niedziela, 28 czerwca 2015

Book Haul #4




Obrodziło książkami, oj obrodziło! Na początku czerwca wrzuciłam najnowsze biblioteczno-własne nabytki w poście o planach na czerwiec. Z przykrością, ale bez niespodzianki, stwierdzam, że część książek dalej czeka na przeczytanie. No cóż, jeśli chodzi o bibliotekę to mam czas do pierwszych dni sierpnia, bo potem lecimy do Polski (szaaaaaaaaaaaał!!!!!). Oczywiście, nie powstrzymało mnie to przed kolejnymi wypożyczeniami. Mało, ale tłusto i ciekawie, czyli:



‘The Technologists’ Matthew Pearl – bardzo wszystkie powieści tego pisarza, mimo, że nie wszystkie mają równy, wysoki poziom. Na ‘The Technologists’ czaiłam się już od dłuższego czasu, ale ciągle hajsu było brak. Wreszcie wpadł mi do głowy cudowny pomysł – sprawdzić w bibliotece! Bo mi to tak raczej obojętnie czy posiadam czy wypożyczam, byleby pożarte było omnomnomnomnom.

O „Szczygle” Donny Tartt czytałam i słyszałam wiele, ale to opinia Olgi z Wielkiego Buka mnie przekonała, bo jej v/blog jest dla mnie stałą inspiracją do kolejnych lektur. Grubaśna powieść, czyli to co tygrysy lubią najbardziej (tylko, że ciężko mi się zebrać do niej po ‘Middlemarch’ George Eliot, która również miała kilkaset stron).

‘The Slight Trick of the Mind’ Mitcha Cullina  już przeczytana i opisana – klik! Przewspaniała książka do której przeczytania zachęcił mnie swoją opinią niezrównany tommyknocker, którego bloga gorąco polecam -> klik!


W zeszły czwartek dostałam cudowną, pół-niespodziankową paczkę od rodziców, w której oprócz stosu ciuchów i kilku książeczek dla Mimi znalazła się również dla mnie książka! Wspomniałam mamie o tej akurat pozycji, a moja matka rodzicielka mówi mi, że ona już wie, że już wyczaiła, więc troszkę miałam nadzieję, że właśnie „Sylvia Plath w Nowym Jorku, lato 1953” trafi w moje łapki. Jak widać Mimi dostała kolejne dwie książeczki o przygodach misi Marysi, czyli „Marysia w ogrodzie” i „Marysia na zakupach” Nadii Berkane i Alexis Nesme (spodziewajcie się tekstu w najbliższym czasie!). No i „Co wypanda, a co nie wypanda” Oli Cieślak, o której to książeczce naczytałam się tyle, że już nie mogę się doczekać, kiedy się do niej dorwę!

No, a teraz najboleśniejsza część, czyli zakupy własne. Najboleśniejsza, bo dobrze pamiętam, jak sobie obiecywałam, że kupię jedynie 12 książek w tym roku. Yhym. No, ale na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, że dopóki mieszkam tutaj w Anglii muszę korzystać, bo gdzie ja takie dobra znajdę w cenie między 0.50 a 1.50 funta? 


Zarówno ‘Anansi Boys’ Neila Gaimana, ‘Rivers of London’ Bena Aaronovitcha i ‘On Writing’ Stephena Kinga już czytałam, ale są to jedni z moich najulubieńszych autorów, więc bardzo chciałam mieć te książki u mnie jak tylko zobaczyłam je na półkach w charity shopach.

‘Solar’ Iana McEwana i ‘The Right Attitude to Rain’ Alexandra McCall Smitha to kolejne pozycje do mojej całkiem już sporej kolekcji książek tych właśnie pisarzy. 

Gillian Flynn ‘Gone Girl’, czyli wielki hałas na blogach, a ja dalej nie znam. No cóż, mam zamiar nie dość, że przeczytać to jeszcze obejrzeć ekranizację i też o niej napisać. Tak też zamierzam zrobić z ‘No Country For Old Men’ Cormaca McCarthy’ego.  Ale kiedy…

Dwa klasyki, które mam na liście TBR, czyli ‘Pook of Pook’s Hill’ Kiplinga (do którego mam jakieś dziwne ciągoty po przeczytaniu ‘Kim’) oraz ‘Franny and Zooney’ J. D. Salingera, którego znam tylko z „Buszującego w zbożu”.

‘The Watcher in the Shadows’ Carlosa Ruiza Zafona da mi, mam nadzieję, wiele przyjemności po dłuuuugim okresie nie czytania żadnych książek tego, kiedyś pożeranego przeze mnie namiętnie, autora.

Last but not least, ‘The Adventure of Robin Hood’ Rogera Lancelyna Greena z przecudownej serii Puffin Classics z materiałową, wytłaczaną okładką i ilustracjami, która zakupiona została na Amazonie za tak śmieszne pieniądze, że do teraz nie mogę w to uwierzyć. Kupiłam tez sobie książkę z serii Chalk Puffin, czy jakoś tak, ale ciągle na nią czekam. Czyli kolejne dwie serie do zbierania. Pffff.

Tak, więc tego… no… jest szał. Ja wiem, że to moje narzekanie na kupowanie jest bez sensu, bo na pewno nie zrezygnuję z tego dreszczyku niepewności, kiedy wchodzę do charity shopu i kieruję się w stronę półek z książkami nie wiedząc czy znajdę tam jakieś wspaniałości czy jedynie kolejnego Greja…

Pozdrawiam,
Kura Mania.                                                                                                                                        

2 komentarze:

  1. Już jakiś czas temu czytałam wspomnianą tu przez Ciebie książkę Matthew Pearla. Dobra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tym bardziej cieszę się na jej lekturę :)

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!