UWAGA! MOŻLIWE SPOJLERY. TAK, ŻE JAK MASZ ZAMIAR CZYTAĆ TĘ
CZĘŚĆ W NAJBLIŻSZYM CZASIE TO CZYTAJ TEN TEKST JEDYNIE NA PÓŁ OKA.
Foxglove, czyli naparstnica purpurowa znana również pod
nazwą lady’s glove, czyli rękawiczka
damy. Z jednej strony roślina lecznicza, którą można stosować przy leczeniu
chorób serca i nerwic. Z drugiej strony jej spożycie niby rzadko kiedy kończy
się śmiertelnie, bo wywołuje ona natychmiastowy odruch wymiotny, ale substancja
z niej wytwarzana przy za dużej dawce powoduje śmierć.
To właśnie łąka tych kwiatów będzie jednym z najważniejszych
miejsc w śledztwie opisanym w piątej już części przygód policjanta Petera
Granta w powieści ‘Foxglove Summer’.
Dwie jedenastoletnie dziewczynki, przyjaciółki, Gaby i
Nikky, znikają pewnej nocy z domów w wiosce w północnym Herefordshire. Na
pierwszy rzut oka, the Folly, siedziba oddziału londyńskiej policji odpowiedzialnej
za zdarzenia… hmmm… bardziej nietypowe (słowo „magiczne” nie zawsze jest dobrze
przyjmowane przez tych, którzy z the Folly pracować muszą), nie jest w żadny
sposób powiązana z tymi wydarzeniami. Okazuje się jednal, że w pobliżu miejsca
zniknięcia dziewczynek mieszka pewien emerytowany czarodziej ze swoją wnuczką,
a w przeszłości dzieci były często wykorzystywane do pewnych eksperymentów
związanych ze słowem na „m”. Peter zostaje wysłany, aby sprawdzić czy staruszek
miał coś z tym wspólnego. Kiedy okazuje się, że obawy te były płonne, Grant
uznał, że jak już jest na miejscu to po uprzednim uzyskaniu pozwolenia od Nigtingale’a,
swojego przełożonego, pomoże w poszukiwaniach.
Sprawa, który na pierwszy rzut oka była po prostu kolejnym
dramatycznym porwaniem lub ucieczką z niewiadomych przyczyn zmienia się
niezwykłe śledztwo, w którym mieszają się owce, przerażające magiczne istoty, jak
i równoległe światy. Nie mówiąc już o
prywatnym życiu Petera, w którym namiesza pewna manifestacja rzeki z
południowego Londynu, z którą nie dość, że będzie tworzył nowe bóstwo rzeki,
ale i maszerował na golasa znaczny kawał drogi i to w ruchliwym miejscu.
Ach, co to jest za
seria! chciałoby się zakrzyknąć. Po troszkę przyciężkiej i momentami
nudnawej części czwartej, której koniec wywołało u mnie taki opad szczęki nie
występujący nigdy wcześniej, Ben Aaronovitch wpadł na genialny sposób na
nabranie lekkiego dystansu do wspomnianego zakończenia, jak i do wprowadzenia
powiewu świeżości i przeniósł do bólu miejskiego Petera Granta w egzotyczne
rejony angielskiej wsi. Peter, nie dość, że orientacji w terenach wiejskich nie
ma wcale, nie wie nic o florze i faunie (zdziwiony rozpoznał gruchanie gołębia
stwierdzając, że słyszał je w Londynie), to jeszcze ma problemy z interpretacją
zachowań ludzi mieszkających na tych obszarach. Tak, więc duża część tego co
nauczył się w trakcie swojej służby w Londynie stała się po prostu
bezużyteczna.
Warto przypomnieć (bo ja o tym ciągle zapominam), że Peter
wyróżniał się na wsi nie tylko tym, że był ekspertem od spraw magicznych o czym
przecież nie każdy wiedział, ale głównie wyglądem. Niby ogarniam, że matka z
Sierra Leone, ale jakoś nie ma to przełożenia w mojej wyobraźni na wygląd
Petera. Szczerze mówiąc, akcja powieści jest tak wciągająca, że nie mam czasu
na myślenie o kolorze jego skóry. No i autor tak nie nachalnie wplata te swoje
multi-culti, że czytelnik nie spędza nad tym aspektem więcej czasu niż
potrzeba.
Tak więc Peter bez bezpośredniej pomocy Nightingale’a, z
którym się jedynie konsultował, sam musiał wykombinować jak ruszyć śledztwo do
przodu, a jak już ruszył to klękajcie narody, co tam się działo! Nie chce
zdradzać za wiele, ale naprawdę nie spodziewałam się takiego sposobu
prowadzenia akcji i istot, które spotkał na swojej drodze zarówno Peter, jak i
przydzielona mu pomoc w osobie lokalnego
policjanta Dominica.
No i nie zapominajmy o Beverley, która nie tylko pełniła
funkcję nieoficjalnej asystentki Petera w sprawach magicznych, ale i stała się
jego partnerką w sprawach bardziej, nazwijmy to, romantyczno-osobistych. Czyli
tak, wreszcie się z nią przespał. Nie mówiąc już o tym, że ich pierwszy seks
miał o wiele większą wagę niż zazwyczaj ma pierwszy raz między dwojgiem ludzi.
Peter, sam lub z pomocą wspomnianej dwójki, nie dość, że
tropił baranożercze jednorożce (tak, tak, dobrze przeczytałeś) przy pomocy czujników
własnego wyrobu to korelował informacje dotyczące aktywności UFO na tamtym
terenie z wycinką i odbudową lasów, jak i przeniósł się do równoległego świata
(fucking fairyland). Brzmi nieprawdopodobnie? Nic podobnego, styl Aaronovitcha
sprawia, że czytelnik przyjmuje wszystko jak leci nie skupiając się na
elementach nadprzyrodzonych, ale na śledztwie prowadzonym przez Granta i
lokalna policję.
Jak zwykle gama postaci występujących w powieści jest różnorodna
i barwna. Pomijając postaci nadnaturalne to na swojej drodze Peter spotyka
ciekawych bohaterów. Lokalny policjant Dominic, sympatyczny, dowcipny i miły.
Rodzice zaginionych dziewczynek, którzy również mają swoje mroczne sekrety.
Emerytowany czarodziej mieszkający w wieży wraz ze swoją nie-do-końca-ludzką
wnuczką i rojem pszczół. Stan, wąchająca ropę i nie do końca kontaktująca co i
jak.
Również i Pete, którego znamy z poprzednich części pokazuje
swoją nową stronę. Może nie tyle nową co raczej głęboko ukrywaną. Grant to
szczery i porządny glina. Ma on sporo dystansu zarówno do siebie, jak i do
innych, a ironiczny humor pomaga mu utrzymać równowagę psychiczną. Pod wieloma
względami jest on dosyć naiwny i ufny.
Pomimo jego wielu zalet i kilku wad nie wydaje się on osobą zbyt głęboką.
Ale prawdą jest, że każdy człowiek ma swoją historię, a historia Petera nie
jest tak wesoła jak on lubi ją przedstawiać. Jego ironiczne uwagi dotyczące
ilości członków jego rodziny, czy dziwacznych przyzwyczajeń jego rodziców, nie
tworzą pełnego obrazu jego dzieciństwa, które przedstawiane było trochę
ironicznie, trochę zabawnie – idealny materiał na anegdoty. W tej części po
interwencji Beverley, która niejako zmusiła go do tego, wyrzuca on z siebie
wszystkie żale. Nie tylko te dotyczącej zdrady Lesley, ale również żal do
matki, która zabierała mu rzeczy twierdząc, że jego dalekie kuzynostwo z Sierra
Leone bardziej ich potrzebuje i do ojca, który zazwyczaj naćpany był bardziej
jak zombie niż jak normalny człowiek. To wszystko siedzi gdzieś tam głęboko w
Peterze pod maską zwykłego chłopaka z sąsiedztwa i fragment, który jest
poświęcony temu wybuchowi jest moim najulubieńszym w całej powieści, bo
pokazuje, że główny bohater nie jest płaski ani jednowymiarowy, a ma swoje
lekko popieprzone wnętrze.
‘Foxglove Summer’ to taki przerywnik, dający chwilę oddechu
od całej sprawy z Faceless Manem, arcywrogiem, która jednak jest zaakcentowana
w powieści w niepokojący sposób, taki, że ciarki przechodzą po plecach. No i
pokazuje, że rozwiązanie jednego śledztwa to dopiero początek kolejnego,
jeszcze bardziej skomplikowanego.
Dodatkowo, pokazuje, że Peter Grant przeszedł dłuuuugą drogę
od tego naiwnego policjanta, który spotkał ducha w nocy, w pierwszej części cyklu.
Pomimo tego, że akcja nie jest osadzona w rodzinnym Peterowi Londynie, w którym
czuje się jak ryba w wodzie, to i na angielskiej wsi daje on sobie świetnie
radę, dzięki zdobytej wiedzy, policyjnemu instynktowi i dużej dawce
nieostrożnej pracy w terenie.
Dowiadujemy się też kilku dodatkowych informacji
uzupełniających naszą wiedzę, np. o tym o co chodziło w bitwie w czasie drugiej
wojny światowej, gdzie zginęła większość brytyjskich czarodziejów, jak i o
pochodzeniu Molly.
Polecam wszystkim fanom cyklu o Peterze Grancie (którzy i
tak sięgną po ta pozycję), marzącym o zamieszkaniu w krainie wróżek oraz tym,
którzy od zawsze mieli swoje podejrzenia co do jednorożców…
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Ps. Acha, pomimo tego, że książka jest już piątą powieścią
w cyklu to spokojnie można czytać ją nie
znając poprzednich części. Autor zazwyczaj wyjaśnia kluczowe pojęcia z zakresu
magii, jak i przypomina kim są główni bohaterzy. Myślę, że każdy w miarę
rozgarnięty czytelnik ogarnie co i jak. Z drugiej jednak strony polecam
zapoznać się z cyklem od pierwszej części ‘Rivers of London’, bo kocham i
uwielbiam i kocham też.
A, no i popatrzcie tylko na te okładki z angielskich wydań –
CUDO!
Acha, i jeszcze coś – piętnastego lipca ma wyjść komiks na
podstawie pierwszego tomu przygód Petera Granta, a szósta część nosząca tytuł
‘The Hanging Tree’ wychodzi 19 listopada tego roku!
M.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.