem historii, a jego własne małżeństwo
przechodzi właśnie trudności. Nowi znajomi żony, ekstrawaganccy i atrakcyjni,
wypełniają nie tylko jego dom, ale i cały czas jego drugiej połowy, która
zaczęła kurs na uczelni. Sam nie bez winy w oziębieniu ich relacji nie umie
sobie poradzić w tej sytuacji.
Niewiele od niego młodsza siostra Monica ma swoje własne
problemy. Jej drugie małżeństwo z porządnym miłośnikiem antyków komplikuje
trudna relacja z pasierbicami, które nie wydają się zachwycone, że ich tata ma
nowa żonę mieszkającą w ich starym domu. Jest jeszcze trudna przeszłość z
wiązana z pierwszym mężem i rozpad więzi z Aoife, najmłodszą z dzieci Grety i
Roberta, która jest uważana za „najtrudniejszą” w rodzinie.
Od urodzenia przeżywająca mniejsze i większe dramaty,
nieposłuszna i niezdyscyplinowana, „na złość” sprawiająca problemy w nauce,
Aoife uciekła kilka lat temu od rodziny i aktualnie mieszka w Nowym Jorku
pracując jako barmanka w noc, a asystentka znanej fotografki w dzień. Również i
ona ma swój sekret, który rzutuje nie tylko na jej życie, ale i na życie
bliskich jej osób.
Nie jest ona jednak jedyną osoba z sekretami w tej rodzinie.
Moniki tajemnica rozbiła nie tylko związek z jej pierwszym mężem, ale i więź z
siostrą. Francis Michael również ma sekret, który wyszedłszy na jaw popsuł
relacje z żoną. Oczywiście, tajemnicą jest dlaczego Robert zniknął z życia
swojej rodziny, ale i osoba, która nikt by nie podejrzewał o zdolność do zachowania
czegokolwiek tylko dla siebie, czyli Greta, nosi w sobie ogromny ciężar, który
z upływem czasu zaczął niejako tracić na wadze upchnięty w najdalszy kąt
świadomości…
Nieco klaustrofobiczna opowieść, po którą sięgnęłam w chwili upałów
kilka tygodni temu (tym razem zapowiadana fala upałów trwała… tydzień).
Psychologiczno-obyczajowa opowieść o rodzinie o irlandzkich korzeniach
postawionej w obliczu kryzysu, który zadecyduje o tym, czy będzie ona trwała
dalej czy może rozpadnie się na mnóstwo małych kawałeczków.
Historia składająca się z tajemnic, tych małych i ogromnych,
których ukrycie wymaga nadludzkich wręcz wysiłków, ale czy wartych ciągłego
życia w stresie? Tajemnicach, które kiedyś tam dawno powstały, a potem zostały
zamiecione pod dywan po to, żeby teraz objawić się jeszcze potężniejsze niż na
początku.
Jest to też historia hipokryzji. Nie takiej rozmyślnej, ale
takiej jakby mimochodem. Tak jakby tamten popełniony kiedyś błąd nigdy się nie
wydarzył, a późniejsze zachowanie wróciło do normalności, tak jak gdy by nic
się nigdy nie wydarzyło. Takie chwilowe uchylenie od przestrzegania zasad
moralnych.
Wszystko to skąpane w żarze lejącym się z nieba, oblepiającym
i męczącym. Czy kiedyś naprawdę padał deszcz? Czy kiedykolwiek zrobi się
chłodniej?
Wyjazd do starego domku w Irlandii, który był niegdyś
obowiązkowym miejscem wakacyjnego odpoczynku, jawi się nie tylko jako możliwe
wyjaśnienie tajemnic, ale i chwila odpoczynku od upału, moment upragnionej
ochłody.
Mimo, że jest to dramat pozornie rozpisany na jedynie kilka
osób to jest tak gęsty i bogaty w uczucia i skomplikowane relacje, że robi się
duszno nie tylko od fali upałów. Nie polubiłam żadnej postaci, wszyscy byli w
mniejszym lub większym stopniu irytujący. Tak jak upał obezwładnia człowieka,
tak i bohaterowie książki trwali w takim jakimś stuporze, marazmie wynikającym
ze strachu przed konsekwencjami swojego działania. Jedynym, który się z tego
marazmu wyrwał był właściwie zaginiony Robert.
Świetna opowieść, o której fabule nie można napisać za
wiele, bo zepsułoby to przyjemność czytania. Sięgnęłam po nią ze względu na
tytuł i porę roku spodziewając się jakieś przyjemnej obyczajówki. Dostałam
świetną, trzymająca w napięciu i trudną historię zwyczajnej rodziny stojącej w
obliczu kryzysu. Taką, która pokazuje jak skomplikowane i trudne są relacje
rodzinne, jak dzieci mimo swojej dorosłości zawsze pozostają dziećmi mającymi
określone żądania względem rodziców oraz jak to rodzice w pomimo ich
zwyczajności i codzienności zawsze mogą
mieć swoje własne sekrety.
W ogóle można powiedzieć, że słowa „tajemnica” i
„skomplikowane relacje” to słowa kluczowe jeśli chodzi o tę powieść. Nie znaczy
to jednak, że czyta się ją trudno. Jest tak wciągająca i interesująca, że
połyka się ją tak szybko jak szybko zmienia się pogoda w Wielkiej Brytanii.
Polecam wszystkim miłośnikom dobrej powieści obyczajowej,
zmarzluchom na rozgrzanie i wszystkim, którzy myślą, że w ich rodzinie tajemnic
nie ma.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
‘Instruction For a
Heatwave’ to szósta powieść w dorobku Maggie O’Farrell, ale pierwsza, którą
czytałam tej autorki. Bardzo chętnie zapoznam się z resztą jej twórczości, bo
tą książką narobiła mi wielkiego smaku na resztę jej twórczości.
Zapraszam również do przeczytania tekstu o książce, w której również znika ktoś z rodziny, czyli tytułowa Bernadette z 'Where'd You Go, Bernadette?' Marii Semple.
M.
Ja wciąż czekam na egzemplarz z biblioteki. U nas takie upały, że zalecenia chętnie by się przydały :)
OdpowiedzUsuńtommy z Samotni
A do mnie właśnie dotarło, że nie wspomniałam o tytule i o tym jak się ma do niego treść ;)
UsuńUpały faktycznie straszne. 36 stopni w Anglii to luz, ale w Polsce - pustynia!