Większość ludzi wstydu nie zna. W sensie, że wstydu
dotyczącego tego, że nie znają klasyki, nowoczesnych bestsellerów nie czytali,
ani najpowszechniejszych dziecięcych lektur. Większości ludzi takie rzeczy nie
ruszają, bo kto ma czas/siłę/hajs na takie fanaberie jak czytanie. Są jednak
tacy ludzie, którzy czytają z zapałem i zacięciem. Wiadomo, nikt nie jest w
stanie przeczytać wszystkich książek. Zresztą niektórzy czytelnicy mają bardzo
sprecyzowane gusta. Wampirze romanse, skandynawskie kryminały, powieści
graficzne lub postapokaliptyczne. I w takim właśnie czytelniku czasem kiełkują
pewne wątpliwości i ciągoty. A bo może powinnam czytać więcej klasyki, bo mając ją obcykaną wyłapywałabym te wszelkie
nawiązania do klasycznych pozycji, motywów i toposów? A bo może znając Jane
Austen czy innego Dostojewskiego bardziej bym zabłysnął w towarzystwie niż
znając wszystkie opowieści Grocholi? No, ale czasu szkoda, chęci zbytnio nie
ma, jak żyć, ja się pytam, jak żyć?
Dla takich właśnie osób skierowana jest ta niewielkich
rozmiarów książka, której tytuł mówi wszystko. Jak mówić, ciekawie i
inteligentnie, o książkach, których się nie czytało? Autor odpowiada nam na to
pytanie w rozdziałach poświęconych kolejnym autorom i gatunkom literackim. A
robi to na tyle dobrze, z dowcipem i polotem, że czyta się tą książkę nie dość,
że szybko to i jeszcze całą masę przeróżnych (przydatnych w inteligentnej
rozmowie) informacji, dykteryjek i ciekawostek łatwo się zapamiętuje. Okazuje
się bowiem, że to nie dokładna znajomość fabuły jest gwarancją sukcesu w
rozmowie dotyczącej książek, ale znajomość detali, szczególików, dotyczących
autora, na których można oprzeć całą dyskusję. Znajomość chwytliwych fraz,
odpowiednie zadawanie pytań, jak i znajomość podstawowych faktów sprawi, że będziecie
błyszczeć w towarzystwie.
Tak więc dostajemy dwadzieścia skondensowanych rozdziałów
mówiących zarówno o poszczególnych autorach, jak na przykład o tytułowej Jane
Austen, Prouście czy Henry Jamesie, jak i o bardziej ogólnych tematach
związanych z literaturą, czyli o najważniejszych książkach naukowych czy
filozoficznych. Część z rozdziałów jest napisana w sposób kontrastujący pisarzy
z danego okresu lub powiązanych pochodzeniem, np. jest rozdział o Tołstoju i
Dostojewskim oraz o autorach starożytnych. Wszystko to jest naszpikowane
informacjami oraz punktami startowymi do dyskusji nad książkami. Często
książki, z których większość poznałam, pokazane są w całkiem nowym i
oryginalnym świetle (np. kontrolowana nienawiść w powieściach Austen).
Wśród tych rad, które mają nam pomóc w rozmowie o
nieprzeczytanych dziełach, są takie jak
na przykład: skierowanie rozmowy na siebie i na swoje doświadczenia,
zaskoczenie rozmówcy jakimś totalnie absurdalnym skojarzeniem lub porównaniem
danego dzieła czy autora do czegoś totalnie abstrakcyjnego. Dobrze tez poznać
jakąś powieść egzotycznego pisarza z, nie wiem, Wysp Zielonego Przylądka i
luźno rzucić, że teraz to ty czytasz takie właśnie rzeczy (czyli snobowanie się
na dany gatunek lub pisarza). Równie ważne jest przyjęcie tezy, że nasz
rozmówca również nie czytał „Don Kiszota”, którego zna (tak jak i ty) głównie z
animacji stworzonej na bazie powieści jak i umiejętność kłamania w żywe oczy.
Czy te rady się sprawdzają? Oczywiście! Gdyby nie wrodzona
szczerość (ykhym) to mogłabym spokojnie pisać sobie tutaj teksty o książkach,
których nie czytałam i, których nawet nie zamierzam czytać. Nie raz i nie dwa,
uczestniczyłam w dyskusji o książce, której tytuł usłyszałam po raz pierwszy w
trakcie rzeczonej dyskusji. Podam Ci dwa moje niesławne przykłady, oba miały
miejsce kiedy studiowałam literaturę na uniwersytecie w Southampton.
Pierwsza sytuacja miała miejsce w trakcie jednych z zajęć z
kursu dotyczącego przedstawiania ciała w literaturze wieku XX i XXI. Mi się
oczywiście coś pomyliło i przeczytałam nie tą książkę co trzeba. Przeżyłam
lekki szok, kiedy podzielono nas na grupy, rozdano zagadnienia i mieliśmy
pracować na podstawie jednej z książek Susan Sontag. O kobiecie w życiu nie
słyszałam. Oczywiście, nasza grupa miała przedstawić temat jako pierwsza, a ja
zostałam wybrana na lidera. Machnęłam wypowiedź na 15 minut, która zakończyła
się ożywioną dyskusją. O czym mówiłam? Nie pamiętam, wiem, że było to coś na
temat chorób i raka. Jak mi się to udało? Po prostu zaczęłam mówić o sobie i
swoich doświadczeniach (jedna z rad udzielonych przez Hitchingsa).
Druga sytuacja miała miejsce w czasie zajęć poświęconych
‘Waves’ Virginii Woolf. Po lekturze książki pozostały mi jedynie jakieś mgliste
ogólne pojęcie o czym była i przypadkowo wyrwane z kontekstu zdania. Okazało
się, że reszta grupy, w której byłam również nic z tekstu nie zrozumiała. Ale
nic to! Przeczytałam tonę materiałów na temat i nasza grupa zabłysła. Najlepsze
jest to, ze pod koniec zajęć okazało się, że wszyscy mieli z ta powieścią
problem.
(W ogóle ten semestr spędzony na uniwersytecie w S. był jak
z Monty Pythona. Byłam jedyną
nie-Brytyjką, więc moja wiedza dotycząca literatury znacząco odbiegała
od tego co wiedzieli moi koledzy z grupy. Nagle stałam się ekspertką od niemieckich
słów, rosyjskich nazwisk, jak i różnej egzotycznej literatury (np. czeskiej).
Pff.)
Acha, i jeszcze jedna powtarzająca się nagminnie sytuacja w
czasach, kiedy snobowałam się na świetnie oczytaną (człowiek młody był i
głupi). Wiele razy kłóciłam się na tematy związane z książkami, których
nazwiska autorów nawet nie umiałam wymówić, rzucając jakąś kontrowersyjną uwagę
typu „Po co tracić czas na nudziarza podniecającego się magdalenką jak
prawdziwe życie leży w powieściach typu pulp, naszpikowanych przemocą, seksem i
patologią, bo to właśnie jest bliższe życiu, a nie wydumane frazesiki
hipochondryka, który życie oglądał z łóżka” (naprawdę tak było). Albo kiedy
zapytana o zdanie na jakiś temat odpowiadałam mrocznie „Czytam jedynie
„Ulissesa” Joyce’a, bo to powieść totalna, zawierająca wszystko.” Tak, tak,
właśnie tak było :D A teraz nawet nie ma z kim się kłócić o książki, ech.
‘Who’s Afraid of Jane
Austen?’ to książka, która skierowana jest nie do tych, którzy wcale nie
czytają, a chcą sprawiać wrażenie oczytanych, ale do tych, którzy czytają
wiele, ale nie mają czasu lub ochoty na poznanie klasyków. Naszpikowana jest
tak informacjami, że czytanie jej jest wielką przyjemnością. Taka, o, lekka
lektura, która powinna być przyjacielem każdego ucznia czy początkującego
studenta. Nic nowego dla średnio oczytanego czytelnika, ale wszystko napisane
żartobliwie, z polotem i przymrużeniem oka (np. rozdział poświęcony
filozoficznym dziełom otwiera pytanie How
do you Get a philosopher off your doorstep?, a odpowiedzią jest pay for the pizza), sam miód i orzeszki.
Dodatkowym atutem jest niewątpliwa erudycja autora, który płynnie i łatwo
opowiada o zaprezentowanych zagadnieniach. Dba on o czytelnika tłumacząc co
bardziej skomplikowane słowa czy twierdzenia. Jedynym minusikiem mogło by być
to, że momentami miałam wrażenie, że książką ta stawia on sobie pomnik swojej
wiedzy i traktuje czytelnika jak był on lekko przygłupi (choć przecież jest to
pozycja niby skierowana do tych nie czytających, więc się nie czepiam).
A jakie jest moje zdanie na temat czytania klasyki? Czasem
naprawdę nie ma co się szarpać i lepiej sobie odpuścić czytanie pewnych
książek. No, ale faktycznie lepiej chyba poznać przystępne „Dumę i uprzedzenie”,
która może dać nam wiele przyjemności przy jednoczesnym poczuciu, że oto
czytamy klasykę niż „Finnegans Wake”, po którego przeczytaniu będziemy wiedzieć
o tej książce tyle ile przed, czyli to co przeczytaliśmy na Wikipedii.
Polecam wszystkim miłośnikom
książek o książkach (kto ich nie lubi?), uczniom, studentom, ale i
nauczycielom, którym brakuje pomysłów na omawiane lektury (czyli, m.in czy
zaprosiłbyś Jane Austen na obiad?).
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Tak w ogóle, to przecież każdy średnio oczytany
czytelnik potrafi mówić o książkach, których nie czytał. Tak mi się wydaje.
M.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!