sobota, 15 sierpnia 2015

‘A Night in with Audrey Hepburn’ Lucy Holliday




Co robisz, żeby sie odstresować po ciężkim dniu? Przeglądasz Internety, czytasz książki czy może włączasz ulubiony film, który widziałeś już setki razy, ale zawsze poprawia Ci humor jak filiżanka gorącej herbaty i ciepły koc w deszczowy dzień? Właśnie tą ostatnia opcję wybrała Liberty Lomax, aktorka i miłośniczka starych filmów złotej ery Hollywood, a szczególnie tych, w których grała Audrey Hepburn. A Libby miała naprawdę ciężki dzień, który zapowiadał się całkiem nieźle.

Po raz pierwszy raz od kilku lat miała mieć „mówioną” rólkę (jedno zdanie i to w jakimś paskudnym kostiumie kosmity z brodawkami, ale zawsze), tego dnia wyprowadziła się wreszcie od matki, no i prowadziła niezobowiązującą konwersację z seksowną gwiazdą, czyli Dillonem O’Hara. Jak to się stało, że nagle jej włosy zaczęły się palić, zniszczyła kostium (600 funtów!) i została wyrzucona z planu zostając bez pracy, ale z widmem zapłaty czynszu w niedalekiej przyszłości za swoje nowe mieszkanie? Właśnie, mieszkanie… Nagle okazało się, że mołdawski… ekhm… „biznesmen” Bogdan przedzielił mieszkanie, które jej pokazywał na pół i teraz Libby została z pokojem z mini aneksem kuchennym, ale z całym czynszem! I na dodatek meble jakie sobie wybrała ze składu filmowego zostały zamienione i nagle wylądowała z wielgachną, śmierdzącą mokrym psem kanapą w kwiatowe obicie w brzoskwiniowym kolorze! Nie mówiąc już o tym, że kanapa zajęła praktycznie całe jej mieszkanie! Jedynym remedium na tego skumulowanego pecha jest ukochany film Libby, czyli „Śniadanie u Tiffany’ego”. 

I nagle okazuje się, że Libby już nie jest sama w swoim żałośnie małej kawalerce. Koło niej, na śmierdzącej kanapie, siedzi… Audrey Hepburn we własnej osobie. Z kokiem, w czarnej prostej sukience, ze sznurem pereł i w ciemnych okularach paląc papierosa przez długą fifkę. 

Libby często marzyła o spotkaniu Audrey, ale obecna sytuacja trochę ja przerasta. Ta słynna aktorka  chce udzielając dziewczynie rad odnośnie wyglądu,  życia i mężczyzn, które biorąc pod uwagę fakt, że jest wiek XXI są uroczo staroświeckie (co nie oznacza, że nie przydatne!).  Dodatkowo, bardzo aktywnie działa w Internecie lekko uzależniając się od Nespresso z maszyny do robienia kawy i iPada. 

Pojawienie się Audrey jest jednak dopiero początkiem zawirowań w życiu Libby. Boski Dillon, niezrównoważona siostra, matka jako domorosły psychoterapeuta oraz Olly, najlepszy przyjaciel, i nie widziany całe lata ojciec (plus Audrey będąca jak podejrzewa Libby halucynacją spowodowaną chorobą psychiczną, ewentualnie guzem mózgu) sprawią, że nie tylko główna bohaterka wyjdzie ze strefy komfortu wbijając się w szpilki i małą czarną, ale i będzie zmuszona stawić czoło życiu, pierwszy raz od 29 lat, które nie pytając o nic, wciągnie ją w swój szalony wir.

Po przeczytaniu blurba skrzywiłam się, bo podejrzewałam, że będzie to kolejne czytadło określane jako „babskie”, typowe chick lit niskich lotów i ogólna degrengolada. Okładka jednak urzekła mnie i z westchnieniem wzięłam książkę do domu. I jak zaczęłam czytać wieczorem to skończyłam w nocy!
Świetnie i błyskotliwie napisana skrzy się humorem. Opowiada o kilku dniach z życia Libby w czasie, których życie jakie znała główna bohaterka staje na głowie. Przewrót w jej życiu sprawia, że przez większość książki jest ona wyczerpana wydarzeniami, które wpędzają ją albo w depresją albo w euforię, a pomimo tego, że  często spotykają ją upokorzenia i przykrości to ciągle miałam nadzieję, że jednak ze wszystkiego Libby wyjdzie obronną ręką. 

Dodatkowym smaczkiem jest postać Audrey Hepburn, taka jaką znamy z filmów. Urocza, sympatyczna, dobrze wychowana, z lekkim dystansem, zawsze wyglądająca jak z żurnala. Jej pojawienie się w życiu Libby jest bodźcem do zmian, drogą do poznania siebie i własnej wartości dla dziewczyny, której samoocena była ciągle podkopywana przez wieczną nieobecność ojca, który przekładał swoja pracę zawodową nad czas spędzany z jedyną córką, przez wieczne podkreślanie wspaniałości siostry i przez matkę, skoncentrowaną  głownie na córce wyglądającej bardziej oszałamiająco, odnoszącej więcej sukcesów, ale mającej pstro w głowie. Przyjemnie jest mieć kogoś kto w ciebie wierzy, a jeśli jest to Audrey Hepburn przyjemność jest jeszcze większa. Mimo, że Libby uznaje samą siebie za ta gorszą od innych wcale taka nie jest. Ma wielką wiedzę filmową, jest miła i sympatyczna, jest dobrą przyjaciółką i ma w sobie iskrę, ale jednocześnie boi się żyć według swojego scenariusza. Ba, ona nawet nie wie jak naprawdę chciałaby żyć. I tutaj wkracza do akcji Audrey, która ja lekko popycha wypychając ją ze strefy komfortu Libby, czyli dżinsów, bluz z kapturem i życia według scenariusza ustanowionego przez matkę dziewczyny.

Oprócz pokręconej rodziny Libby jest też jej przyjaciel Olly,  którym dzieli poszukiwania pewnego tajemniczego sera, no i Bogdan, syn Bogdana, czyli z wygląda bandyta, a  w głębi serca mistrz nożyczek!

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to opowieść o miłości. O miłości niespodziewanej, takiej, która wydaje się być darem z niebios, ale i takiej cichej, wiernej, nie rzucającej się w oczy. Głównie jednak jest to historia opowiadająca o tym jak łatwo jest się zagubić w życiu i jak ciężko jest dorosnąć. Lekka w tonie, ale z ważnym przesłaniem. Nagle okazało się, że można napisać niby „babską” powieść, ale lekko i z polotem napisaną, taką, która puszcza oko do czytelnika mówiąc „ja wiem, wiem, że takie rzeczy się nie zdarzają i w ogóle to jak z okładki kolorowego pisma, ale w sumie? Może jednak?”. No bo to jest historia w typie „od pucybuta do milionera”, czyli od aktorki łapiącej ogony i to tez tylko dzięki matce-agentce, aktorki, która wcale nie chce nią być i która żyje ciągle w cieniu olśniewającej siostry do… Ha! Tego nie zdradzę! Musze jednak przyznać, że spodziewałam się kompletnie innego zakończenia i autorka przyjemnie mnie zaskoczyła. 

Naprawdę dobra lektura na poziomie, idealna na odpoczynek po ciężkim dniu/tygodniu/życiu. Zostawiła mnie z uśmiechem na twarzy i poczuciem ciepła. Taka komedia romantyczna na poziomie.

Polecam wszystkim miłośnikom Audrey Hepburn, marzącym o aktorstwie, bojącym się zmian i tym, którzy traktują lekceważąco to w czym są naprawdę dobrzy. No i miłośnikom sera!

Pozdrawiam,
Kura Mania.


Acha, na jesieni ma wyjść druga część perypetii Libby, czyli „A night in with Marilyn Monroe”, a  przyszłym roku ma mieć premiera trzeciej części tym razem z udziałem Grace Kelly. Nie wiem na ile sprawdzi się powtórzenie schematu znanego z ‘A night with Audrey Hepburn, gdzie w końcu udział Audrey był czymś świeżym, ale chętnie się przekonam czytają kolejną część.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY oraz KLUCZNIK 2015 (książka w obcym języku).

2 komentarze:

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!