Co robisz, żeby sie odstresować po ciężkim dniu? Przeglądasz
Internety, czytasz książki czy może włączasz ulubiony film, który widziałeś już
setki razy, ale zawsze poprawia Ci humor jak filiżanka gorącej herbaty i ciepły
koc w deszczowy dzień? Właśnie tą ostatnia opcję wybrała Liberty Lomax, aktorka
i miłośniczka starych filmów złotej ery Hollywood, a szczególnie tych, w
których grała Audrey Hepburn. A Libby miała naprawdę ciężki dzień, który
zapowiadał się całkiem nieźle.
Po raz pierwszy raz od kilku lat miała mieć „mówioną” rólkę
(jedno zdanie i to w jakimś paskudnym kostiumie kosmity z brodawkami, ale
zawsze), tego dnia wyprowadziła się wreszcie od matki, no i prowadziła
niezobowiązującą konwersację z seksowną gwiazdą, czyli Dillonem O’Hara. Jak to
się stało, że nagle jej włosy zaczęły się palić, zniszczyła kostium (600
funtów!) i została wyrzucona z planu zostając bez pracy, ale z widmem zapłaty
czynszu w niedalekiej przyszłości za swoje nowe mieszkanie? Właśnie,
mieszkanie… Nagle okazało się, że mołdawski… ekhm… „biznesmen” Bogdan przedzielił
mieszkanie, które jej pokazywał na pół i teraz Libby została z pokojem z mini
aneksem kuchennym, ale z całym czynszem! I na dodatek meble jakie sobie wybrała
ze składu filmowego zostały zamienione i nagle wylądowała z wielgachną, śmierdzącą
mokrym psem kanapą w kwiatowe obicie w brzoskwiniowym kolorze! Nie mówiąc już o
tym, że kanapa zajęła praktycznie całe jej mieszkanie! Jedynym remedium na tego
skumulowanego pecha jest ukochany film Libby, czyli „Śniadanie u Tiffany’ego”.
I nagle okazuje się, że Libby już nie jest sama w swoim
żałośnie małej kawalerce. Koło niej, na śmierdzącej kanapie, siedzi… Audrey
Hepburn we własnej osobie. Z kokiem, w czarnej prostej sukience, ze sznurem
pereł i w ciemnych okularach paląc papierosa przez długą fifkę.
Libby często marzyła o spotkaniu Audrey, ale obecna sytuacja
trochę ja przerasta. Ta słynna aktorka chce
udzielając dziewczynie rad odnośnie wyglądu, życia i mężczyzn, które biorąc pod uwagę fakt,
że jest wiek XXI są uroczo staroświeckie (co nie oznacza, że nie przydatne!). Dodatkowo, bardzo aktywnie działa w Internecie
lekko uzależniając się od Nespresso z maszyny do robienia kawy i iPada.
Pojawienie się Audrey jest jednak dopiero początkiem
zawirowań w życiu Libby. Boski Dillon, niezrównoważona siostra, matka jako
domorosły psychoterapeuta oraz Olly, najlepszy przyjaciel, i nie widziany całe
lata ojciec (plus Audrey będąca jak podejrzewa Libby halucynacją spowodowaną
chorobą psychiczną, ewentualnie guzem mózgu) sprawią, że nie tylko główna
bohaterka wyjdzie ze strefy komfortu wbijając się w szpilki i małą czarną, ale
i będzie zmuszona stawić czoło życiu, pierwszy raz od 29 lat, które nie pytając
o nic, wciągnie ją w swój szalony wir.
Po przeczytaniu blurba skrzywiłam się, bo podejrzewałam, że będzie
to kolejne czytadło określane jako „babskie”, typowe chick lit niskich lotów i
ogólna degrengolada. Okładka jednak urzekła mnie i z westchnieniem wzięłam
książkę do domu. I jak zaczęłam czytać wieczorem to skończyłam w nocy!
Świetnie i błyskotliwie napisana skrzy się humorem. Opowiada
o kilku dniach z życia Libby w czasie, których życie jakie znała główna bohaterka
staje na głowie. Przewrót w jej życiu sprawia, że przez większość książki jest
ona wyczerpana wydarzeniami, które wpędzają ją albo w depresją albo w euforię,
a pomimo tego, że często spotykają ją
upokorzenia i przykrości to ciągle miałam nadzieję, że jednak ze wszystkiego
Libby wyjdzie obronną ręką.
Dodatkowym smaczkiem jest postać Audrey Hepburn, taka jaką
znamy z filmów. Urocza, sympatyczna, dobrze wychowana, z lekkim dystansem,
zawsze wyglądająca jak z żurnala. Jej pojawienie się w życiu Libby jest bodźcem
do zmian, drogą do poznania siebie i własnej wartości dla dziewczyny, której
samoocena była ciągle podkopywana przez wieczną nieobecność ojca, który
przekładał swoja pracę zawodową nad czas spędzany z jedyną córką, przez wieczne
podkreślanie wspaniałości siostry i przez matkę, skoncentrowaną głownie na córce wyglądającej bardziej
oszałamiająco, odnoszącej więcej sukcesów, ale mającej pstro w głowie. Przyjemnie
jest mieć kogoś kto w ciebie wierzy, a jeśli jest to Audrey Hepburn przyjemność
jest jeszcze większa. Mimo, że Libby uznaje samą siebie za ta gorszą od innych
wcale taka nie jest. Ma wielką wiedzę filmową, jest miła i sympatyczna, jest
dobrą przyjaciółką i ma w sobie iskrę, ale jednocześnie boi się żyć według
swojego scenariusza. Ba, ona nawet nie wie jak naprawdę chciałaby żyć. I tutaj
wkracza do akcji Audrey, która ja lekko popycha wypychając ją ze strefy komfortu
Libby, czyli dżinsów, bluz z kapturem i życia według scenariusza ustanowionego
przez matkę dziewczyny.
Oprócz pokręconej rodziny Libby jest też jej przyjaciel
Olly, którym dzieli poszukiwania pewnego
tajemniczego sera, no i Bogdan, syn Bogdana, czyli z wygląda bandyta, a w głębi serca mistrz nożyczek!
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to opowieść o
miłości. O miłości niespodziewanej, takiej, która wydaje się być darem z
niebios, ale i takiej cichej, wiernej, nie rzucającej się w oczy. Głównie
jednak jest to historia opowiadająca o tym jak łatwo jest się zagubić w życiu i
jak ciężko jest dorosnąć. Lekka w tonie, ale z ważnym przesłaniem. Nagle
okazało się, że można napisać niby „babską” powieść, ale lekko i z polotem
napisaną, taką, która puszcza oko do czytelnika mówiąc „ja wiem, wiem, że takie
rzeczy się nie zdarzają i w ogóle to jak z okładki kolorowego pisma, ale w
sumie? Może jednak?”. No bo to jest historia w typie „od pucybuta do
milionera”, czyli od aktorki łapiącej ogony i to tez tylko dzięki
matce-agentce, aktorki, która wcale nie chce nią być i która żyje ciągle w
cieniu olśniewającej siostry do… Ha! Tego nie zdradzę! Musze jednak przyznać,
że spodziewałam się kompletnie innego zakończenia i autorka przyjemnie mnie
zaskoczyła.
Naprawdę dobra lektura na poziomie, idealna na odpoczynek po
ciężkim dniu/tygodniu/życiu. Zostawiła mnie z uśmiechem na twarzy i poczuciem
ciepła. Taka komedia romantyczna na poziomie.
Polecam wszystkim miłośnikom Audrey Hepburn, marzącym o
aktorstwie, bojącym się zmian i tym, którzy traktują lekceważąco to w czym są
naprawdę dobrzy. No i miłośnikom sera!
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Acha, na jesieni ma wyjść druga część perypetii Libby, czyli
„A night in with Marilyn Monroe”, a
przyszłym roku ma mieć premiera trzeciej części tym razem z udziałem
Grace Kelly. Nie wiem na ile sprawdzi się powtórzenie schematu znanego z ‘A
night with Audrey Hepburn, gdzie w końcu udział Audrey był czymś świeżym, ale
chętnie się przekonam czytają kolejną część.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY oraz
KLUCZNIK 2015 (książka w obcym języku).
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń